Czy piesi przed wejściem na przejście dla pieszych powinni sygnalizować swój zamiar przez uniesienie ręki jak w szkole? Na taki pomysł wpadł poseł PiS Artur Szałabawka. Chodzi oczywiście o bezpieczeństwo. Ktoś złośliwy mógłby jednak stwierdzić, że kierowców po prostu bardzo uwiera pierwszeństwo pieszych na przejściach.
Pierwszeństwo pieszych na przejściach od dawna stanowi problem dla części kierowców
Trudno oprzeć się wrażeniu, że obowiązujące od 1 czerwca 2021 r. pierwszeństwo pieszych na przejściach bardzo uwiera kierowców. W szczególności dotyczy to osoby bardzo zaangażowane emocjonalnie w prowadzenie samochodu. Na dobrą sprawę nie ma się co dziwić. W końcu konieczność zatrzymania się przed pasami wybija z rytmu i zabiera bezcenne sekundy. Rezultatem w najlepszym wypadku będzie frustracja drogowa pojedynczej osoby. W najgorszym utyskiwanie polityków o tym, jak to kierowcy są najbardziej prześladowaną w Polsce grupą społeczną.
Siłą rzeczy za niechęcią do obowiązujących rozwiązań prawnych idą propozycje zmian. Tym razem dość kontrowersyjny pomysł przedstawił w interpelacji nr 4738 poseł Prawa i Sprawiedliwości Artur Szałabawka. Sugeruje on ministrowi infrastruktury między innymi to, by piesi chcący przejść przez jezdnię podnosili rękę niczym uczeń zgłaszający się w szkole do odpowiedzi. Z pewnością znajdzie się ktoś, kto na taką koncepcję zareaguje kpiącym „może jeszcze salto?”. Warto się jednak pochylić nad uzasadnieniem takiego postulatu. Wbrew pozorom jest zaskakująco racjonalne. Chodzi bowiem o telefony komórkowe.
Uwagę należy zwrócić również na to, że powyższa propozycja znacząco wpłynie na egzekwowanie przepisu dotyczącego rozmów prowadzonych przez telefon komórkowy podczas przejścia przez jezdnię. Podniesienie ręki i upewnienie się, że pieszy został zauważony, wymaga skupienia się na przejściu przez jezdnię, a nie na rozmowie telefonicznej. Zgodnie z art. 14 pkt 8 ustawy Prawo o ruchu drogowym: […].
Przywołany przez posła Szałabawkę przepis wprost zabrania pieszym korzystania z telefonów, tabletów i innych urządzeń przy przechodzeni przez jezdnię. W czym nakaz podnoszenia ręki miałby tu pomóc? Zapewne chodzi o to, by taka osoba nie weszła bezmyślnie na pasy. Można jednak powątpiewać w skuteczność takiego rozwiązania. W końcu uniesienie ręki wcale nie wymaga rozejrzenia się na wszystkie strony.
Nie wszystkie legislacyjne pomysły Artura Szałabawki są kontrowersyjne
Kluczowy jest tutaj fragment o „upewnieniu się, że pieszy został zauważony”. Innymi słowy: musielibyśmy nie tylko unieść rękę, ale też upewnić się, że kierowca łaskawie nas przepuści. Tym samym pierwszeństwo pieszych na przejściach zostałoby już nieco nadkruszone.
Sam poseł PiS kwestionuje dane sugerujące, że nowe rozwiązania rzeczywiście przyniosły poprawę bezpieczeństwa pieszych. Powołuje się przy tym na dane portalu mobile-auto.pl. Wynika z nich, że w 2023 roku odnotowano 4 943 wypadki z udziałem pieszych, co stanowi wzrost w porównaniu do 4 762 wypadków w roku poprzednim. Przy czym warto pamiętać, że policyjne statystyki sugerują dość stabilną liczbę takich zdarzeń od 2020 r. Wówczas było ich 5 050, rok później 4 571. Co ciekawe, w 2019 r. wypadków z udziałem pieszych było 6 721, a w 2018 r. aż 7 242. Chyba jest jeszcze zbyt wcześnie, by wyciągać wnioski.
To jednak nie koniec. Skupiamy się na obowiązku podnoszenia ręki, bo jest dość komiczny. Interpelacja zawiera jednak także inne pomysły. Artur Szałabawka chciałby na przykład dodatkowego oznakowania miejsc, w których rzeczywiście obowiązuje pierwszeństwo pieszych na przejściach.
Propozycją jest umieszczenie na wysokości 2,2 m widocznych dla pieszych, powtórzonych miniaturowych znaków D-6 lub D-6b, lub innego oznakowania, które w sposób jednoznaczny wskazywałby pieszemu przejście dla pieszych z pierwszeństwem. Wszystkie inne przejścia bez oznakowana nie dawałyby pierwszeństwa pieszemu (w zimie znak P-10 często jest niewidoczny). Oczywiście ww. rozwiązania są stosowane powszechnie na świecie (np. Japonia) i przynoszą wymierne efekty poprawiające bezpieczeństwo i są podstawą edukacji od najmłodszych lat.
Trzeba przyznać, że to akurat bardzo rozsądna propozycja. Znak P-10 to po prostu popularna „zebra”, która rzeczywiście nie w każdych warunkach będzie dostatecznie widoczna. Czasem spadnie śnieg, czasem farba na asfalcie jest już ledwo dostrzegalna. Pierwszeństwo pieszych na przejściach faktycznie nie obowiązuje na tych sugerowanych, a więc nieoznaczonych i niejako dorozumianych. Dodatkowe oznakowanie pozwoliłoby uniknąć pomyłek przy stosunkowo niewielkim koszcie.