W środę padł kolejny dobowy rekord: 10 040 nowych zakażeń koronawirusem
Kto mógł przewidzieć, że jesienią epidemia koronawirusa przybierze dramatyczny obrót, jeśli w porę nie podejmie się środków zaradczych? Właściwie wszyscy - z wyjątkiem rządu Zjednoczonej Prawicy. Ten przez całe lato zaprzątał sobie głowę wyborami, potem szczuciem na środowiska LGBT i wewnątrzkoalicyjnymi roszadami. Do historii przejdzie moment, gdy premier Morawiecki apeluje do seniorów by tłumnie poszli zagłosować na Andrzeja Dudę. Przypomnijmy tą wypowiedź:
W międzyczasie przez cały czas odbywały się wesela, bon turystyczny miał wręcz sprzyjać wakacyjnym wyjazdom a uczniów posłano 1 września z powrotem do szkół. Dopiero teraz premier rozważa przekierowanie wyższych klas w szkołach podstawowych na nauczanie zdalne lub hybrydowe.
Ustawa dająca podstawę do egzekwowania obowiązku noszenia maseczek zostanie uchwalona przez Sejm dopiero dzisiaj. Chyba że jednak nie zostanie - teoretycznie miało do tego dojść już we wtorek, ale posłom Prawa i Sprawiedliwości nie chciało się przyjść na głosowanie.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Co mogło pójść nie tak? Teraz scenariusz włoski, którego obawialiśmy się tak wiosną, powoli staje się w Polsce smutną rzeczywistością. Za ten stan rzeczy, zdaniem polityków partii rządzącej, odpowiadają wszyscy tylko nie oni. Najpierw kozłem ofiarnym mieli być lekarze. Jacek Sasin o lekarzach mówił, że nie chce im się wykonywać swoich obowiązków. Teraz najwyraźniej winowajcami staną się goście restauracji.
Rzecznik Ministerstwa Zdrowia widzi związek miedzy 10 tysiącami zakażeniami dziennie a tym, że goście restauracji jedzą i piją alkohol
Jak podaje Polsat News, Wojciech Andrusiewicz - nie byle kto, bo rzecznik Ministerstwa Zdrowia - podzielił się spostrzeżeniami odnośnie przyczyn środowego rekordu zakażeń w wysokości 10 040 nowych potwierdzonych przypadków. Na rekord miał wpłynąć brak odpowiedzialności osób przebywających w przepełnionych lokalach gastronomicznych.
Goście restauracji "celebrują, spożywając nie tylko dania, ale i alkohol. Zdarza się również nieodpowiedzialność restauratorów". Warto przy tym odnotować, że do wielu zakażeń dochodzi w największych polskich miastach: ponad 500 nowych przypadków w Krakowie, niemal 500 w Warszawie, po około 200 w Toruniu i Łodzi.
Czy Andrusiewicz ma rację i faktycznie skokowy wzrost liczby zakażeń sprowadzili nam na głowę goście restauracji? Restauratorów od dawna obowiązują obostrzenia. Obecnie restauracje i bary mogą być otwarte od godziny 6 do 21. Po tej godzinie można jedynie zamówić jedzenie na wynos. Goście restauracji mogą zajmować jedynie co drugi stolik. Identyczne wytyczne obowiązują zarówno w strefach żółtych jak i czerwonych.
Nie sposób nie zauważyć, że rzecznik Ministerstwa Zdrowia wyraźnie zaznaczył, że gastronomia to raptem jeden z wielu czynników. Nie wydaje się jednak, by wskazywanie akurat na ten konkretny jako coś wiodącego było uprawnione. Na pewno nie w momencie, w którym można wskazać palcem wiele konkretnych decyzji rządu, które złożyły się na pogorszenie sytuacji epidemiologicznej - i to w ciągu ostatnich dwóch miesięcy.
Co do zwracania uwagi na picie alkoholu w restauracjach, trzeba przyznać że jego nadużywanie może zaostrzać przebieg choroby i zwiększać ryzyko zachorowania. Natomiast trudno byłoby doszukiwać się powiązań pomiędzy samym alkoholem a zakażeniem koronawirusem. Być może pod wpływem napojów wyskokowych Polacy mają mieć większe skłonności do ryzykownych zachowań?
To nie goście restauracji są głównym winowajcą - są nim rządowe zaniechania oraz tolerowanie antymaseczkowców w przestrzeni publicznej
Goście restauracji w tym kontekście stają się kozłem ofiarnym, czymś pomiędzy weselami - faktycznie przyczyniającymi się do rozprzestrzeniania pandemii - a lekarzami, na których politycy PiS chcieli zwalić winę za własną nieudolność. Polska nie jest zresztą krajem, w którym kultura jadania "na mieście" jest aż tak mocno zakorzeniona. W przeciwieństwie do chociażby Włoch czy Hiszpanii.
Można za to wskazać inny czynnik, który ewidentnie sprzyja zakażeniom koronawirusa właściwie w każdej postaci. Mowa o ruchu antymaseczkowców i wyznawców teorii spiskowych negujących istnienie epidemii koronawirusa. Składa się m.in. ze środowiska pseudowolnościowców z okolic Konfederacji.
Wydawać by się mogło, że to łatwy i opłacalny politycznie cel dla Zjednoczonej Prawicy. Mogliby raz jeden ze swoją machiną propagandy zrobić coś dobrego. Przy czym z jakiegoś powodu tego nie robią. Dlaczego? Zapewne chodzi o to, że te same środowiska są sojusznikiem rządzących w walce z "ideologią LGBT" i "radykalną lewicą". Rządzącym nie przejdzie też przez gardło, że o ile Episkopat może i się czegoś nauczył na błędach, o tyle wśród szeregowych księży wciąż jest wielu "antyepidemików".
Dzisiaj winni są wszyscy: goście restauracji, lekarze, Platforma Obywatelska. Tylko nie PiS i nie środowiska otwarcie zachęcające do łamania wprowadzonych przez rząd obostrzeń. Przy czym to rząd dysponuje aparatem państwowym i ma konstytucyjny obowiązek zwalczania chorób zakaźnych. I to rząd ten obowiązek pokpił. W sposób systematyczny i metodyczny zawalił niemal wszystko co się dało zawalić od okolic wyborów prezydenckich.