Dzisiaj rano, słuchając pogody, zwróciłam uwagę na wypowiedź ratownika beskidzkiej grupy GOPR. Pan całkiem poważnie przestrzegał turystów przed ciężkimi warunkami i nierozważnymi pomysłami. Doczekaliśmy się czasów, w których oprócz ostrzeżenia przed opadami śniegu czy silnym wiatrem, trzeba ludziom przypominać, że w góry należy się również ubrać. I to dosłownie.
Turyści w szortach, czyli akcja GOPR na Babiej Górze
Tak, nawiązuję do akcji GOPR na Babiej Górze, z której ratownicy zwieźli wychłodzoną, półnagą turystkę. Wydarzenie odbiło się takim echem w mediach, że właściwie nie wymagało żadnego komentarza i pewnie nie przyszłoby mi do głowy odnoszenie się kiedykolwiek do niego.
Zwłaszcza, że z prawem ma niewiele wspólnego. Chyba że wrócimy do powtarzanego jak mantrę pytania: czy takie osoby powinny płacić za akcję ratowniczą? Ponieważ uważam, że temat zakończył się już wiele lat temu – w Polsce każda akcja ratownicza jest bezpłatna. Tak stanowią przepisy. Ratujemy życie, nie ma znaczenia czy w górach, czy na autostradzie. W mojej opinii problem nie leży w ewentualnej odpłatności, ale w koniecznej reformie systemu, w tym dofinansowaniu instytucji za to odpowiedzialnych. I, jak się ostatnio okazało w doedukowaniu ludzi, a raczej uświadomieniu im naturalnych praw rządzących światem. W zimie jest zimno, człowiek nie ma naturalnej ochrony przed zimnem, dlatego musi ją zastąpić ochroną sztuczną, a między możliwościami fizycznymi kobiety i mężczyzny istnieje pewna różnica, podobnie jak przy tolerancji na temperaturę u poszczególnych ludzi.
Od dłuższego czasu w przekazie publicznym możemy zaobserwować zinfantylizowanie pewnych przekonań dotyczących natury, czy przyrody. Fakt większość z nas nie ma do czynienia z prawdziwą, dziką przyrodą, która de facto determinuje jego życie. Żyjemy w bezpiecznym i przewidywalnym świecie. Jeśli spadnie śnieg, ktoś go usunie, jeśli będzie burza, to po prostu będzie burza, jak będzie zimno, to odkręcimy kaloryfer, a jak zrobi się ciemno, to włączą się latarnie. Niestety przyroda tak nie działa. Tak jak dzikie zwierzęta nie przypominają i nie zachowują się jak Bambi, Miś Uszatek, czy bohaterowie Księgi Dżungli, tak świat, który nas otacza nie do końca przypomina to co oglądamy w Pocahontas. Zamiast więc go idealizować, spójrzmy na niego racjonalnie i z pewną dozą nieufności. Rozczarowanie będzie mniejsze, a my sami bezpieczniejsi.
Infantylizowanie gór i sprowadzanie wszystkiego do zabawy
Dlaczego to piszę? Ponieważ uważam, że za zinfantylizowanym patrzeniem na świat idą równie zinfantylizowane działania i roszczeniowa postawa. Lubimy wygłaszać komentarze o tym jak powinno ochraniać się Puszczę Karpacką, nie żyjąc w jej otoczeniu, ba nawet nigdy w tej puszczy nie będąc. Lubimy deprecjonować osiągnięcia i wysiłek, sami nie mając żadnych doświadczeń. Może próbuję teraz zabrzmieć idealistycznie, bo niech pierwszy rzuci kamień, kto nigdy nie wypowiedział się na jakiś temat, zgrywając specjalistę. Ale wraz z racjonalnością powinna iść również doza pokory.
Zastanawiając się nad tragicznym zdarzeniem z Babiej Góry, przyszło mi do głowy jeszcze jedno. W sumie trudno winić kogokolwiek personalnie za wypadek, skoro dookoła promowana jest postawa polegającą na nieustannym przesuwaniu horyzontu, własnej granicy. Niestety dla każdego ta możliwość jest inna i ograniczona. A na ewentualne jej poszerzenie składają się lata przygotowań, treningów i zdobywania doświadczenia, którego tu mogło zwyczajnie zabraknąć.
Pozostaje również kwestia społecznego przekazu, tego obecnego w social mediach. Zinfantylizowanie gór. Wystarczy wejść na Instagram czy Faceboooka. Publikowane tam treści dosłownie zalewane są zdjęciami w stanikach na tle gór. Im bardziej spektakularnie tym lepiej. Dlaczego takie treści nie miałyby wzbudzić w nas przekonania, że skoro ona może to ja też. Skoro ona rozebrała się w górach, to pewnie wcale nie jest tam tak zimno i strasznie. Ostatnio nawet zima w Karakorum pozwoliła na zaprezentowanie swoich wdzięków w sportowym staniku, więc czym wobec tego są nasze polskie Beskidy.