Epidemia wywołała swoisty kryzys, którego skala jest – nie da się ukryć – globalna. Czy wzrost cen alkoholu w związku koronawirusem faktycznie nastąpi?
Wzrost cen alkoholu w związku z koronawirusem
Serwis „Money.pl” przypomina, że podatek cukrowy może zostać wprowadzony nawet pomimo koronawirusa. Początkowo nowe przepisy wejść w życie miały już kilka miesięcy temu. Następnie prace nad ustawą wstrzymywano, aż ostatecznie ma ona obowiązywać od początku stycznia przyszłego roku.
Zaraz, zaraz – co wspólnego ma podatek cukrowy i wzrost cen alkoholu w związku z koronawirusem? Ano tyle, że w jednej ustawie zawarto zarówno opłatę od produktów spożywczych zawierających cukier (i bezkaloryczne słodziki – bo tak), ale i opłatę od napojów alkoholowych sprzedawanych w opakowaniach do 300 ml.
Co do pomysłu pojawiają się w zasadzie same negatywne komentarze. Zarówno co do tej „cukrowej” części, jak i „alkoholowej”.
Czy to dobre rozwiązanie?
Uzasadnienie do projektu ustawy, który zakładałby wprowadzenie podatku cukrowo-alkoholowego, nazywanego przez autorów „opłatą”, stanowiło (w kontekście tzw. małpek), że:
Mała objętość opakowania napoju alkoholowego, stosunkowo niska cena produktu, a także łatwość szybkiego spożycia wielokrotnie determinuje wybór właśnie tych produktów (do 300 ml) i znacząco wpływa na ich atrakcyjność, szczególnie wśród niektórych grup społecznych. Wprowadzanie dodatkowej opłaty za zakup tego rodzaju produktów, które są łatwo dostępne pod względem ekonomicznym, może wpływać na indywidualne wybory konsumentów.
Trudno się z powyższym nie zgodzić, jednak samo działanie – zarówno w kontekście cukru, jak i alkoholu – jest chyba najbardziej absurdalnym i wręcz ordynarnie omijającym źródło problemu. Pomijając już fakt, że zapewne przede wszystkim o pieniądze tu chodzi, a nie o zdrowie.
Odnosząc się do zdrowia obywateli stawiać należałoby na edukację i tłumaczenie podstawowych mechanizmów z zakresu odżywiania. No i zażywania narkotyków, którym alkohol etylowy oczywiście jest. No ale łatwiej wprowadzić opłatę.
I to jeszcze podczas koronawirusa
W żadnej mierze nie czuje się kompetentny do mówienia o koronawirusie SARS-CoV-2 i staram się ograniczać jedynie do powielania zaleceń i opinii wydanych przez ekspertów. Jest jednak pewien fakt, co do stwierdzenia którego żadnym specjalistą nie trzeba być – nie wiadomo, czy pandemia skończy się jeszcze w 2020 roku.
Podobnie nie wiadomo, jak wyglądać będzie stan rodzimej gospodarki, a w szczególności poziom życia Polaków. Dlatego mało moralne wydaje się wprowadzanie dodatkowych opłat w niepewnych czasach. Szczególnie tych uderzających w podstawowe dobra, jak żywność, czy właśnie alkohol.
Celowo zaliczam alkohol do dóbr podstawowych, bo przeciętny Polak pije w ciągu roku prawe 10 litrów czystego alkoholu (dane za 2018 r, PARPA).
Ograniczanie dostępności alkoholu przez centralne regulowanie opakowaniami, reklamą, dostępnością, czy polityką dot. prewencji alkoholowej, to słuszna droga. Podwyższanie cen – nic nie da.
Przedsiębiorcy też widzą problem
„Money.pl”, wskazuje ponadto, że opłata od „małpek” może pogrążyć branżę spirytusową. Co więcej, przy zmianie struktury spożycia może się też okazać, że opłata alkoholowa spowoduje mniejsze wpływy z akcyzy.
„Małpki” są idealne zarówno dla państwa, jak i producentów – no i alkoholików. Łatwo je przenieść, schować, czy wyrzucić. Ponadto nie one są zbytnio opłacalne dla klienta w przeliczeniu cena-ilość, a także oznaczają całkiem istotne wpływy do budżetu z tytułu podatków i akcyzy.
Wydaje się zatem, że podatek cukrowo-alkoholowy jest niemalże całkowicie beznadziejny. Skupiając się na samej „alkoholowej” części można wskazać w zasadzie same wady
- prawdopodobnie nie wpłyną na spożycie
- oznaczają mniejsze wpływy do budżetu
- stanowią problem dla branży spirytusowej
- nie rozwiązują problemu powszechnej dostępności alkoholu w małych opakowaniach
- uderzają w kieszenie Polaków podczas epidemii
Warto zaznaczyć, że ustawa wiele razy była „odraczana”. Niewykluczone jest, iż nawet 1 stycznia 2021 roku nowe przepisy nie wejdą w życie.