Odkąd Donald Tusk przestał pełnić funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej, nie musi już tonować swoich wypowiedzi. Dał temu wyraz stwierdzając, że Polsce grozi raczej „wypierpol” z Unii Europejskiej a nie żaden „polexit”. Wiele wskazuje na to, że ma rację.
Donald Tusk może i szokuje formą wypowiedzi, jednak warto zastanowić się nad jej sensem
Z całą pewnością wiele można powiedzieć o Donaldzie Tusku. Zarówno jako o wieloletnim premierze Polski, jak i jako o przewodniczącym Rady Europejskiej. Można również skupić się na formie jego ostatniej wypowiedzi. Stwierdził on bowiem, że „grozi nam raczej wypierpol, a nie „polexit”. Z pewnością jest to sformułowanie niezwykle dosadne, być może wręcz wulgarne. Kryje jednak w sobie głębszy sens. W tym wypadku warto skupić się jednak właśnie nad nim.
Ktoś mógłby oczywiście zauważyć, zgodnie z prawdą, że traktaty unijne nie przewidują żadnej formy wykluczenia państwa członkowskiego ze Wspólnoty. W przeciwieństwie chociażby do art. 50 traktatu o Unii Europejskiej. Ten przewiduje gwarancje i precyzyjne formy prawne dotyczące wystąpienia z Unii Europejskiej. Więc gdzie Tusk widzi ten „wypierpol”? Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej złożona.
Unia Europejska jest tworem dość unikalnym – nie jest tylko organizacją międzynarodową, ale nie jest też państwem
Przede wszystkim, warto zwrócić uwagę na dość unikalny charakter Unii Europejskiej. Wspólnota nie jest odrębnym państwem, nawet konfederacji w ścisłym tego słowa znaczeniu. Jest też czymś dużo większym niż zwykła organizacja międzynarodowa. Prawo unijne stanowi chociażby praktycznie samodzielny system prawny, nadrzędny co do zasady względem krajowych przepisów państw UE.
Rozmaite tendencje federalistyczne pojawiają się w życiu Wspólnoty od czasu do czasu. W ostatnich latach zresztą zostały znacząco spowolnione przez wzrost znaczenia ugrupowań określanych jako „populistyczne”. Te zazwyczaj są niechętne ograniczeniu roli państw narodowych. Nie sposób przy tym nie zauważyć, że Unia Europejska co do swojej istoty opiera się o dobrowolną współpracę swoich członków.
Warto się zastanowić, co się stanie w momencie kiedy ta dobrowolność się skończy. Najlepszym przykładem jest oczywiście brexit. Najbardziej w tej chwili prawdopodobne rozwiązanie to niejako rozwiązanie wzajemnych zobowiązań za porozumieniem stron. Bezumowny brexit byłby jednostronną rezygnacją ze strony państwa członkowskiego. Nasz czysto hipotetyczny „wypierpol” musiałby być z kolei analogicznym posunięciem ze strony wszystkich pozostałych państw Unii.
Polexit stanowi coś absolutnie nierealnego: Polska nie ma żadnej alternatywy dla Unii Europejskiej
Oczywiście, jest to rozwiązanie szalenie mało prawdopodobne. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że wciąż bardziej realne niż „polexit„. Polacy są narodem bardzo proeuropejskim. Co nie mniej ważne: nasz kraj zwyczajnie nie ma geopolitycznych alternatyw. Z wyjątkiem może dobrowolnego wejścia w orbitę wpływów rosyjskich. Brexit zaś chyba każdemu uświadomił, że świetlane zapowiedzi eurosceptyków mają się nijak do rzeczywistości.
Nie sposób także nie zauważyć, że w Polsce nie ma liczących się środowisk wprost opowiadających się za wyjściem z Unii Europejskiej. Być może z wyjątkiem Konfederacji. Nawet obecna partia rządząca jest na swój sposób partią proeuropejską i prounijną. Problemem jest oczywiście tutaj niezgodność preferowanej, dość archaicznej, wizji Wspólnoty z jej dzisiejszą rzeczywistością.
„Wypierpol” wspomniany przez Tuska wciąż stanowi rozwiązanie ekstremalnie mało prawdopodobne – ale nie niemożliwe
Żeby Polska przestała być członkiem Unii Europejskiej, „wypierpol” jest wręcz niezbędny. Tylko jak wyrzucić państwo członkowskie ze Wspólnoty wbrew jego woli? Prawo międzynarodowe ma bardzo specyficzny charakter. Nie istnieje jakiś wiążący, skodyfikowany zbiór praw obowiązujący wszystkie państwa na świecie. A nawet jeśli istnieją podobne unormowania, to bardzo często najpotężniejsi gracze na arenie międzynarodowej pozwalają sobie na ich łamanie. Bo kto byłby w stanie narzucić im swoją wolę?
To z kolei oznacza, że potrzeba stanowi matkę wynalazków. Niezbędnym czynnikiem jest jednak – jakże mało prawdopodobny – konsensus. Wszystkie pozostałe państwa członkowskie musiałyby się chcieć pozbyć tej jednej niesfornej czarnej owcy. Tylko to dałoby szansę na obejście prawa wspólnotowego.
Niezbędne również byłoby stworzenie „stanu wyższej konieczności”. Wydaje się, że byłoby takim stwierdzenie, że dane państwo samo de facto przestało być członkiem Unii Europejskiej. Pozostałe kraje unijne jedynie „dostosowałyby stan prawny do rzeczywistości”. Bardzo prawdopodobna byłaby jednak konieczność potwierdzenia takiej decyzji chociażby przez TSUE.
Wyrzucenie państwa członkowskiego z Unii Europejskiej wymagałoby licznych politycznych, dyplomatycznych i prawnych akrobacji
Taki właśnie sens może mieć wspomniany przez Tuska „wypierpol”. Jeżeli państwo członkowskie uporczywie odmawia podporządkowaniu się prawu wspólnotowemu, w tym najważniejszym wartościom określonym w art. 2 traktatu o Unii Europejskiej, to czy wciąż nim będzie? Podstawowym punktem spornym pomiędzy Polską a Brukselą dzisiaj jest oczywiście państwo prawa – zaliczane przecież do tych wartości.
Im więcej tych wartości będzie łamanych czy ignorowanych przez to państwo, tym nieuchronnie znajdzie się bliżej granicy tolerancji reszty Wspólnoty. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że nawet jeśli ta granica dzisiaj nie jest widoczna, to ona i tak gdzieś istnieje.
Oczywiście, wykorzystanie tego typu hipotetycznej możliwości musiałoby również zostać poprzedzone zastosowaniem wszelkich możliwych środków, by niesforne państwo skłonić do rezygnacji z tak drastycznych zachowań. Mowa przede wszystkim o zabiegach dyplomatycznych, czy prawnych. Nikt zdrowy na umyśle nie oczekiwałby na przykład interwencji zbrojnej.
Nie sposób nie zauważyć, że „wypierpol” z Unii Europejskiej w tej chwili wydaje się scenariuszem absolutnie nieprawdopodobnym. Nie jest jednak czystym politycznym szaleństwem jak wszelkie możliwe koncepcje „polexitu”.
Fot. tytułowa: CC-BY-4.0: © European Union 2019 – Source: EP