Budapesztu w Warszawie na razie nie będzie. Za to wygląda na to, że w Budapeszcie będzie Moskwa.
Węgrzy zdecydowali – Victor Orban wygrywa wybory. Wieloletni premier tego kraju będzie wciąż realizował antyeuropejski kurs, to wiemy. Nie to jest jednak wyłącznie najsmutniejsze, ale i – najbardziej zaskakujące. Otóż Orban wygrywa wybory mimo tego, że jednoznacznie postawił się po stronie Putina. Tak, to każe nam zadać arcyważne pytanie – czy Węgrów możemy ciągle nazywać „bratankami”?
Orban popiera Putina, Obran wygrywa wybory
Nie trzeba nikogo przekonywać, że Putin i Rosja to wielkie zagrożenie również dla Polski. Rakiety spadają w pobliżu naszej granicy, a ważne osoby w Rosji dywagują, czy Polska nie powinna być celem kolejnego ataku. W takich momentach, jak to stwierdził ostatnio prezydent Duda, przypomina się stare przysłowie – przyjaciół poznaje się w biedzie.
Kto jest więc naszym prawdziwym przyjacielem? Widzimy, że teraz po „naszej” stronie są nasi tradycyjni sojusznicy. Czyli przede wszystkim USA, Wielka Brytania czy władze NATO. Po „dobrej” stronie stoi też większość krajów Unii, jak i czołowi urzędnicy Wspólnoty. Owszem, było tu sporo różnych dyskusji, dziwnych manewrów – ale ostatecznie UE stanęła na wysokości zdania.
Tak, można mieć zastrzeżenia do polityki Niemiec i Francji. Liderzy tych obu krajów zachowują się momentami bardzo dziwnie, by użyć dyplomatycznego języka. Jednak i oni wyraźnie stoją po jasnej stronie mocy – widać, że są po naszej stronie i przeciw Putinowi.
Czego niestety nie da się powiedzieć o Victorze Orbanie, do niedawna najlepszym przyjacielu PiS. Który oczywiście nigdy nie był ani przyjacielem Polski, ani nawet przyjacielem PiS.
Tak, Orban był zawsze przyjacielem Putina
Właściwie widać to było od kilkunastu lat, gdy Orban rządził Węgrami. Jego Fidesz po prostu realizował politykę Putina, która polega przecież na skłócaniu krajów UE i jednocześnie osłabianiu Wspólnoty. Orban nie tylko robił to świetnie, ale jeszcze wciągnął do tego Polskę. Pewnie kiedyś zdobędzie za to order Bohatera Rosji. Orban też uzależniał swój kraj od rosyjskich surowców, co miało zresztą przełożenie na „surowcową” politykę całej Unii. To też jasno pokazuje, czyim był przyjacielem.
Jakby tego było mało, to gdy Putin zaczął mieć problemy, wyszło na kogo może liczyć. Ministrowie Orbana mówili, że Węgry będą hamować sankcje, zabronili nawet dostaw broni przez swoje terytorium do Ukrainy. Po swojej wygranej Orban zresztą mówi wprost, że prezydent Zełeński był jego przeciwnikiem.
A skoro Zełeński jest jego przeciwnikiem, to kto jest jego przyjacielem? No właśnie.
Mimo tego wszystkiego, Węgrzy poparli Fidesz i poparli Orbana. Tak, stanęli po stronie Putina. Tego Putina, który nam grozi wojną. Nie zasługują więc, aby nazywać się naszymi bratankami.
Często można usłyszeć narrację, że Węgrzy nie dowiadują się z mediów o tym, co się dzieje w Ukrainie – bo media, również te komercyjne, zostały przejęte przez oligarchów Orbana. Ale ta sama narracja ma wybielić Rosjan. Nie nabierajmy się na to – Węgrzy wsparli Putina, więc są prędzej bratankami Rosjan niż Polaków.
Fot.: Európa Pont / Flickr / CC BY 2.0