Czy należy ograniczyć prawo wyborcze osobom niewykształconym, a wzmocnić siłę głosu lepiej wykształconych?

Gorące tematy Państwo Prawo Dołącz do dyskusji (1099)
Czy należy ograniczyć prawo wyborcze osobom niewykształconym, a wzmocnić siłę głosu lepiej wykształconych?

Dlaczego szanowany profesor akademicki ma taki sam wpływ na wybór prezydenta jak alkoholik z wykształceniem podstawowym? 

Powyższe pytanie samo w sobie zawiera odpowiedź, której wielu oczekuje. Im słabsze wykształcenie, tym gorsze (a jakże!) cechy osobowości. Skłonność do używek (alkohol, papierosy), niechęć zgłębiania praw ekonomii, brak zaangażowania w życie lokalnej społeczności. A do tego ta paskudna przekupność, skutkująca głosowaniem na tego, kto obieca więcej wyborczej kiełbasy.

Wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich rozbudziły oczekiwania części wyborców, żeby w końcu z tym skończyć i uzależnić siłę głosu w wyborach od posiadanego wykształcenia.

Równość prawa wyborczego – co to oznacza?

Postulat ten oczywiście nie jest możliwy do zrealizowania na gruncie obecnej konstytucji. Zgodnie z jej przepisami wybory powszechne (nie tylko na urząd prezydenta, ale też np. do Sejmu) muszą być równe.

Prezydent Rzeczypospolitej jest wybierany przez Naród w wyborach powszechnych, równych, bezpośrednich i w głosowaniu tajnym.

Równość oznacza w tym wypadku zasadę jeden obywatel – jeden głos. Każdy, kto może zagłosować (a więc osiągnął odpowiedni wiek i nie został pozbawiony praw wyborczych), ma taki sam wpływ na to, kto zostanie w danych wyborach wybrany, co pozostali wyborcy. Dawniej nie zawsze tak było. Aby móc głosować, trzeba było np. płacić podatki w określonej wysokości. Takie ograniczenia były znane m.in. w Wielkiej Brytanii czy Francji na początku XIX wieku.

Czy dzisiejsze postulaty mają zatem sens, skoro inne kraje już dawno z takich ograniczeń czynnego prawa wyborczego zrezygnowały? Trzeba sobie wprost powiedzieć, że to pomysł ze wszech miar durny. Przede wszystkim dlatego, że koncepcja ta utożsamia wykształcenie z mądrością, co bywa wysoce zawodne. Każdy z nas zna chyba osoby o odpowiednio wysokim wykształceniu, które jednocześnie plotą bzdury. A to szkodliwe szczepionki, a to niebezpieczne maszty sieci 5G (o tym nawet wspominał jeden z kandydatów na prezydenta), a to globalny spisek pandemiczny. Dyplom wyższej uczelni w niczym tu nie pomaga.

Zresztą, proszę spojrzeć na polityków różnych opcji politycznych. Zazwyczaj są to osoby wykształcone, po dobrych uczelniach. A wystarczy posłuchać ich (zwłaszcza tych reprezentujących nielubianą przez nas formację) wypowiedzi, by dojść do wniosku, że możność dodania mgr, dr czy prof. przed nazwiskiem naprawdę nic nie oznacza. Zwłaszcza w kraju, którego do wolności poprowadził robotnik.

Postulaty, aby równość prawa wyborczego odesłać do lamusa, pojawiają się przy okazji prawie każdych wyborów. I równie szybko znikają. Zamiast modyfikować tę prostą zasadę jeden obywatel – jeden głos, lepiej po prostu zadbać o lepszą edukację. Wtedy nie będzie pretekstu do narzekania.