Na dzisiejszej konferencji dotyczącej sytuacji w państwie, premier Morawiecki potwierdził, że w tym roku uczniowie nie pójdą już do szkoły.
Wydawało się to bardzo prawdopodobne już od samego początku decyzji dotyczącej zamknięcia szkół, natomiast oczywiście idiotyczna decyzja o ich wrześniowym otwarciu prawdopodobnie w dużej mierze doprowadziła nas do tak fatalnej sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdujemy.
- Dzieci jak szczury w czasie epidemii dżumy. Albo zamykamy szkoły, albo nie zawracajcie głowy lockdownami
Dzisiejsza konferencja w dużej mierze rozjaśniła nam jaki pomysł na kolejne tygodnie ma Mateusz Morawiecki wraz ze swoją świtą. Jedną z pozytywnych zapowiedzi jest otwarcie sklepów w galeriach handlowych przez Bożym Narodzeniem. To pewien zgniły kompromis, który musi wyważyć rujnowanie ludzkich żyć przez koronawirusa i przez zapadającą się gospodarkę.
W tym roku uczniowie nie pójdą już do szkoły
Na sobotniej konferencji premier Morawiecki potwierdził, że w tym roku uczniowie nie pójdą już do szkoły. Zamknięcie szkół w ramach decyzji urzędniczej potrwa oficjalnie do 23-24 grudnia. Następnie rozpocznie się zwyczajowy okres ferii świątecznych, który zwykle trwa do 2 stycznia. Warto przy tym wspomnieć, że w tym roku 2 oraz 3 stycznia przypadają na sobotę i niedzielę, więc uczniowie i tak poszliby do szkoły najwcześniej 4 stycznia. Ale w 2021 roku tak nie będzie.
Ferie w jednym terminie dla całej Polski
Ferie zimowe w Polsce odbywają się w różnych terminach, w zależności od konkretnego województwa. Ma to oczywiście swoje zbawienne skutki, na przykład rozładowując nieco tłok na stokach narciarskich czy pozwalając rozsądniej gospodarować urlopami w firmach.
W tym roku będą one miały jednolitą datę dla całego kraju – 4-17 stycznia. Ta decyzja oczywiście wywołała małą falę oburzenia u ludzi, którzy planowali w tym roku wybrać się na narty, jak gdyby nie dostrzegając jak wygląda rzeczywistość, w której przyszło im żyć.
W praktyce oznacza to jednak, że pierwszy realny termin powrotu uczniów do szkół to 18.01.2021. A czy prawdopodobny? Prawdę powiedziawszy – nie wydaje mi się. Rząd postanowił w ten czas – słusznie – kupić sobie trochę niezwykle cennego czasu przed podjęciem kluczowych decyzji co do przyszłości nauczania zdalnego.
W przypadku szkół trudno mówić o zgniłych kompromisach
Nie są to galerie handlowe, w których nawet dorosłym ludziom trudno jest zachować pełen reżim sanitarny. Uczniowie często bezobjawowo wymieniają się różnymi zarazkami, bakteriami czy wirusami, by następnie przynosić je do swoich domów, gdzie mieszkają z rodzicami, a czasem i dziadkami.
To sytuacja nie do pozazdroszczenia, ponieważ za chwilę czas nauki zdalnej wyniesie półtora roku. Czasem kilkuletnie dzieci zostały zepchnięte do realiów korporacji, w których trzeba swoje odsiedzieć przed komputerem. To również gigantyczny problem dla rodziców, którzy swoim pociechom muszą zorganizować opiekę. Biorąc jednak pod uwagę zagrożenie, jakie stwarzają otwarte szkoły, rząd nie ma innego wyjścia.
Oczywiście gdyby okazało się, że szczepionka jest skuteczna i już na początku 2021 roku świat zaczyna sobie radzić z wirusem, być może dobrym pomysłem byłoby przeniesienie wakacji na marzec i kwiecień. Póki co takie rozwiązania są jednak tylko w sferze marzeń.
Czytaj więcej o koronawirusie w Polsce:
- Jarosław Pinkas, szef sanepidów, odchodzi w środku epidemii
- Umiera więcej Polaków, o 30% więcej, niż przed rokiem
- Liczba zgonów z powodu koronawirusa w Polsce jest wyższa, niż w Niemczech, Francji i Hiszpanii
- Szpital Narodowy zrobił w social mediach wydarzenie, gdy pojawił się jeden pacjent na Narodowym