Pamiętacie Pobieraczka i Lex Superior? My tak i sprawdzamy czy te sprawy nie zostały zamiecione pod dywan

Technologie Dołącz do dyskusji (356)
Pamiętacie Pobieraczka i Lex Superior? My tak i sprawdzamy czy te sprawy nie zostały zamiecione pod dywan

Firma Lex Superior rozsyłała do internautów wezwania do zapłaty za rzekome udostępnianie filmów porno w P2P. Jej działalnością zainteresowała się prokuratura, UOKiK i GIODO, a dodatkowo wszczęto dochodzenie dyscyplinarne w sprawie radcy Magdaleny B. Te różne postępowania się toczą, a my wiemy co się dalej dzieje z dochodzeniem w sprawie radcy.

Pamiętacie Lex Superior

Sprawa Lex Superior nie jest już nowością, więc zacznijmy od podsumowania. Ta firma od 2015 roku rozsyłała do internautów wezwania do zapłaty w związku z rzekomym udostępnianiem filmów pornograficznych w sieci BitTorrent. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na działanie kancelarii prawnej, która reprezentuje jakichś posiadaczy praw autorskich. Niestety dość szybko okazało się, że…

  • Lex Superior wcale nie była kancelarią prawną. Była posiadaczem praw do filmów pornograficznych.
  • Pisma często otrzymywały osoby, które nie wiedziały o co chodzi.
  • Firma wzywała do zapłaty powołując się na postępowanie, które zostało wcześniej umorzone.
  • Firma wielokrotnie groziła pozwem ludziom, których nigdy nie pozwała.
  • Pisma były sformułowane w sposób potencjalnie wprowadzający w błąd – sugerowały poniesienie odpowiedzialności nawet jeśli odbiorca nie udostępniał filmu.
  • Pierwsze pisma nie zawierały rzetelnej informacji na temat danych osobowych.
  • Firma instrumentalnie wykorzystała prokuraturę by pozyskać dane osobowe (problem częsty przy tzw. copyright trollingu).
  • Z doniesień prasowych wynikało, że za spółką Lex Superior stoją dokładnie Ci sami ludzie, którzy wcześniej uruchomili serwis Pobieraczek.pl.

Byłem jednym z pierwszych dziennikarzy w Polsce, którzy wytknęli firmie Lex Superior pewne błędy. Po pewnym czasie sprawę dostrzegły większe media, które rozmawiały z odbiorcami pism i przekonały się, że coś nie gra. Czy naprawdę emerytki mogły pobierać porno z sieci? Czy naprawdę można wierzyć „kancelarii prawa”, która zachowuje się jak firma widmo?

Jak już wspomniałem, firmą Lex Superior zainteresowała się prokuratura i UOKiK, potem jeszcze GIODO, a Okręgowa Izba Radców Prawnych w Gdańsku wszczęła postępowanie dyscyplinarne w sprawie radcy prawnego, który reprezentował firmę. Skupimy się na tym ostatnim wątku.

Wątek radcy Magdaleny B.

Lex Superior wysłała do każdego internauty po kilka pism. Najpierw wysyłała wezwania „przedsądowe”, potem „ostateczne przedsądowe” i wreszcie „przedprocesowe”. Chyba nie wypadało wysyłać kolejnych firm „tym razem naprawdę ostatecznych”, więc pracownicy Lex Superior zaczęli wydzwaniać do ludzi.

Pisma z pierwszej serii były naiwne i nieprofesjonalne. Później firma jakby się uczyła. Ostatnia seria pism była podpisana przez radcę prawnego Magdalenę B. Pani radca przekonywała, że osoby wzywane do zapłaty powinny zapłacić nawet jeśli nie popełniły naruszenia, bowiem dokonały pomocy w naruszeniu (twierdzenie wysoce dyskusyjne w świetle polskiego orzecznictwa w podobnych sprawach).

Do Okręgowej Izby Radców prawnych zaczęły napływać skargi na Magdalenę B (było ich ok. 60). Dochodzenie dyscyplinarne zostało wszczęte 19 października 2015 roku.

Najpierw zawieszone, potem częściowo umorzone… ale trwa

Na początku 2017 roku dochodzenie w sprawie Magdaleny B. zostało w części zawieszone, ale tylko w części dotyczącej wyłudzenia pieniędzy. Powodem było to, że równolegle toczyło się postępowanie karne nadzorowane przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku (sygn. akt VI Ds 74/15), które dotyczyło usiłowania doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem szeregu osób poprzez wprowadzenie w błąd (art. 286 KK) przez firmę Lex Superior. Magdalena B. pracowała dla Lex Superior w okresie objętym postępowaniem i dlatego zawieszono część dochodzenia do czasu zakończenia postępowania karnego (podstawą do tego jest art. 67 ustawy o radcach prawnych). 

Pod koniec lipca tego roku OIRP poinformowała o kolejnych zmianach w dochodzeniu. Dowiedziałem się o tym od osób, które są pokrzywdzonymi i otrzymały w tej sprawie pisma od OIRP. Z pewnych względów nie chcę pokazywać kopii pisma, ale powiem co tam było.

Z pisma wynika, że:

  1. Umorzono postępowanie w sprawie zamieszczenia na pismach od Lex Superior faksymille zamiast odręcznego podpisu.
  2. Postępowanie jest prowadzone nadal w pozostałym zakresie.

Osoby, które czują się pokrzywdzonymi przez Lex Superior, zwrócą uwagę zwłaszcza na punkt 1. Nie spodoba im się to, że cokolwiek umorzono, ale moim zdaniem istotniejszy jest punkt 2. Postępowanie nadal  się toczy.

Utrudniony kontakt z prezesem

W piśmie wysłanym do pokrzywdzonych przez OIRP znalazło się ciekawe uzasadnienie.  Wynika z niego, że Magdalena B. zaakceptowała tylko ogólny wzór pism i miała „utrudniony kontakt” z prezesem Lex Superior Jackiem Kwiatkowskim. Wzór jej podpisu zamieszczony na wezwaniach do zapłaty nie został sporządzony przez radcę na potrzeby rozsyłania tych pism. Spółka pobrała sobie obraz podpisu z pieczątką z kopii umowy zawartej z radcą, ale umowa nie przewidywała wykorzystania tego podpisu. Magdalena B. sądziła, że złoży odpowiedni podpis przez wysłaniem pism, ale tak się nie stało.

Z uzasadnienia wynika też, że oznaczenia szczegółowe na pismach były dorzucane przez Pocztę Polską w ramach zawartej umowy. Cóż… tego wymagała wysyłka pism na taką skalę.

To wszystko jest ciekawym uzupełnieniem do wizerunku, jaki chciała stworzyć firma Lex Superior. Nazywała się ona „kancelarią prawa” i na swojej stronie przekonywała, że stanowi zespół ekspertów. Jedna z rzekomych ekspertek nawet groziła mi pozwem po tym, jak wytknąłem w pewnym artykule, że Lex Superior to firma z branży porno, a nie z branży prawniczej. Tymczasem wiemy, że firma zatrudniła jednego radcę (Magdalenę B.) i nawet ten radca miał problemy z utrzymaniem kontaktu z prezesem Kwiatkowskim.

Kolejna osoba z ekipy Pobieraczka

Z zeznań Magdaleny B. wynika, że kontaktowała się ona z prezesem przez jego „osobę zaufaną”.  Tą osobą był… Ireneusz Lejczak. Czy pamiętacie to nazwisko?

Ireneusz Lejczak występował w duecie z Jackiem Kwiatkowskim właśnie w firmie Pobieraczek. Tej, która przed laty prowadziła serwis internetowy namawiający do rzekomo darmowej rejestracji, która po 10 dniach przechodziła na usługę płatną bez żadnego ostrzeżenia. Pobieraczek już nie istnieje, był ukarany przez UOKiK, ale jego ekipa najwyraźniej działa nadal. W czasach Pobieraczka pan Ireneusz Lejczak starał się robić wrażenie kompetentnego prawnika, który przekonywał m.in. że umowa zawarta przez dziecko będzie zawsze ważna. Miał też inne ciekawe teorie, które niekoniecznie broniły się przed sądami.

Pytanie brzmi, dlaczego Ireneusz Lejczak nie był prawniczą twarzą Lex Superior? Domyślam się, że zdobył zbyt wielką sławę. W serwisie VOD TVP jeszcze znajdziecie reportaż sprzed kilku lat, w którym Lejczak wystąpił (musicie przewinąć materiał do pozycji 11:36 aby go zobaczyć). Najwyraźniej Lejczak uczestniczył w przedsięwzięciu Lex Superior, ale po historii z Pobieraczkiem nie wypadało wystawiać go do pierwszej linii.

Radca powinien zadbać o granicę przyzwoitości

Nawet ze strony Magdaleny B. współpraca z Lex Superior nie wyglądała w pełni tak jak powinna. Nie zmienia to faktu, że radca zaakceptowała ogólny wzór pisma, z kontrowersyjnymi wzmiankami na temat „subsydiarnej odpowiedzialności” (uwaga na prawniczą magię). Dodam, że rozmawiałem raz przez telefon z panią Magdaleną. Niestety wykorzystała ona przepisy o autoryzacji aby zablokować opublikowanie zapisu rozmowy. Nie mogę więc przytoczyć tej rozmowy dosłownie, ale mogę opisać jak przebiegała.

W czasie rozmowy Magdalena B. porównała odpowiedzialność za łącze internetowe do odpowiedzialności za psa. Jeśli kogoś pogryzie mój pies to mogę odpowiedzieć, czy tak? Nie pani Magdaleno! Łącze internetowe to nie pies. Nikt nie wymaga ode mnie abym prowadzał je w kagańcu i na smyczy, natomiast w przypadku psa można tego wymagać.

Mieliśmy w Polsce wyroki takie jak wyrok Sądu Okręgowego w Słupsku z 29 czerwca 2015 r. (sygn. akt. I C 79/14). Chodziło o naruszenie dóbr osobistych, ale sąd uznał, że jeśli nie ustalono sprawcy a tylko łącze, to trudno mówić o pomocnictwie. Podobne wnioski płyną z postanowienia Sądu Najwyższego z dnia 7 maja 2008 r., III KK 234/07 oraz z wyroku z 8 lipca 2011 r., IV CSK 665/10.

Moim osobistym zdaniem (i podkreślam, że jest to moja opinia) radcy prawni i adwokaci muszą czuć pewną granicę przyzwoitości kiedy przedstawiają argumenty korzystne dla swojego klienta. Nie powinni przykładowo sugerować, że świadek w postępowaniu jest podejrzanym (coś takiego robił pewien adwokat z Warszawy zajmujący się masową wysyłką pism). Nie powinni też wmawiać ludziom, że z pewnością grozi im odpowiedzialność za pomocnictwo, jeśli jest to w istocie dyskusyjne lub mało prawdopodobne. Przy masowej wysyłce pism z wezwaniami do zapłaty obserwujemy nierzadko problemy z utrzymaniem rzeczowości i to jest niepokojące. Inna rzecz, że (moim osobistym zdaniem) przy copyright trollingu dochodzi do grożenia postępowaniem karnym choć w zawoalowany sposób. Pisma mają zawsze taki wydźwięk: „Patrz człowieku! Jest jakieś postępowanie. Zapłać to nie ucierpisz”. Celowo pomija się „szczegóły” takie jak fakt umorzenia postępowania lub to, że odbiorca pism wcale nie jest podejrzanym. Ciągle mam nadzieję, że samorządy adwokatów i radców przestaną przymykać na to oczy.