Rząd powoli wycofuje się z nauki stacjonarnej. Najnowszy pomysł to zdalne lekcje, ale w… największych miastach

Państwo Rodzina Zdrowie Dołącz do dyskusji
Rząd powoli wycofuje się z nauki stacjonarnej. Najnowszy pomysł to zdalne lekcje, ale w… największych miastach

Zdalne nauczanie w największych miastach – to scenariusz, który coraz mocniej jest brany pod uwagę w Ministerstwie Edukacji i Nauki. Wszystko dlatego, że nauka stacjonarna powoli staje się iluzją. Zakażeń jest wszędzie mnóstwo i każdego dnia lawinowo rośnie liczba szkół działających zdalnie bądź hybrydowo.

Zdalne nauczanie w największych miastach?

Wszystko wskazuje na to, że minister edukacji pozwoli na naukę zdalną, ale obwaruje to pewnymi warunkami. Przemysław Czarnek od miesięcy zarzekał się, że nie będzie już odchodzenia od stacjonarnych lekcji w szkołach, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała jego podejście. Jak ustalił portal tvn24.pl, w dziewięciu województwach gdzie nie ma w tej chwili ferii, zajęcia zdalne prowadzi już 4746 placówek. Najgorzej jest w szkołach podstawowych. To w skali kraju oznacza, że koronawirus utrudnia funkcjonowanie już w prawie co trzeciej szkole. A z dnia na dzień ten wskaźnik rośnie.

Dlatego nawet tak twardogłowy polityk jak Przemysław Czarnek w końcu zaczyna myśleć o ustępstwach. Wczoraj w RMF FM zapowiedział, że w grę może wchodzić zdalne nauczanie w największych miastach, gdzie Omicron rozprzestrzenia się najszybciej. Minister edukacji zapowiedział pilne spotkanie ze służbami medycznymi i wiążące decyzje, które mogą zapaść już dzisiaj. W rozważanym scenariuszu może chodzić o dopuszczenie nauki zdalnej w szkole na mocy decyzji dyrektora, za zgodą rady rodziców. Byłaby to po raz kolejny próba przerzucenia odpowiedzialności na władze szkół, tak bardzo charakterystyczna dla rządzących, gdy tylko znajdują się oni w opałach.

To będą dziwne ferie

Wszystko to zbiega się z okresem ferii zimowych, które poniekąd ułatwiają zadanie Przemysławowi Czarnkowi. Łatwiej bowiem w takim okresie postawić na naukę zdalną, która zaszkodzi relatywnie mniejszej liczbie uczniów. Ferie są też pewnym argumentem za porzuceniem nauki stacjonarnej, bo zarażone w szkole dzieci pojadą potem w Polskę rozsiewać wirusa jeszcze dalej. Przecież w tym roku nie ma powtórki z 2021, kiedy co prawda były tłumy w Zakopanem, a wicepremier Jadwiga Emilewicz jeździła na nartach, ale feryjny wypoczynek był jednak mocno utrudniony. Dziś funkcjonujemy w jako tako normalnych warunkach, które jednak najprawdopodobniej wymogą na rządzących decyzję o nauce zdalnej.

Plus jest taki, że zapewne będzie to ostatni raz, kiedy uczniowie będą musieli zamienić sale lekcyjne na kamerki. Naukowcy podnoszą coraz częściej, że po fali Omicrona pandemia znacznie zelżeje. Najprawdopodobniej więc zarządzona nauka zdalna (która moim zdaniem wkrótce obejmie po prostu wszystkie szkoły) potrwa do końca ferii w ostatnich województwach, czyli do końca lutego. A potem wszystko wróci do normy. Tylko po co były Przemysławowi Czarnkowi te wielkie odgrażania się, że teraz to już tylko nauczanie stacjonarne? Chyba tylko po to, by podtrzymać opinię niewiarygodnego urzędnika.