Koniec wakacji to zawsze taki fajny czas na podsumowanie. Kończy się pewien sezon, akurat bardzo ważny dla gospodarki, wracamy do normalności. Jak co roku nasz punkt zainteresowania kieruje się ku polskim górom. Jakoś tak się dziwnie składa, że ich urocze przestrzenie wyzwalają w Polakach nigdzie indziej niespotykaną fantazję. Problemy turystów w Tatrach to materiał na wydawany co wakacje serial w odcinkach.
Tatry, turyści, reklamacje
Odstawiając na bok ostatnie tragedie, jakie miały miejsce w Tatrach, warto przyjrzeć się całej masie wezwań, które na wszelkiej maści forach wywołują falę kolejnych dyskusji o potrzebie wprowadzenia odpłatnych akcji ratunkowych, wzorem choćby naszych słowackich sąsiadów. Niektóre problemy turystów w Tatrach są warte odnotowania. Oczywiście z przymrużeniem oka, bo mogą przydarzyć się każdemu z nas.
Choć nie ma jeszcze oficjalnych statystyk, to już na początku sierpnia TOPR szacował, że w ciągu pierwszego miesiąca wakacji udzielił pomocy o 15% więcej razy niż w poprzednim roku. Oczywiście, jak co roku, wśród standardowych zgłoszeń są również perełki. I tak w okresie tegorocznych wakacji kilku osobom zdarzyło się zgubić towarzysza wędrówek, w tym na drodze do Morskiego Oka. Pewien mężczyzna zgubił żonę, matka zgubiła syna, ojciec córkę, jeszcze inni turyści zgubili drogę, licząc na odszkodowanie od parku narodowego, które jednak w takiej sytuacji się nie należy.
Polacy w górach
TOPR interweniował również w schronisku, w którym pewien mężczyzna spadł z łóżka. Nie obyło się również bez całej masy wezwań do zmęczonych turystów, których bolały kolana, nogi, ręce i ogólnie całe ciało, łącznie z plecakiem. Standardowo TOPR pomagał grupie piechurów, których zaskoczył fakt, że w nocy w górach jest ciemno, a baterie w telefonie używanym jako latarki bardzo szybko się rozładowują.
Tradycyjnie, jak co roku ktoś zostawił również psa w samochodzie. Tradycji stało się zadość również w kwestii ściągania ze szlaku osób w nieodpowiednim obuwiu oraz z zamkniętych szlaków. Do pewnego novum można zaliczyć jedynie zatrzymanie czeskich turystów, którzy kąpali się nago w Morskim Oku.
Odchodząc od wydarzeń na szlakach, nie możemy zapominać, że również te niższe partie dostarczają ciekawych wrażeń. W końcu niecodziennie i nie wszędzie zdarzają się turyści pobici w pensjonacie. Chociaż akurat w tym przypadku podobno również w Bieszczadach zdarza się, że niezadowolony kierowca busa… pobije turystów pasem od spodni.
Problemy turystów w Tatrach niezmienne od kilku lat
Cóż, pewne rzeczy się nie zmieniają już od kilku lat. Nam pozostaje tylko patrzenie na nie z pewnym sentymentem. Jak choćby na ten znaleziony w czeluściach internetu reportaż Polsatu sprzed 12 lat. Jak widać, pewne problemy nie ulegają zmianie, a niektóre nawet ewoluują. Tatry co prawda nie są już za wysokie, nadal jednak wysokie są ceny. Wszyscy już wiedzą, że na Giewont idzie się piechotą, a na budowę kolejki nie ma co liczyć. W dalszym ciągu jednak tatrzańskie niedźwiedzie nie chcą pozować do zdjęć. Pozują do nich jednak inne zwierzęta przy szlaku, coraz bardziej oswojone przez turystów.
Oczywiście można grzmieć na nieświadomość, niewiedzę i zuchwałość turystów, ale chyba nie bylibyśmy tym samym społeczeństwem, gdybyśmy co pewien czas nie podejmowali kolejnych dyskusji o zachowaniu innych w górach. Prawdopodobnie bez względu na to, do ilu równie absurdalnych akcji ratowniczych by doszło, ratunek w górach zawsze będzie darmowy. Podobnie jak przyjazd pogotowia w innych częściach kraju. Problem z polskim turystą moim zdaniem nie tkwi w tym, że nie płaci za nieuzasadnione wezwanie TOPR-u, choć i tu wiele argumentów wydaje się sensownych, ale w braku kultury turystycznej i pewnego obycia, które dopiero jako społeczeństwo nabywamy.