O tym, co się dokładnie odmacroniło we Francji i co to tak naprawdę oznacza dla nas wszystkich

Zagranica Dołącz do dyskusji
O tym, co się dokładnie odmacroniło we Francji i co to tak naprawdę oznacza dla nas wszystkich

9 czerwca 2024 roku we Francji odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego. Na swój sposób historyczne i przełomowe dla całej Republiki. Po 52 latach działalności w tzw. „kordonie sanitarnym” Zjednoczenie Narodowe rodziny Le Pen po raz pierwszy zdobyło ponad 30% głosów pozostawiając pozostałe ugrupowania daleko w tyle. Skutek? Francuscy narodowcy wezwali prezydenta Macrona do rozwiązania parlamentu i rozpisania nowych wyborów. Apel został rozpatrzony pozytywnie – trzy tygodnie później Francuzi ponownie poszli do urn.

Wygrana z początku czerwca nie była pierwszą w historii Zjednoczenia Narodowego

Udało im się to już w 2014 i 2019 roku, także w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nigdy wcześniej jednak zwycięstwo to nie było tak znaczące i nie sprawiło, by lepeniści dostali jeszcze większy podmuch wiatru w żagle. W tych samych wyborach obóz prezydencki zdobył jedynie 14,6% głosów, tracąc przy tym niemal połowę swojej reprezentacji w europarlamencie. Narodowcy odczytali ten znak od Francuzów jako szansę i nie zawahali się z niej skorzystać. Emmanuel Macron najprawdopodobniej liczył, że uda mu się zmobilizować elektorat antynacjonalistyczny na tyle, że zahamuje marsz Zjednoczenia Narodowego po samodzielną władzę, a w konsekwencji samą Marine Le Pen w drodze po Pałac Elizejski w następnych wyborach prezydenckich.

Dlaczego miałoby się tak stać? Odpowiedzią na to pytanie jest sam system ordynacji wyborczej panujący we Francji. W wyborach do Zgromadzenia Narodowego wybiera się 577 deputowanych przy pomocy ordynacji większościowej – tzn. jednomandatowych okręgów wyborczych. Dodatkowo głosowanie w każdym z okręgów może być podzielone na dwie tury. Oczywiście możliwe jest zwycięstwo już w pierwszej turze – wystarczy, że dany kandydat zdobędzie przynajmniej 50% wszystkich głosów. Jeśli ich nie zdobędzie, to w takim okręgu odbędzie się druga tura. Przechodzą do niej kandydaci z dwoma najlepszymi wynikami oraz wszyscy ci, którzy osiągnęli wynik na poziomie przynajmniej 12,5%. Może to doprowadzić do sytuacji, gdy w drugiej turze wyborów znajdzie się nawet kilku kandydatów. Wtedy mandat zdobywa ten, który zdobył największą liczbę głosów w drugiej turze, próg 50% nie jest już wtedy wymagany.

Emmanuel Macron prawdopodobnie liczył, że na ugrupowania umiarkowane, centrowe, w tym na blok prezydencki, zagłosują te osoby, które będą chciały wyrazić swój sprzeciw wobec nacjonalistów – swego rodzaju głosy „przeciw komuś”, a nie „za kimś”. Należy jednak pamiętać, że w sondażach przedwyborczych blok prezydencki nie był drugą siłą. Była nim szeroka lewicowa koalicja, od socjaldemokratów po komunistów – Nowy Front Ludowy. Tak samo jak Macron, kategorycznie odrzuca jakąkolwiek współpracę i otwarcie się na nacjonalistów, uważa ich za zagrożenie dla Republiki. Dlaczego to jednak lewica, często skrajna, zyskała największe poparcie spośród ugrupowań antylepenowskich? Nic bardziej mylnego – społeczeństwo francuskie zmierza w kierunku coraz silniejszej polaryzacji. Coraz mniejsze zainteresowanie półśrodkami, takimi jak Ensemble (blok prezydencki) czy centroprawicowymi Republikanami.

https://x.com/volnoscioviec/status/1807693288335409303

Z tymi drugimi wiąże się równie ciekawa historia w związku z wczorajszymi wyborami

Tuż po ogłoszeniu nowych wyborów, lider Republikanów, Eric Ciotti, zadeklarował wejście w koalicję z… Marine Le Pen. Wywołało to wielkie poruszenie na francuskiej scenie politycznej, ponieważ Republikanie byli jednymi z tych, którzy podtrzymywali przez dziesięciolecia słynny już „kordon sanitarny” wokół lepenistów. Decyzja lidera centroprawicowców doprowadziła do rozłamu w partii – część członków wystartowała w ramach koalicji z narodowcami, a część wystartowała pod szyldem Republikanów.

Jedynie trzy tygodnie dzieliły Francję od wyborów do Parlamentu Europejskiego i I tury wyborów parlamentarnych – nie będzie zaskoczeniem fakt, że sondaże jednak nie zaczęły wskazywać, że Emmanuel Macron odbije się z dołka sondażowego – jego poparcie cały czas utrzymywało się w okolicach 20% i nie dawało mu szans na utrzymanie 249-osobowej reprezentacji w Zgromadzeniu Narodowym. Jedyną nadzieją oraz celem pozostawało zatrzymanie formacji Marine Le Pen, której elektorat był zmobilizowany jak nigdy wcześniej. Problemem Macrona jest jednak fakt, iż nie uda się tego osiągnąć bez udziału Nowego Frontu Ludowego – formacji jednoznacznie krytycznej wobec jego prezydentury, która nierzadko wyrażała niemniejsze niezadowolenie z jego rządów niż nacjonaliści. W przeciwieństwie do lepenistów, koalicja lewicy jest akceptowana przez francuski mainstream i jest uznawana za stronę polityczną godną rozmowy i współpracy, mimo że w sam skład koalicji wchodzą ugrupowania antymainstreamowe, skrajnie lewicowe, a nawet komunistyczne.

Po I turze wyborów wiemy, że Zjednoczenie Narodowe ma szanse na uzyskanie samodzielnej większości w izbie niższej francuskiego parlamentu – 289 mandatów. 7 lipca odbędzie się II tura, po której wszystko będzie jasne. W przypadku prezydenta Macrona jedno jest już pewne – jego formacja przegrała. Jedyne zwycięstwo jakie może odnieść, to pyrrusowe zwycięstwo w postaci zatrzymania rozpędzonego Zjednoczenia Narodowego, które odbędzie się kosztem jego ugrupowania na rzecz zwiększenia reprezentacji parlamentarnej lewicowej koalicji.

Pojawia się pytanie – dlaczego już teraz zakładamy tak duży spadek liczby mandatów w posiadaniu bloku prezydenckiego, skoro do II tury wyborów może przejść nawet kilku kandydatów?

Spowodowane jest to wzajemną deklaracją liderów Nowego Frontu Ludowego oraz bloku prezydenckiego. Zobowiązali się w niej, że w przypadku, gdy do II tury przeszedł przedstawiciel narodowców, lewicy oraz macronistów, jeden z kandydatów się wycofa – ten, który zajął trzecie miejsce w I turze. Wszystko po to, aby nie rozbijać głosów i utrudnić zwycięstwo kandydata Zjednoczenia Narodowego, ponieważ jak wcześniej wspominałem, w II turze wygrywa ten, który zdobył najwyższe poparcie w danym okręgu. Oznacza to w pewien sposób podstawienie pod ścianą bloku prezydenckiego, który nie ma innego wyboru – musi w wielu okręgach wyborczych odpuścić dalszą walkę na rzecz poparcia kandydata Nowego Frontu Ludowego. W przeciwnym wypadku mógłby doprowadzić do wygranej nacjonalisty, a tego wyborcy prezydenta by mu nie wybaczyli.

Po I turze wyborów znamy podział mandatów w jedynie 76 okręgach. 39 z nich trafiło do Zjednoczenia Narodowego, 32 do Nowego Frontu Ludowego, a jedynie 2 do bloku prezydenckiego. Trzeba nazwać rzeczy po imieniu jeszcze raz – to porażka bloku prezydenckiego. Ponadto kandydaci macronistów zakwalifikowali się do II tury wyborów w jedynie 321 okręgach wyborczych. Dla porównania, kandydaci Zjednoczenia Narodowego w 444, Nowego Frontu Ludowego w 414, Republikanów w 88. Jeśli weźmiemy pod uwagę deklarację wycofania się poszczególnych kandydatów w przypadku zajęcia trzeciego miejsca i ewentualnych przegranych, gdy dojdzie do pojedynku z kandydatem Zjednoczenia Narodowego, to końcowa liczba zdobytych mandatów przez blok prezydencki może być bardzo niska, ponieważ aż w 244 okręgach wyborczych do II tury przeszli kandydaci Zjednoczenia Narodowego, Nowego Frontu Ludowego oraz Ensemble Emmanuela Macrona. Ponadto pewni kandydaci lewicy mogą być dla wyborców centrowych i centroprawicowych (tutaj spoglądam w stronę Republikanów, którzy zadeklarowali, że nie wskażą, na kogo mają zagłosować ich wyborcy w II turze wyborów) niewybieralni nawet w obliczu zagrożenia przejęcia władzy przez lepenistów.

Narodowcy wiedzą, że następny tydzień to będzie wielka bitwa – mają praktycznie całą francuską scenę polityczną przeciwko sobie. Francję czeka brutalna gra i jeszcze większa polaryzacja – niezależnie od wyników II tury. Jedno jest pewne – osiągnięcie większości bezwzględnej w Zgromadzeniu Narodowym przez formację Marine Le Pen oznacza tsunami zmian we Francji i jeszcze bardziej ułatwi jej drogę do Pałacu Elizejskiego. Z drugiej strony mamy Nowy Front Ludowy i Ensemble, którzy będą musieli przekonać swoich wyborców, że warto zagłosować na kogoś o zupełnie innych poglądach, byleby nie dopuścić do władzy nacjonalistów. Żadna ze stron nie będzie mieć łatwego zadania. Odpowiedź na to, co dalej z Francją poznamy 7 lipca około godziny 21:00 – wtedy zamykają się ostatnie lokale wyborcze.