Jutro szczyt Rady Europejskiej, uważany przez komentatorów za jeden z najważniejszych ostatnich lat. Trudno się dziwić – sytuacja kryzysu wywołanego pandemią jest bezprecedensowa, podobnie jak groźba weta autorstwa dwóch państw, Polski i Węgier. Może ona skończyć się dwojako – zmarginalizowaniem nas i naszych „bratanków” albo zamrożeniem pieniędzy dla wszystkich Europejczyków. A najgorsze jest to, że polski rząd walczy w imię nie swoich, a węgierskich interesów.
Szczyt Rady Europejskiej
Pewnie część z was zdziwi się skąd w tytule prymus i chuligan. Może jeszcze bardziej zdziwicie się, kiedy powiem że owym prymusem jest Polska, a chuliganem Węgry. Polska prymusem? Jak to? Ano tak to, że w dziedzinie, której dotyczy unijna reguła praworządności, nawet rząd PiS nie ma sobie nic do zarzucenia. Bo lipcowy szczyt UE zakończył się przyjęciem reguły „rule of law”, która dotyczy tylko zasadności wydawania przez kraj członkowski unijnych środków. Zrezygnowano z próby dyscyplinowania państwa za generalne wady systemu sądownictwa (których w Polsce z dnia na dzień jest coraz więcej). Ostała się jedynie zasada: jeśli źle wydajesz środki z UE, to możemy je zamrozić. A my od lat jesteśmy liderem w uczciwym wydawaniu tych pieniędzy. W końcu w Polsce od nieuczciwych dotacji mamy inne fundusze, na przykład ziobrowski Fundusz Sprawiedliwości.
Dlatego chuliganem jest tu Victor Orban. Jego Węgry to kraj już bardzo głęboko skorumpowany, praktycznie pozbawiony wolnych mediów i rządzony przez oligarchów. Złe wydawanie środków unijnych to dla władz w Budapeszcie absolutny standard. Dlatego trudno się dziwić, że Orban boi się reguły praworządności, bo jest realna groźba że odetnie ona Węgry chociaż od części pieniędzy. Co ciekawe, podobne obawy powinna mieć również mocno skorumpowana Bułgaria. Ale nie ma. Bo ewidentnie nie widzi żadnego interesu w machaniu szabelką w Brukseli i woli siedzieć cicho.
Chuligan i prymus na fajce za szkołą
No więc ów chuligan mówi do prymusa – dawaj, narobimy zamieszania. Prymus wie, że jest prymusem już właściwie tylko w tej jednej dziedzinie, bo w innych zszedł już na złą drogę. I dlatego przystępuje do komitywy z chuliganem i jedzie porzucić swój entourage prymusa. Koledzy pukają się w głowę – mówią: Mateusz, to nie o ciebie chodzi, zobacz, specjalnie dla ciebie zrobiliśmy tak, żeby to tylko chuligan dostał po łapach. Ale że prymus zaczął przestawać odróżniać co jest czym, to postanowił ze swoim nowym kolegą walczyć do końca.
Z tym że „do końca” nie oznacza tu moim zdaniem tego, że weto w sprawie praworządności stanie się faktem. Czuję, że szczyt ostatecznie zakończy się porozumieniem. Zasada praworządności zostanie jeszcze bardziej rozrzedzona, żeby Mateusz Morawiecki miał czym się pochwalić i czym uciszyć czekającego na niego z pianą na ustach Zbigniewa Ziobrę. Problem w tym, że szef premiera, czyli Jarosław Kaczyński, swoje osiągnął. Dyskusja o Polexicie rozgorzała w Polsce na dobre. Co prawda wciąż wyjście z UE ma wielu przeciwników, ale prezes PiS liczy, że niechęć do Brukseli będzie rosła.
A może to zapowiedź festiwalu korupcji?
Tym bardziej, że – wracając do przyjętej na początku retoryki – prymus już tak się zaprzyjaźnił z chuliganem, że może mieć plan wejścia w jego buty. Polski rząd już niedługo kompletnie rozwali wolne sądy i media, a to da mu okazję do zabawy w korupcję. Przecież skoro Orbanowi to się udało, to Kaczyńskiemu ma się nie udać? I wtedy – nawet rozmydlony – mechanizm praworządności zacznie działać i środki zaczną być mrożone. A Polska będzie już de facto i tak poza Unią Europejską. O ile naród nic z tym nie zrobi.