Zapadł wyrok WSA w sprawie taksówkarza, którzy przywłaszczył sobie znaleziony telefon. Odebrano mu licencję.
Mówią, że „znalezione nie kradzione”. Taksówkarz z Krakowa przekonał się na własnej skórze, że tak nie jest. Po tym, jak klient zostawił w samochodzie swój telefon komórkowy, taksówkarz go po prostu przywłaszczył. Sąd rejonowy uznał go za winnego występku. Prezydent Krakowa z kolei zwrócił uwagę na fakt, że ze względu na wyrok taksówkarz nie może już wykonywać przewozu osób taksówką. Przepisy regulują bowiem nie tylko ubieganie się o licencję, ale i jej zachowanie.
Przywłaszczył telefon i stracił licencję
Sprawą zajęło się też Samorządowe Kolegium Odwoławcze. To ono uzupełniło decyzję uzasadnieniem. Osoba ubiegająca się o licencję nie może być bowiem skazana prawomocnym wyrokiem między innymi za umyślne przestępstwo przeciwko mieniu. Choć kierowca miał czystą kartę podczas ubiegania się o licencję, tę można cofnąć w przypadku rażącego naruszenia tej zasady.
Taksówkarz zaskarżył tę decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Sąd jednak przyznał, że wymóg uprawniający do wydania licencji przestał istnieć. I reguluje to nie tylko ustawa o transporcie drogowym, ale także unijne rozporządzenie z 2009 roku, które wymaga od taksówkarzy dobrej reputacji.
Wyrok nie jest prawomocny.
Znalezione nie kradzione? Nie do końca
Artykuł 284 Kodeksu karnego jasno wypowiada się na temat przywłaszczenia.
§ 3. W wypadku mniejszej wagi lub przywłaszczenia rzeczy znalezionej, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Co powinien był zrobić taksówkarz po tym, jak znalazł telefon? To reguluje ustawa o rzeczach znalezionych.
Art. 4. 1. Kto znalazł rzecz i zna osobę uprawnioną do jej odbioru oraz jej miejsce pobytu, niezwłocznie zawiadamia ją o znalezieniu rzeczy i wzywa do jej odbioru. (…)
Art. 5. 1. Kto znalazł rzecz i nie zna osoby uprawnionej do jej odbioru lub nie zna jej miejsca pobytu, niezwłocznie zawiadamia o znalezieniu rzeczy starostę właściwego ze względu na miejsce zamieszkania znalazcy lub miejsce znalezienia rzeczy (właściwy starosta).
Co ważne, choć kierowca nie wiedział, gdzie mieszka osoba, która zostawiła u niego telefon, mógł łatwo się z nią skontaktować.
Zachowywanie rzeczy znalezionych chyba wiąże się z chęcią łatwego wzbogacenia. A przecież znalazcy przysługuje znaleźne – mające właśnie nagrodzić uczciwość. Wynosi ono dziesięć procent wartości rynkowej danego przedmiotu. Takie żądanie należy zgłosić najpóźniej w chwili oddawania danej rzeczy właścicielowi.