Trudno o bardziej wyraźny sygnał na temat tego, że 700 plus nie będzie. Jarosław Kaczyński właśnie przeciął wszelkie spekulacje nazywając ten ruch posunięciem proinflacyjnym. Oczywiście ma rację. Ale to nie oznacza, że nie sięgnie po ten instrument na przykład na finiszu kampanii wyborczej.
700 plus nie będzie
Zaledwie parę tygodni temu głośno mówiło się o tym, że 700 plus może zostać wprowadzone jeszcze w tym roku. Ale konwencja Prawa i Sprawiedliwości nie przyniosła tej obietnicy i, wszystko na to wskazuje, w najbliższej przyszłości nic się w tej kwestii nie zmieni. Wątpliwości rozwiał sam prezes PiS Jarosław Kaczyński, a jak doskonale wiemy to w jego rękach leży pełna decyzyjność w tej, i wielu innych, kwestiach. Szef Prawa i Sprawiedliwości był o to pytany w TVP3 Bydgoszcz.
Kaczyński powiedział, że „700 plus to właśnie posunięcie profinflacyjne”. I dodał, dopytywany o to czy jest szansa żeby pojawiło się w najbliższym czasie, odparł: „nie sądzę żeby było”. Czy to oznacza zamknięcie tematu na dobre? Niekoniecznie. Prezes PiS zaznaczał, ze kluczowe jest w tej chwili zduszenie inflacji. A to oznacza, że być może kiedy już na horyzoncie będzie pojawiać się jej spadek, to w partii rządzącej znów może zacząć się chociaż przebąkiwanie na ten temat.
Tym bardziej, że znamy od lat model działania Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli będą chcieli spróbować zdobyć poparcie Polaków, to najbardziej opłaci im się to w szczycie kampanii wyborczej. Przecież 500+ jako koronny element programu w 2015 roku wyniósł partię na szczyt. I co prawda dziś dyskusja o 700+ rozgorzała z powodu spadku realnej wartości pierwotnego świadczenia, to w interesie czysto politycznym władzy niespecjalnie leży ta waloryzacja właśnie teraz, gdy do wyborów pozostał ponad rok.
Czy do wyborów zbijemy inflację?
Tylko czy 12 miesięcy to wystarczający czas, by zbić w Polsce inflację? Oczywiście nad tym ciągle zastanawiają się najtwardsze ekonomiczne głowy i nikt nie jest w stanie podać jednoznacznej prognozy. Jedno jest pewne – bardzo mocno podwyższone stopy procentowe zaczęły odnosić skutek. Trudny dla ludzi, bo zdobycie kredytu dla wielu graniczy dziś z cudem. Ale cel, jakim jest ograniczenie popytu, został osiągnięty. Teoretycznie byłaby to zatem jakaś jaskółka zwiastująca początek spadku inflacji nawet za parę miesięcy.
Problem tkwi jednak w wewnętrznej sprzeczności działań NBP i rządu. Gdy ten pierwszy podnosi stopy, ten drugi serwuje programy proinflacyjne. Trzeba jednak przyznać, że mają one mniej znaczące skutki niż te, jakie niosłoby za sobą podniesienie 500 plus do 700 plus. Stąd tak duża ostrożność Kaczyńskiego w tej sprawie. Co by bowiem mu dało zrobienie tego teraz, gdy do wyborów i te dodatkowe 200 złotych zostałoby pożarte przez niespadającą inflację? Dlatego ten tekst najlepiej spuentować słowami: tak, 700 plus nie będzie… ale zobaczmy co wydarzy się za rok.