Najbardziej wytrwali obserwatorzy polskiej sceny politycznej z pewnością zastanawiają się pewnie teraz co z majowymi wyborami. Będą czy nie? Pojawiają się dość śmiałe koncepcje jak można by wybrnąć z impasu. Niektóre pogłoski sugerują wprowadzenie stanu wyjątkowego zamiast stanu klęski żywiołowej. O dziwo, w tym momencie istnieje ku temu mocna przesłanka.
Stany nadzwyczajne stanowią zabezpieczenie państwa w sytuacji, w której normy konstytucyjne uniemożliwiają jego ratowanie
Konstytucja przewiduje swoisty wentyl bezpieczeństwa na wypadek, gdyby państwo znalazło się w tak problematycznym położeniu, że konstytucyjne ramy przestają wystarczać. Stanowią go trzy stany nadzwyczajne. Stan wojenny wprowadza się wówczas, gdy mamy do czynienia z agresją zewnętrzną. Gdy chodzi o katastrofy naturalne, albo o awarie powodujące porównywalne skutki, właściwym jest stan klęski żywiołowej.
Ostatnim ze stanów nadzwyczajnych jest stan wyjątkowy. Jego zastosowanie sprowadza się do wewnętrznych zagrożeń dla konstytucyjnego porządku państwa, porządku publicznego i bezpieczeństwa obywateli. Pozwala władzy na dużo szerszą ingerencję w konstytucyjne prawa i wolności, niż chociażby stan klęski żywiołowej. W grę wchodzi chociażby wprowadzenie cenzury. Te oczywiście muszą być adekwatne do sytuacji.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego, podobnie jak stanu wojennego, odbywa się w dość szczególnym trybie. Dokonuje go prezydent na wniosek premiera. Jest jedno „ale”: po 48 godzinach jego obowiązywania rozporządzenie podlega rozpatrzeniu przez Sejm. Posłowie mogą bezwzględną większością głosu taki stan nadzwyczajny uchylić.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego mogłoby doprowadzić do faktycznego przesunięcia wyborów prezydenckich
Od dłuższego czasu wprowadzenie stanu wyjątkowego pojawia się gdzieś na obrzeżach dyskusji o wyborczym impasie którego jesteśmy świadkami. Oczywiście, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w sytuacji pandemii właściwy byłby stan klęski żywiołowej. W momencie pisania niniejszego artykułu nie wiadomo jak potoczą się losy wyborów. Właściwie większość kart pozostaje w grze. Być może poza przeprowadzeniem wyborów konstytucyjnych w terminie 10 maja. Już nawet minister aktywów państwowych przyznał, że się nie da.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego miałoby być według doniesień medialnych jednym z możliwych posunięć Prawa i Sprawiedliwości na wypadek fiaska korespondencyjnych wyborów prezydenckich. Tak naprawdę dla niniejszych rozważań nie ma większego znaczenia czy to tylko kaczka dziennikarska, czy realny plan awaryjny. Warto je potraktować niczym możliwość złożenia dymisji przez prezydenta – ot, swoisty eksperyment myślowy.
Pytanie zasadnicze brzmi: czy wprowadzenie stanu wyjątkowego w tym momencie byłoby w ogóle zgodne z prawem? Nie jest to pytanie bezzasadne. Mieliśmy już w końcu do czynienia w polskiej historii z wprowadzeniem stanu wyjątkowego wbrew przepisom obowiązującej wówczas konstytucji. Mowa oczywiście o stanie wojennym, praktycznie rzecz biorąc wojskowym zamachem stanu.
Brak możliwości przeprowadzenia wyborów prezydenckich jak najbardziej stanowi zagrożenie dla konstytucyjnego ustroju państwa
Przede wszystkim trzeba się zastanowić jakie przesłanki muszą być spełnione, by wprowadzenie stanu wyjątkowego było zasadne. Odpowiedzi na to pytanie najlepiej będzie poszukać nie w art. 230 Konstytucji, lecz w art. 2 ustawy o stanie wyjątkowym. Kluczowy ust. 1 tego przepisu brzmi następująco:
W sytuacji szczególnego zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa, bezpieczeństwa obywateli lub porządku publicznego, w tym spowodowanego działaniami o charakterze terrorystycznym lub działaniami w cyberprzestrzeni, które nie może być usunięte poprzez użycie zwykłych środków konstytucyjnych, Rada Ministrów może podjąć uchwałę o skierowaniu do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wniosku o wprowadzenie stanu wyjątkowego
Porządek publiczny czy bezpieczeństwo obywateli możemy z góry odrzucić. Nieprzeprowadzenie wyborów prezydenckich prawie na pewno nie skończy się zamieszkami czy atakami terrorystycznymi. Idea zastosowania tego środka w tym momencie opiera się na szczególnym znaczeniu wyborów prezydenckich dla ustroju naszego kraju.
Nie da się ukryć, że ograniczona w czasie kadencja głowy państwa jest dla polskiego ustroju dość istotna. Dlatego przeprowadzenie wyborów w konstytucyjnych ramach czasowych jest wartością samą w sobie. W tym momencie można śmiało powiedzieć, że jest to niestety mało prawdopodobne. Ustawa zasadnicza nie przewiduje także przekładania terminu wyborów prezydenckich. Niewielkie pole manewru rządzącym może zapewnić Trybunał Konstytucyjny. Niestety, dwa tygodnie to wciąż dość mało.
Haczyk tkwi w tym, że zagrożenie dla konstytucyjnego ustroju państwa wynika wprost z działań obozu rządzącego
Można więc śmiało przyjąć, że użycie zwykłych środków konstytucyjnych w tym momencie nie pozwala już na przeprowadzenie wyborów prezydenckich, ani – co ważniejsze – na zmianę ich terminu. To zagraża w pewnym sensie konstytucyjnemu ustrojowi państwa. Choć na pewno nie w sposób, co do którego próbują nas przekonać rządzący. Kadencja Andrzeja Dudy trwa w końcu do momentu zaprzysiężenia jego następcy. Od strony funkcjonowania naszego państwa żaden dramat się nie wydarzy, jeśli wybory prezydenckie odbędą się jednak w sierpniu.
Skoro jednak mamy spełnione przesłanki umożliwiające wprowadzenie stanu wyjątkowego, to należy się jeszcze zastanowić jak do tego doszło. W końcu art. 2 ust. 2 ustawy o stanie wyjątkowym nakłada na premiera obowiązek uzasadnienia złożonego wniosku.
Dlaczego nie można przeprowadzić wyborów prezydenckich w oparciu o konstytucyjne ramy? Oczywiście, w grę wchodzi pandemia, opór ze strony samorządów czy korzystanie ze swoich konstytucyjnych uprawnień przez Senat. Także z uwzględnieniem „wilczego prawa opozycji”.
Decydującym czynnikiem wydaje się być jednak odebranie ustawą z 17 kwietnia właściwie wszystkich istotnych uprawnień Państwowej Komisji Wyborczej. Jej obowiązki miał przejąć minister aktywów państwowych i przeprowadzić głosowanie korespondencyjne. Póki co: bez umocowania w ustawie. Sytuacji nie poprawia kuszenie posłów opozycji ocierające się o zarzuty korupcyjne.
Jeśli rządzący faktycznie rozważają wprowadzenie stanu wyjątkowego, to mają taką możliwość – wystarczy obszerna samokrytyka we wniosku
Wprowadzenie stanu wyjątkowego możliwe byłoby nie dlatego, że „wszystko by się udało, gdyby nie ta opozycja”. Stan zagrożenia konstytucyjnego ustroju państwa w żadnym wypadku nie wynika też z intencji rządzących. Chęć przeprowadzenia wyborów w terminie z tego punktu widzenia jest działaniem słusznym.
Problem stanowi forma wybrana przez rząd Prawa i Sprawiedliwości oraz większość parlamentarną. Kolejne inicjatywy ustawodawcze właściwie zabrały organom naszego państwa możliwość przeprowadzenia wyborów prezydenckich. Proponowane przez rządzących rozwiązania sprawiają, że „wybory” byłyby rażąco niezgodne z ustawą zasadniczą.
Pisaliśmy na łamach Bezprawnika jak ma się do postulowanych wyborów korespondencyjnych konstytucja. Wszystko to przez typowe dla Prawa i Sprawiedliwości lekceważenie istniejących form prawnych. Warto także wspomnieć o kompromitującej dla naszego kraju opinii OBWE czy zdaniu pewnego amerykańskiego think tanku o demokracji w Polsce.
Jeżeli więc rządzący mieliby się zdecydować na wprowadzenie stanu wyjątkowego, w uzasadnieniu wniosku jako „zagrożenie dla konstytucyjnego porządku państwa” musieliby po prostu wskazać samych siebie.