Pomaganie osobom transpłciowym może być sprzeczne z „podstawowym interesami państwa” – tak uznał poznański sąd i odmówił rejestracji fundacji, która miała wspierać takie osoby.
Jednym z podstawowych praw człowieka w cywilizowanych krajach jest swoboda zrzeszania się. Dzięki temu obywatele mogą legalnie tworzyć stowarzyszenia, fundacje, partie czy, po prostu, spotykać się w większym gronie bez nadmiernych uciążliwości ze strony państwa.
Aby w państwie był porządek, istnienie rozmaitych zrzeszeń jest regulowane przepisami prawa. Przykładowo, założenie fundacji wymaga ze strony inicjatorów przedsięwzięcia odpowiedniego określenia jej celów (art. 1 ustawy o fundacjach):
Fundacja może być ustanowiona dla realizacji zgodnych z podstawowymi interesami Rzeczypospolitej Polskiej celów społecznie lub gospodarczo użytecznych, w szczególności takich, jak: ochrona zdrowia, rozwój gospodarki i nauki, oświata i wychowanie, kultura i sztuka, opieka i pomoc społeczna, ochrona środowiska oraz opieka nad zabytkami.
Odmowa rejestracji fundacji – bo państwo polskie boi się osób transpłciowych?
Wydawałoby się, że istnienie fundacji pomagającej osobom transpłciowym jest dla państwa polskiego co najmniej neutralne. Cóż złego może być np. w integracji środowiska takich osób, krzewieniu idei tolerancji czy zapobieganiu dyskryminacji? Okazuje się jednak, że dla demokratycznego państwa prawa, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej (art. 2 Konstytucji) to działalność niemal wywrotowa – i dlatego referendarz sądowy (urzędnik sądowy, wydający nieskomplikowane orzeczenia) Marta Nebelska-Zawada odmówiła rejestracji fundacji Trans-Akcja.
Powód? Cytowane przez Gazetę Wyborczą orzeczenie pełne jest cytatów, których lektura powoduje uniesienie brwi. W ocenie sądu „Możliwa jest sytuacja, w której cel fundacji – choć społecznie użyteczny – nie będzie mieścił się w kategorii celów zgodnych z podstawowymi interesami państwa”. Jeśli zatem zastanawiacie się, czy pomoc bliźniemu jest zgodna z interesami RP, to wiedzcie, że – przynajmniej w ocenie niektórych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości – to nie jest takie oczywiste.
Dalsza lektura pozwala się domyślić, jaka była główna przesłanka wydania takiego, a nie innego orzeczenia. Otóż, referendarz wskazała w uzasadnieniu, że statut fundacji pełen jest „nieczytelnych określeń”, takich jak: transpłciowe, transseksualne, transgenderowe, niebinarne. Niezrozumiałość takich określeń dla przeciętnego odbiorcy wpływać ma na ocenę zbieżności celów fundacji z podstawowymi interesami RP: „Podstawowe interesy Polski dotyczą obszarów o szczególnym znaczeniu dla państwa, tj. obszarów, których ciężar gatunkowy jest większy niż ten wskazany w statucie fundacji”. Skoro coś jest niezrozumiałe – to nie może być podstawowe. Stąd odmowa rejestracji.
Odmowa rejestracji fundacji dla osób transpłciowych – skandaliczna decyzja sądu
Inicjatorzy powstania fundacji od decyzji sądu nie odwołali się, zamiast tego złożyli nieco zmodyfikowany wniosek o rejestrację innej fundacji. Trafił on do tej samej referendarz, która uznała, że rejestracji jest możliwa, jeśli… usunie ze statutu zapisy o pomocy osobom transpłciowym.
Trudno nazwać taką linię orzeczniczą inaczej niż skandaliczną. Choć bez problemu istnieją w Polsce organizacje o lekkim zabarwieniu faszystowskim, to okazuje się, że większym zagrożeniem dla państwa są osoby pomagające bliźnim. To o tyle dziwna sytuacja, że nawet wysłannik Prawa i Sprawiedliwości do Trybunału Konstytucyjnego przyznał, że choć rząd nie lubi gejów, to też ich nie zwalcza.
Ale konsekwentne zastosowanie takiej wykładni prawa prowadzi do wniosku, że fundacje w Polsce mogą pomagać tylko białym, heteroseksualnym katolikom. To może lepiej od razu, w ramach reformy wymiaru sprawiedliwości, zamienić sędziowskie togi na białe stroje Ku-Klux-Klanu?