Nikogo chyba nie dziwi fakt, że do Polski ciągle sprowadzane są produkty tak kiepskie, że nawet za darmo nikt by ich nie chciał. Nie dość, że dostajemy gorszej jakości żywność oraz detergenty, to w dodatku teraz zasypują nas fatalnej jakości odzieżą.
Jak donosi Business Insider, Inspekcja Handlowa UOKiK przeprowadziła szereg kontroli stanu surowcowego materiałów, z których wykonywane są sprzedawane nam ubrania, ściereczki i obrusy. Zbadano 2135 różnych sztuk odzieży, dokładnie również sprawdzono też 361 przedsiębiorców, producentów i importerów. Wyniki nie pozostawiają wątpliwości: pod względem jakości jest po prostu koszmarnie. Aż 34% produktów uległo zakwestionowaniu, a w przypadku wielu z nich stwierdzono różnego rodzaju nieprawidłowości. To znacznie więcej, niż rok wcześniej – kwestionowano wtedy „tylko” 26,5% sprowadzonego towaru.
Inspekcja nałożyła siedem mandatów, 26 razy zażądała usunięcia nieprawidłowości, a także wysłała 212 wystąpień pokontrolnych do dostawców. To niezbyt dobrze, biorąc pod uwagę, że nie tak dawno kontrola UOKiK w sklepach wykazała, iż jesteśmy dobrze poinformowani przez sprzedających.
Gorsze ubrania w Polsce
Najgorsze towary przybywają do Polski spoza Unii Europejskiej. Ze zbadanych materiałów wynika, że ponad połowa posiada różnego rodzaju nieprawidłowości. Producenci kłamią na metkach, podając złe wymiary, rodzaj użytego materiału czy właściwości. Wśród naszych rodzimych produktów znajduje się nieco mniej bubli, bo 22,5%. Zastrzeżeń do produktów importowanych wewnątrz UE można było się doszukać w 15,2% przypadków. Najwięcej uwag inspektorzy mieli do obrusów plamoodpornych, stanowiły one bowiem 89% wszystkich zakwestionowanych produktów. Najczęściej dotyczyło to rozbieżności pomiędzy tym, co producent deklarował na metce, a tym, co faktycznie zaoferował. Na dodatek, po wypraniu nie znikały z nich zanieczyszczenia.
Koszulka jak plastikowa butelka
Najbardziej jaskrawym przykładem (z przytoczonych przez UOKiK nieprawidłowości) była bluza, którą na metce określano jako wykonaną ze „100% bawełny”. Jak się okazało, połowę materiału stanowił poliester, z którego wykonuje się między innymi plastikowe butelki oraz folię spożywczą. Nie tylko kiepsko przepuszcza on powietrze, ale również jest nieprzyjemny w dotyku. Stanowi jednak tanie tworzywo, dlatego też na potęgę produkuje się z niego różne elementy odzieży.
Inny przypadek to koszula męska, w której deklarowano proporcje 65% bawełny i 35% poliestru. Okazało się, że jest na odwrót.
Co to oznacza w praktyce? Kupowanie wszelkich ubrań „Made in China” pozwoli nam zaoszczędzić, ale z całą pewnością nie będzie dobre dla zdrowia naszej skóry. Producenci z Azji niewiele tracą na tym, że w Polsce ktoś wlepi kilka mandatów – grunt, że ich produkty sprzedają się na potęgę jako tańsze, lecz wciąż gorsze zamienniki. Czasami warto wydać trochę więcej na produkt z państw Unii Europejskiej – mniejsza szansa, że zostaniemy oszukani… zaś latem ugotowani w koszulce, która miała być z bawełny, a okazała się plastikowym łachmanem.