Można odnieść wrażenie, że Donald Trump wychował sobie najgłupszych wyborców na świecie. Wybory w USA wciąż nie są rozstrzygnięte, ale część Republikanów już – bez żadnych podstaw – podnosi argument o ich sfałszowaniu. Fani Trumpa zbierają się przed komisjami wyborczymi w wielu stanach i domagają się… przerwania liczenia głosów. Bo na końcu liczone są głosy oddane korespondencyjnie, w których przewagę ma Joe Biden.
Wybory w USA wyniki
„Stop the count!”, takie okrzyki słychać między innymi w Arizonie, Michigan czy Pensylwanii. To są te stany, w których nie przeliczono jeszcze wszystkich głosów. Każda kolejna godzina przynosi informacje coraz lepsze dla Joe Bidena, który albo powiększa swoją przewagę albo dogania Donalda Trumpa. Powód jest prosty i oczywisty: głosy oddane korespondencyjnie są liczone na samym końcu. A głosowanie pocztowe wybierali przede wszystkim wyborcy demokratyczni. Ta logika jednak nie trafia ani do urzędującego prezydenta USA, ani do jego zwolenników.
Election challengers shout “Stop the count” as poll workers count absentee ballots in #Detroit, Michigan in the 2020 general election @washingtonpost #Election2020 pic.twitter.com/nzWfSSX34P
— Salwan Georges (@salwangeorges) November 4, 2020
W nocy z wtorku na środę usłyszeliśmy, że Trump wygrywa wybory. Sam prezydent ogłosił swoją wygraną widząc, że zliczone około 70% głosów w USA dają mu perspektywę zdobycia większości w kolegium elektorskim. Szala zwycięstwa zaczęła się jednak przechylać na korzyść Bidena bo rozpoczęciu liczenia głosów korespondencyjnych. Donald Trump postanowił (zresztą planował to od dawna) cynicznie wykorzystać ten fakt, przekonując swoich wyborców że głosy liczone na końcu są sfałszowane, oddane przez zmarłe osoby itp. itd. Podstaw do tego nie ma żadnych, tym bardziej że proces demokratyczny w USA wątpliwości nie budził nigdy.
Trump chce podpalić Stany Zjednoczone. Wie już, że prawdopodobnie będzie musiał odejść, więc chce to zrobić w atmosferze rozpalenia konfliktu między oboma stronami do czerwoności. Nie wiem czy mu się to uda – wierzę, że nie – ale widok jego zwolenników z szaleństwem w oczach, często mających ze sobą broń, pokazuje jak bardzo rozwój technologii nie idzie w parze z poszerzeniem horyzontów wielu ludzi. Niestety w przypadku dużej grupy osób jest wręcz przeciwnie.
Polska prawica kibicuje absurdalnym teoriom
Kiedy czytamy o tym co się dzieje w USA zaczynamy patrzeć z sympatią na nasz, polski system przeprowadzania wyborów. U nas takie rzeczy do tej pory się nie zdarzały – wszyscy doskonale wiedzieli, że najpierw spływają głosy z mniejszych miejscowości (sprzyjających częściej PiS), a potem głosy z dużych miast (gdzie silna jest opozycja). Ale powinniśmy przygotować się na to, że przy okazji najbliższych wyborów nad Wisłą sytuacja z USA może się powtórzyć.
Bo prawicowi komentatorzy w Polsce już zaczęli podłapywać narrację fanatycznych Republikanów. Rządowa telewizja bez żenady puszcza wynurzenia Tomasza Sakiewicza mówiącego o rzekomych zombie oddających głosy na Bidena z grobów. Na Twitterze szaleje fake-news powielany przez Wojciecha Cejrowskiego, który – używając spisu wyborców sprzed 2 lat – przekonuje że w jednym ze stanów zagłosowało więcej osób niż jest uprawnionych. Szczęśliwie polskie władze na razie nie podchwytują tej narracji, bo zapewne wiedzą że najbliższe lata będą musiały spędzić przymilając się do Bidena. Ale te same władze zapewne obserwują z wypiekami na twarzy to, w jak brzydki sposób Trump brzydko bawi się demokracją. W końcu czym różni się Trump wzywający swoich wyborców do buntu od Kaczyńskiego wzywającego narodowców do „obrony” kościołów?
Bo skoro wybory w USA kończą się bzdurnym domaganiem się zaprzestania liczenia głosów korespondencyjnych, to co za problem żeby wybory w Polsce zakończyć na policzeniu głosów w podkarpackich wioskach…?