Kara za brak biletu jest jedną z najbardziej irytujących „sankcji”, jakie można sobie wyobrazić. Najczęściej wynika ze zwykłego przeoczenia, a kontrolerzy biletów prawie zawsze są nieugięci. Kiedy taka kara się przedawnia i czy można jej nie płacić?
Kara za brak biletu – przedawnienie
Kara za brak biletu, nazywana zupełnie błędnie mandatem, to narzędzie, które wynika z ustawy Prawo przewozowe i stanowi wsparcie przewoźników. Zanim jednak odniosę się do tytułowej tematyki, warto wyjaśnić, skąd się ona w ogóle bierze.
Przejazd tramwajem, trolejbusem, autobusem, pociągiem, czy innym środkiem komunikacji publicznej, to nic innego, jak umowa przewozu. Co istotne, nie jest ona zawierana (z reguły) na piśmie, a per facta concludentia, czyli przez sam fakt wejścia do pojazdu.
Wówczas przez zachowanie się zawierana jest odpłatna umowa. W zamian za określoną sumę pieniężną (bilet na przejazd o określonej wartości) przewoźnik zobowiązuje się do świadczenia usługi przewozu.
Ceny biletów muszą być odpowiednio przedstawione, toteż – upraszczając i skracając ten akapit – znajdują się we właściwych cennikach i regulaminach. Warto jednak podkreślić, że osoba, która wchodzi do pojazdu, zawiera umowę o treści wyznaczonej przez ustawy i regulaminy, które to – przyjmuje się – zna.
Jako że umowa przewozu transportem publicznym jest zasadniczo odpłatna – a z drugiej strony do pojazdu może wejść każdy zainteresowany – to przewoźnik musi mieć narzędzia, które pozwolą mu na sprawdzanie, czy każdy, kto znajduje się w środku transportu publicznego dysponuje biletem na przejazd.
Opłata za przejazd
Ustawa Prawo przewozowe w art. 33a reguluje działalność kontrolerów biletów. Ci mają prawo – w wypadku nieujawnienia dokumentu przewozu/biletu – do pobrania należności za przewóz wraz z opłatą dodatkową albo wystawienia wezwania do zapłaty, które błędnie nazywane jest mandatem.
Jeżeli zaś osoba nie ma dokumentu uprawniającego do zniżek, to kontroler działa analogicznie, jednak jeżeli w ciągu 7 dni osoba przedstawi przewoźnikowi dokument, to opłaty podlegają zwrotowi (choć nie w całości).
Kontrolerzy mają także prawo do
- żądania dokumentu tożsamości (nie, „RODO”, to nie jest „karta pułapka”);
- ujęcia osoby w wypadku odmowy okazania dokumentu;
- zatrzymania dokumentu, który wydaje się podrobiony, a także do niezwłocznego przekazania go organom ścigania (np. „kolekcjonerskie” legitymacje studenckie).
Podsumować można powyższe tak, że przejazd transportem publicznym to umowa prawa cywilnego, która jest odpłatna. Brak odpłatności skutkuje możliwością wystawienia wezwania do zapłaty na gruncie prawa cywilnego.
Niezapłacenie kary za brak biletu
Niezapłacenie kary za brak biletu skutkować może dochodzeniem roszczenia poprzez windykację, a następnie na drodze sądowej, co skutkować może nawet egzekucją komorniczą. Mowa jest o prawie cywilnym, więc o żadnych „mandatach” mowy nie ma, chyba że jednocześnie zachowanie gapowicza spełnia przesłanki wykroczenia zwanego szalbierstwem – ale za to nie może ukarać kontroler, a jedynie policjant.
Co do przedawnienia roszczenia przewoźnika względem gapowicza, to obowiązuje krótszy niż standardowy – czyli zawarty w Kodeksie cywilnym – termin przedawnienia. Zgodnie z art. 77 ust. 1 ustawy Prawo przewozowe, roszczenie o zapłatę w zakresie kary za brak biletu przedawnia się z upływem 1 roku.
Co ważne, okres przedawnienia biegnie od daty, w której roszczenie stało się wymagalne. Będzie to zatem dzień następujący po ostatnim dniu, w którym przewoźnik pozwala nam na „dobrowolną” zapłatę. Po upływie tego rocznego terminu przedawnienia zobowiązanie przekształca się w obligatio naturalis, co oznacza, że przestaje ono być wymagalne.
Jest to dosyć charakterystyczna konstrukcja, a sprowadza się ona do tego, że gapowicz dalej jest zobowiązany do zapłaty, ale wierzyciel (przewoźnik) nie ma już możliwości sądowego przymuszenia dłużnika do spełnienia świadczenia.
Warto też pamiętać, że bieg przedawnienia przerywa się w momencie dokonania czynności przed sądem lub uznania roszczenia.