Wysoka inflacja i niskie stopy procentowe sprawiają, że w praktyce na lokatach się po prostu traci trochę mniej
Kryzys inflacyjny zmusił Polaków do błyskawicznego przyswojenia podstawowej wiedzy na temat finansów. Do tego wywrócił dotychczasowy sposób myślenia o oszczędzaniu do góry nogami. Kiedyś drobni inwestorzy, których nie było stać na zakup mieszkania, zazwyczaj wybierali lokaty bankowe. Problem w tym, że połączenie niskiego oprocentowania depozytów z wysoką inflacją sprawiło, że ten sposób oszczędzania w oczywisty sposób przestał się opłacać. Pieniądze po prostu traciły na wartości zbyt szybko.
Premier Mateusz Morawiecki zupełnym przypadkiem sprawił, że obywatele dowiedzieli się o istnieniu obligacji indeksowanych inflacją. Równocześnie władza kontynuowała tradycję poprzednich rządów w postaci utrzymywaniu podatku Belki bez żadnej formy kwoty wolnej. Niezależnie od wysokości inflacji państwo zabierało Polakom próbującym ratować swoje oszczędności nawet 19 proc. wypracowanych odsetek. Brzmi kiepsko? Spokojnie, tak naprawdę było jeszcze gorzej. Opłacalność lokat praktycznie nie istnieje w Polsce od 2016 roku, a perspektywy na przyszłość nie są przesadnie optymistyczne.
Takie wnioski płyną z analizy przedstawionej przez Bartosza Turka, głównego analityka HREIT.
Turek przyznaje, że spadek dynamiki inflacji w połączeniu z przerwą w obniżaniu stóp procentowych może oznaczać, że już niedługo opłacalność lokat powróci. Czy raczej: depozyty bankowe będą w stanie przynajmniej uchronić zgromadzone środki przed spadkiem wartości wynikającym z inflacji.
Chcącym zachować swój stan posiadania w bezpieczny sposób w dalszym ciągu polecam obligacje indeksowane inflacją
Nie oznacza to wcale, że mamy jakieś większe powody do świętowania. Przede wszystkim dane za październik 2023 r. sugerują, że wciąż mamy do czynienia z 1,3 proc. straty kończących się wtedy typowych lokat.
Kolejny problem jest taki, że prognozy na przyszły rok sugerują naprawdę znikomą opłacalność lokat.
Lepsze to niż nic, zachowanie dzięki lokacie stanu posiadania już samo w sobie będzie pewnym przełomem. Warto przypomnieć, że równocześnie obligacje indeksowane inflacją gwarantują przynajmniej 1 proc. zysku. Wciąż pozostają obiektywnie lepszym sposobem na ochronę naszych oszczędności przed utratą wartości. Jedyną przewagą lokat jest krótszy termin ich obowiązywania, który oferuje drobnym inwestorom większą elastyczność.
Opłacalność lokat wzrosłaby, gdyby nowy rząd zrobił wreszcie porządek ze znienawidzonym podatkiem Belki
Czy w ogóle istnieje szansa na poprawę sytuacji? Bartosz Turek wskazuje dwa kluczowe czynniki, które raczej nie będą dla nikogo zaskoczeniem. Mowa o poziomie inflacji oraz poziomie stóp procentowych.
Ja dodałbym do listy jeszcze jeden element, który mógłby przynajmniej nieco poprawić opłacalność lokat, a który po raz pierwszy od bardzo dawna wydaje się do osiągnięcia. Mowa oczywiście o poważnych zmianach w podatku Belki. Naprawdę nie ma powodu, by podatek od zysków kapitałowych obejmował także drobnych ciułaczy. Danina ta wymaga jakiejś formy kwoty wolnej albo zwolnień przedmiotowych obejmujących najbardziej typowe instrumenty o charakterze oszczędnościowym. To w końcu 19 proc. odsetek, które banki powinny przekazywać posiadaczowi depozytu, a nie fiskusowi.
Szansa na likwidację podatku Belki w obecnym kształcie jak najbardziej jest. Przypomnijmy: Koalicja Obywatelska wśród swoich 100 konkretów ma także de facto wprowadzenie do tej daniny kwoty wolnej. PSL i Polska 2050 są jeszcze bardziej radykalne, bo postulują całkowitą likwidację podatku. Przeciwna zmianom wydaje się tylko Lewica.