Marszałek Sejmu, Marek Kuchciński, odbył przeszło sto lotów. Sam twierdzi, że wiąże się to z jego aktywnością w trakcie sprawowanej funkcji. Opozycja zarzuca mu nadużywanie przywilejów stanowiska i wożenie się za pieniądze podatnika. Wbrew pozorom, sprawa nie jest taka jednoznaczna i ma wiele różnych, samodzielnych wątków – wręcz od siebie zupełnie niezależnych.
Niefrasobliwe podejście do organizowania lotów służbowych sprowadziło na marszałka Sejmu kłopoty
Ujawnienie sprawy przelotów marszałka Sejmu zelektryzowało scenę polityczną. W jakimś stopniu z pewnością także poruszyło opinię publiczną. Marek Kuchciński w trakcie kadencji zdołał wylatać 135 lotów. Tyle w końcu ujawniło Centrum Informacyjne Sejmu. Zarzuty? Wożenie członków rodziny, odbywanie podróży w celach niezwiązanych ze sprawowaną funkcją, wykorzystywanie szczególnego statusu niektórych lotów dla własnych korzyści. Prawdopodobnie polityk nie wpadłby w takie tarapaty, gdyby nie bardzo niezręczne próby wybrnięcia z opałów. Właściwa liczba lotów była odkrywana stopniowo, najpierw CIS w ogóle zaprzeczało chociażby obecności rodziny marszałka na pokładzie maszyn. Do dzisiaj zresztą nie znamy ani składu pasażerów poszczególnych lotów, ani ich statusu organizacyjnego. Co więcej, jak informuje Wirtualna Polska, wykaz lotów przedstawiony przez CIS niekoniecznie pokrywa się z tym, jakie z wojskowej Bazy Lotnictwa Transportowego uzyskali politycy Platformy Obywatelskiej.
Loty ze statusem HEAD to wykonywane przez wojsko przeloty najważniejszych osób w państwie, organizowane w oparciu o stosowną instrukcję
Przede wszystkim, trzeba jasno podkreślić – co zresztą zrobił sam Marek Kuchciński – że nominalna druga osoba w państwie ma prawo do korzystania z przelotów służbowych samolotami wojskowymi. To właśnie te specjalne loty, ze statusem HEAD, stanowią chyba najbardziej wątpliwą pod względem prawnym kwestię. Warto jednak zauważyć, że organy administracji funkcjonują w nieco innej rzeczywistości prawnej, niż zwykli obywatele. W ich przypadku, by uznać coś za dozwolone, powinny posiadać podstawę prawną do takiego czy innego działania. Nie wystarczy poruszać się w „szarej strefie”, by mieć przyzwolenie na robienie co się żywnie podoba.
Jak to jest w przypadku lotów służbowych marszałka sejmu? Podstawę organizacyjną lotniczych podróży służbowych osób pełniących najważniejsze stanowiska w państwie stanowi tzw. „Instrukcja Head„. Celem jej stworzenia jest zapewnienie tym osobom bezpiecznych przelotów. Zgodnie z jej §1 ust. 13, z transportu może korzystać między innymi również personel towarzyszący najważniejszym osobom w państwie. Marszałek Sejmu jak najbardziej taką osobą jest. Instrukcja nie wymienia przy tym wprost ani rodziny, ani małżonków, ani potomstwa tych szczególnych pasażerów. Wymienieni są jednak także członkowie oficjalnych delegacji. Status HEAD nadaje nie sam zainteresowany, lecz komendant Służby Ochrony Państwa. Wiąże się on jednak ściśle z osobą pasażera i sprawowaną przez nią funkcją.
Niewątpliwie obecność rodziny marszałka Sejmu przy okazji jego służbowych lotów nie wpływa na ponoszone przez państwa koszty. Problem pojawiłby się jedynie wtedy, gdyby liczba miejsc na pokładzie samolotu była ograniczona i ktoś musiałby zrobić bliskim miejsce.
Marszałek powinien mieć szybką możliwość dotarcia z miejsca zamieszkania do Sejmu RP
Co więcej, instrukcja HEAD jasno zakłada, że loty wojskowe będą wykorzystywane ściśle do celów służbowych. Teoretycznie samo dotarcie którejś z najważniejszych osób w państwie do miejsca pracy może stanowić cel służbowy. Warto zauważyć, że nie każdy mieszka w Warszawie. Z tej możliwości ochoczo korzystało wielu sprawujących władzę polityków różnych opcji politycznej. Zresztą, Marek Kuchciński na swojej ostatniej konferencji prasowej przywołał przykład lotów Donalda Tuska z i do Gdańska. Apelując przy tym o, jakże by inaczej, niestosowanie w tej sprawie podwójnych standardów. Trzeba się z tym zgodzić, społeczeństwo wolałoby z pewnością, by najważniejsze osoby w państwie faktycznie pracowały.
Co z innymi przelotami? Marszałek Sejmu ma obowiązek reprezentować izbę niższą parlamentu. Marek Kuchciński przekonywał, że jego sposób sprawowania funkcji zakładał liczne wyjazdy – a to z uwagi na udział chociażby w uroczystościach rocznicowych i spotkaniach, na które był zaproszony. Oczywiście, w związku ze sprawowaną funkcją a nie jako konkretny obywatel a nie osoba akurat przypadkiem pełniąca rolę marszałka izby niższej. Wyjazdów miało być czasami po kilka dziennie, w odległych od siebie punktach Polski. Trzeba przyznać, że zapewnienie transportu stanowi logistyczny koszmarek a bez transportu lotniczego odbycie wszystkich tych wyjazdów nie byłoby możliwe.
Marek Kuchciński pod żadnym pozorem nie powinien wykorzystywać przelotów służbowych do realizacji spotkań ze swoimi wyborcami na Podkarpaciu
I tutaj dochodzimy do istotnego dylematu sprawowania funkcji marszałka Sejmu. Z jednej strony, Marek Kuchciński mógłby po prostu ograniczyć liczbę spotkań, rezygnując z tych niekoniecznie bardzo związanych z pełnioną funkcją. Po co bowiem obecność teoretycznie drugiej osoby w państwie przy nagradzaniu milionowego pasażera relacji Przemyśl-Kijów? Albo na dożynkach, wielkim odpuście? W ten sposób, marszałek nie naraziłby się na zarzut marnotrawienia publicznych pieniędzy na organizację niepotrzebnych lotów.
Z drugiej jednak strony, sprawiałoby to wrażenie oderwania władzy w Warszawie od problemów mniejszych miejscowości. Władza chcąca sprawiać wrażenie będącej „blisko ludu” musi czasem wyjechać w Polskę. Pytanie jednak brzmi, czemu wiele z marszałkowskich spotkań skupia się akurat na jednym regionie – na Podkarpaciu? Z cała pewnością zakwestionować można ścisły związek ze sprawowaniem funkcji marszałka licznych spotkań w Przemyślu. Czyli miasta, z którego Marek Kuchciński pochodzi, w którym mieszka i z którym związana jest jego kariera polityczna. Marszałek nie powinien budować, czy podtrzymywać, swojej pozycji politycznej wykorzystując uprawnienia przynależne swojemu stanowisku.
Kolejną kwestią ściśle związaną ze sprawami politycznymi jest zadośćuczynienie, jakie Marek Kuchciński wpłacił na rzecz fundacji Ewy Błaszczyk, oraz Caritas. Jakkolwiek obydwie inicjatywy są z całą pewnością szlachetne i pożyteczne społecznie, tak nie sposób zauważyć, że żadna z nich nie poniosła nawet złotówki kosztów związanych z lotami marszałka. Trzeba przy tym zauważyć, że to nie pierwszy raz kiedy politycy związani z prawicą przekazują na organizacje pożytku społecznego środki, które niekoniecznie powinny do nich trafić akurat z tych konkretnych źródeł. Pierwszy z pewnością był Zbigniew Ziobro używający Funduszu Sprawiedliwości do dokonywania wpłat użytecznych – dla politycznego wizerunku jego i jego formacji politycznej. Pod byle pretekstem, a czasem i bez niego. Tak samo nie sposób nie zauważyć, że gest marszałka Sejmu również wynika z prostej kalkulacji politycznej: „bo ładnie wygląda”.
Prawdopodobnie czeka nas kolejna zmiana prawda – ale czy uda się przy tym zmienić mentalność polityków?
Nie da się ukryć, że loty marszałka Kuchcińskiego będą miały konsekwencje prawne. W tym przypadku: zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego stworzenia przepisów regulujących obecność członków rodzin najważniejszych osób w państwie. W przypadkach, gdy te nie znajdują się w oficjalnej delegacji, miałyby pokrywać koszt swojego przelotu. Jego ustalenie odbywałoby się na podstawie ceny biletu lotu rejsowego na tej samej trasie. Działanie ze strony prezesa Prawa i Sprawiedliwości w dużej mierze przypomina reakcję po przyznaniu przez ówczesną premier Beatę Szydło oburzająco wysokich nagród ministrom i wiceministrom. Spadły wtedy zarobki posłów, którzy w tej sprawie akurat nie zawinili. Istnieje też ryzyko wylania dziecka z kąpielą. Chęć zmian w prawie, ponownie, sprowadza się do woli „sprawiania wrażenie”, nie zaś faktycznej pozytywnej zmiany obecnego stanu rzeczy.
Odpowiedzialności politycznej za całe zamieszanie raczej nie należy się spodziewać. Marszałek Sejmu próbował się wygrzebać z opałów w sposób bardzo niezręczny. Poniedziałkowa konferencja prasowa z cała pewnością nie należała do udanych. Ta i wcześniejsze wpadki nie będą, najprawdopodobniej, kosztować go stanowisko. Nie w sytuacji, gdy opozycja domaga się odwołania Marka Kuchcińskiego. PiS po prostu nie może sobie na to pozwolić, na pewno nie tuż przed wyborami. Trzeba przy tym zauważyć, że przypadek licznych lotów marszałka Sejmu wcale nie jest ani czymś wyjątkowym, ani niezgodnym z dotychczasową praktyką wszystkich opcji politycznych. Co więcej, korzystanie z uroków władzy jest nierozerwalnie powiązane z jej sprawowaniem. Gdyby tylko politycy o pieniądze publiczne troszczyli się tak, jak o własne!