Przedsiębiorca wie, jak działa świat i nie potrzebuje wysokiej emerytury z ZUS. Nie zmuszajmy go do składek od dochodu

Firma Podatki Dołącz do dyskusji (210)
Przedsiębiorca wie, jak działa świat i nie potrzebuje wysokiej emerytury z ZUS. Nie zmuszajmy go do składek od dochodu

W ostatnim czasie czytelników Bezprawnika (i nie tylko) zelektryzowały doniesienia o tym, że rząd rozważa uzależnienie składek ZUS od dochodu. 

To oczywiście bardzo zła wiadomość, ponieważ obecnie przedsiębiorcy płacą ryczałtowe składki. Składki ZUS 2020 wyniosą wprawdzie już blisko 1500 złotych i to spora kwota dla przedsiębiorców, którzy nie zarabiają szczególnie imponująco, jednak uzależnienie składek od dochodu jest rozwiązaniem, które nie służy niemal nikomu. Dziennikarze wyliczyli bowiem, że już osoby o dochodzie na poziomie 3000 złotych musiałyby płacić ZUS-u więcej, niż dotychczas. Wraz ze zniesieniem limitu składek ZUS, przedsiębiorcy zarabiający np. 50 000 złotych miesięcznie, aż 20 000 złotych musieliby odprowadzać tytułem podatków i do ZUS-u. To trochę niesprawiedliwe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że dożycie emerytury to loteria, a publiczna służba zdrowia jest jedna – i dla bezrobotnego, i dla milionera.

Składki ZUS liczone od dochodu to zatem dobry pomysł, ale dla bardzo małych przedsiębiorców, z niewielkimi zyskami. W ten sposób nie muszą oni zamykać działalności gospodarczej, nawet jeśli ta nie jest nowym Orlenem. Dla całej reszty polskiego biznesu jednoosobowego jest to jednak gwóźdź do trumny i powód, by działalność zamknąć lub uciec z nią za granicę. I przez ucieczkę rozumiem nie tylko fikcyjną firmę np. w Wielkiej Brytanii, ale rzeczywistą wyprowadzkę.

A etatowcy płacą składki od dochodu!

Generalnie odniosłem wrażenie, że przeciwko składkom ZUS liczonym od dochodu zgodnie sprzeciwiają się niemal wszyscy przedsiębiorcy. Wiele osób w internecie podnosi jednak argument, że przedsiębiorcy są beneficjentami aktualnego ryczałtowego sposobu obliczania składek, a na taki przywilej nie mogą liczyć pracownicy etatowi.

Nie da się porównywać pracowników etatowych z przedsiębiorcami na jednoosobowej działalności gospodarczej. Ja osobiście uważam, że każdy powinien prowadzić jednoosobową działalność gospodarczą z ryczałtowym ZUS-em i podatkiem liniowym w okolicy 19 proc. Każdy sam płaciłby swoje podatki i być może społeczna świadomość pewnych procesów byłaby większa.

Oczywiście żaden realny rząd na to nie przestanie, ponieważ przedsiębiorca jest organem quasi-skarbowym. Na barkach osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą oraz inne formy przedsiębiorstwa spoczywa niejako obowiązek poboru podatków i wstępnej administracji nimi. Pisałem o tym od dawna, a jeśli ktoś nie był wtedy przekonany, niech sprawdzi jak działa biała lista podatników VAT, gdzie przedsiębiorcy tym razem zmuszani są do weryfikacji kont bankowych swoich kontrahentów.

Model, w którym każdy Polak jest sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem jest niemożliwy do zrealizowania, ponieważ – po pierwsze – część Polaków nagle okazałaby się nierentowna, co dziś można kamuflować np. takimi mechanizmami jak wynagrodzenie minimalne 2020. Po drugie – ściągalność danin i podatków zmalałaby, nie tylko ze względów biznesowych, ale czysto organizacyjnych. Prowadzenie przedsiębiorstwa jest bowiem nie tyle drogie, co przede wszystkim skomplikowane, a przynajmniej – wybaczcie trywializm – upierdliwe.

Przedsiębiorca nadąża

Przedsiębiorcy na jednoosobowej działalności gospodarczej nie są tytanami intelektu z urzędu. Jednak ze względu na specyfikę swojego modelu działania, są to obywatele najbardziej świadomi. Wymogi prawne dają im zrozumienie i znajomość mechanizmów państwowych, zaś wymogi biznesowe – wgląd w mechanizmy gospodarcze.

I w tym właśnie upatruję powodu, dla którego przedsiębiorcom wystarczy ryczałtowy ZUS. Przypomnę może troszkę banalny, a jednak nieoczywisty argument, który na łamach Bezprawnika podnosiłem wielokrotnie. My sobie wszyscy to państwo zrobiliśmy kiedyś, żeby nam służyło. To nasze, polskie państwo, a nie pozostały po wojnie aparat opresji obcego mocarstwa.

I jeśli przedsiębiorcy chcą na starość oszczędzać w ZUS mniej, a zarazem ogół spoczywających na nich obowiązków pozwala przypuszczać, że jakoś się na tę starość zabezpieczą i dobrze wiedzą, z czym się ona wiąże, to nie widzę powodu, by „troszczyć się o wysokość ich emerytur” poprzez (w rzeczywistości) łatanie budżetu nakładaniem na nich dodatkowych obciążeń.

ZUS jest dobry, to zdecydowanie lepiej funkcjonująca instytucja, niż się powszechnie wydaje. Ale tutaj przecież nie chodzi ani o ZUS, ani o nasze emerytury. I dlatego nie ma możliwości, by przedsiębiorcy zgodzili się na propozycję składek ZUS od dochodu. Nie przemawiają za tym ani względy ekonomiczne, ani moralne. Czysta polityka.

Czytaj też: