Planujecie wylot na Majówkę? Mogą być z tym problemy. Na 206 warszawskich kontrolerów lotów 180, jak dotąd, postanowiło nie podpisywać nowych umów ze swoim pracodawcą. Od maja może nas czekać paraliż ruchu lotniczego. Tak się może skończyć protest kontrolerów lotów. Mieliśmy już tego przedsmak. W czwartek na 30 minut wstrzymano ruch samolotów nad Warszawą. Rząd ma pomysły na usprawnienie, ale zdaniem kontrolerów zadziałają za rok. Póki co Europa przygotowuje się do omijania Polski.
Protest kontrolerów lotów. Czym się może skończyć?
O problemach kadrowych z kontrolerami lotów słychać było na długo wcześniej, nim zaczęli protest. Pracę mają bardzo odpowiedzialną. Nie ujmując niczego pilotom, wkład kontrolerów w bezpieczeństwo lotów jest olbrzymi. Chętnych do pracy jest wielu, ale tylko nielicznym udaje się spełnić bardzo wysokie wymagania. Trudna i stresująca praca jest bardzo dobrze wynagradzana. Przed pandemią było to średnio 45 tys. zł brutto. Covid zarobki kontrolerów obniżył. Kłopot w tym, że choć rząd chce już ogłaszać koniec pandemii, to w przypadku kontrolerów, do stawek sprzed pandemii nie chce wrócić. W nowych umowach, które dostali kontrolerzy ich wynagrodzenia obniżono do ok. 30 tys. zł brutto.
Nie można jednak protestu kontrolerów sprowadzać tylko do walki o płace. Wraz z nowymi warunkami płacy musieliby zaakceptować i gorsze warunki. Gorsze, znaczy mniej bezpieczne. To co dotąd miało być przejściową prowizorką, teraz ma stać się normą. Kontrolerzy pracują w zespołach, zwykle dwuosobowych. Tak jest bezpieczniej. Gdy na wieży jest tylko jeden kontroler, poziom bezpieczeństwa ruchu lotniczego obniża się. Mocno rośnie też poziom stresu u kontrolera. Dlatego nie chcą tak pracować. Te dwa elementy, płaca i system pracy są przyczyną ich protestu.
Spóźnione i skasowane rejsy
Sytuacja jest już bardzo poważna. Urząd Lotnictwa Cywilnego wydał komunikat, w który informuje, że „w najbliższych dniach może dojść do nieregularności w ruchu lotniczym nad Polską. W tym do opóźnień i odwołań rejsów. Zalecamy pasażerom, żeby byli przygotowani na możliwość wystąpienia opóźnień, jaki i odwołań połączeń lotniczych oraz na bieżąco zasięgali informacji u przewoźników lotniczych o statusie danego rejsu”.
Wiceminister infrastruktury Marcin Horała zapowiedział zastąpienie kontrolerów cywilnych wojskowymi. Jego słowa o uprzywilejowanej, niezwykle dobrze zarabiającej grupie, która nie chce przyjąć do wiadomości, że Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej nie stać, żeby im więcej płacić wywołały burzę. Zaś pomysł z sięgnięciem po kontrolerów wojskowych może być rozwiązaniem, ale muszą się oni najpierw nauczyć obsługi systemu, w którym funkcjonuje lotnictwo cywilne. Ile to zajmie? Zdaniem fachowców, około roku.
Polski niepotrzebny
Ministerstwo Infrastruktury ma jeszcze jeden pomysł. Przygotowało właśnie projekt rozporządzenia, w którym znosi wymóg biegłego posługiwania się językiem polskim przez praktykanta kontrolera i kontrolera. Ma to otworzyć przed cudzoziemcami dostęp do tej pracy w Polsce. Nawet jeśli, wbrew przewidywaniom samych kontrolerów, pomysł zadziała, to na pewno nieszybko.
Dlatego Europejska Organizacja ds. Bezpieczeństwa Żeglugi Powietrznej przestrzega, że kryzys w PAŻP może od maja sparaliżować niebo nie tylko nad Polską, ale i sąsiednimi krajami. Więcej pracy będą mieli kontrolerzy w Niemczech, Czechach, Słowacji, Litwie i Szwecji. Samoloty lecące teraz tranzytem przez Polskę, będą musiały ją ominąć. Kierując się przez sąsiednie kraje. To oznacza dłuższą i droższą podroż, o zanieczyszczeniu środowiska już nie wspominając. Chyba że zapowiedziane na po świętach dalsze rozmowy przyniosą porozumienie. W końcu chodzi o wynagrodzenie dla 600 osób. Tylu mamy dziś kontrolerów w Polsce.