Białoruski prezydent straszy kraje zachodnie. Jeśli będą mu grozić i wspierać opozycję, to sam nałoży sankcje na Polskę i Litwę. Miałby zamknąć swoim przeciwnikom granicę Białorusi na tranzyt towarów do Rosji i Chin. W praktyce byłaby to jednak raptem drobna niedogodność.
Rzekome białoruskie sankcje na Polskę i Litwę to dowód na to, że Aleksander Łukaszenka jest kiepski z geografii
Aleksander Łukaszenka wciąż kurczowo trzyma się władzy. Tymczasem protesty na Białorusi trwają, nic nie wskazuje na to, by obywatele mieli zrezygnować z oporu przeciwko fałszerstwom wyborczym i dalszemu trwaniu dyktatury.
Deklaracja gotowości do interwencji ze strony Rosji najwyraźniej dodała Łukaszence animuszu. Białoruski prezydent postanowił zrewanżować się na unijne groźby nałożenia sankcji gospodarczych, oraz za wsparcie udzielane przez Polskę i Litwę opozycji.
Łukaszenka wymyślił sobie, że nałoży sankcje na Polskę i Litwę. Jego zdaniem, Białoruś może zastosować środek, który bardzo zabolałby obydwa te państwa. Chodzi o wprowadzenie embarga, które miałoby „zmusić Polaków czy Litwinów, by zamiast przez jego kraj latali do Rosji i Chin nad Bałtykiem czy Morzem Czarnym„.
W tym toku rozumowania jest jednak jeden problem: Białoruś wcale nie jest jedynym krajem, przez który można pojechać do Rosji i dalej. Istnieje alternatywa w postaci chociażby Łotwy. Cały czas można także dojechać do Rosji przez Ukrainę. Takie sankcje na Polskę i Litwę z pewnością nie miałyby jakichś dramatycznych konsekwencji dla obydwu państw. W najlepszym wypadku stanowiłyby drobną dolegliwość.
Warto także zauważyć, że wymiana handlowa Polski i Białorusi ma dla obydwu państw raczej niewielkie znaczenie. Wymiana z naszym wschodnim sąsiadem stanowiła około 0,7% polskiego eksportu i 0,5% importowanych przez Polskę towarów. Dla porównania: eksport do Niemiec to 27,6% a do Rosji 3,2% całości.
Aleksander Łukaszenka coraz bardziej odkleja się od rzeczywistości
Same białoruskie sankcje na Polskę i Litwę to niejedyny przykład oderwania Łukaszenki od rzeczywistości. Warto bowiem w pierwszej kolejności zwrócić uwagę na uzasadnienie, jakie przedstawił.
Oni są syci. Zdążyli zapomnieć, czym jest Białoruś. Myślą, że można nas nastraszyć i zmusić do uległości czołgami, rakietami… Zobaczmy, kto kogo postraszy. Pokażemy im czym są sankcje.
Czy państwa zachodnie faktycznie starają się nastraszyć Łukaszenkę i skłonić go do odejścia za pomocą siły militarnej? Niespecjalnie. Jeżeli ktoś tu wykonuje jakieś niezrozumiałe ruchy wojsk, to właśnie białoruski prezydent, rzekomo kierujący siły zbrojne tego państwa na zachodnią granicę.
Alseksander Łukaszenka insynuował również, że Polska chce odebrać Białorusi Grodno. W tym mieście miały już nawet powiewać polskie flagi. Bardzo jednak możliwe, że białoruski prezydent pomylił polską biało-czerwoną flagę z biało-czerwono-białą flagą niepodległej Białorusi wykorzystywaną przez opozycję.
Właśnie w związku z tymi słowami Łukaszenki wezwano białoruskiego ambasadora w Polsce, by przekazać mu wyrazy zdziwienia i rozczarowania jego wypowiedziami. Białoruś z kolei wezwała do tamtejszego MSZ charge d’affaires polskiej ambasady. Celem takiego posunięcia był protest przeciwko próbom mieszania się w wewnętrzne sprawy Białorusi.
Sankcje na Polskę i Litwę byłyby przede wszystkim próbą pokazania, że Łukaszenka panuje jeszcze nad sytuacją
Podsycanie konfliktu pomiędzy Białorusią a Polską i Litwą oczywiście ma tak naprawdę służyć polityce wewnętrznej Łukaszenki. Wskazany społeczeństwu palcem wróg zewnętrzny pozwala budować na Białorusi atmosferę zagrożenia. Można również protestujących obywateli sprowadzić do roli nawet nie „chuliganów” i „anarchistów” a wręcz zachodnich szpiegów.
Kolejną zaletą takiego posunięcia dla Łukaszenki jest torowanie drogi Władimirowi Putinowi do ewentualnej interwencji. Rosyjskie wojska nie będą przecież tłumić pokojowych protestów przeciwko prezydentowi Białorusi. Co innego chronić „bratni naród” przed zmyśloną hybrydową inwazją państw zachodnich.
Oczywiście, mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek wierzył Łukaszence. I to pomimo tkwiącego w tej historii ziarna prawdy w postaci wsparcia dla białoruskiej opozycji płynącego z Polski i Litwy. Bardzo wątpliwe, żeby białoruskiemu prezydentowi uwierzył nawet Władimir Putin, niezależnie od tego co oficjalnie mówią Rosjanie.
Moskwa będzie się kierować w całej sprawie najprawdopodobniej przede wszystkim własnymi interesami na Białorusi, których Łukaszenka od dawna jest zakładnikiem. On potrzebuje Putina, rosyjski prezydent Łukaszenki już niekoniecznie.