Polska szkoła ma problem z telefonami komórkowymi i sobie z nim nie radzi
Telefony komórkowe dla najmłodszych pokoleń stanowią wręcz nieodłączną część życia. Praktycznie każdy Polak posiada takie urządzenie. Dotyczy to także dzieci i młodzieży. Równocześnie oświata w naszym kraju w smartfonach należących do uczniów upatruje ucieleśnienia wszelkiego zła. Do pewnego stopnia można zrozumieć irytację pedagogów w sytuacji, gdy telefon rozprasza uwagę ucznia. Przy okazji stanowi niemalże namacalną oznakę lekceważenia tego, co nauczyciel stara się akurat przekazać.
Właśnie z tego powodu smarfony w szkole stały się swego czasu przedmiotem niemalże ogólnonarodowej debaty. W społeczeństwie wypracował się pewien konsensus. Zgodnie z nim młodzież nie powinna korzystać z telefonów komórkowych w szkole. Dorozumianym elementem tegoż konsensusu jest to, że polska szkoła nawet nie próbuje uczyć tego, jak odnaleźć się we współczesnym świecie. Równocześnie przepisy wzmacniają możliwość ograniczania uczniom dostępu do smartfonów. Mam na myśli art. 99 prawa oświatowego.
Niektóre szkoły wprowadzają po prostu zakaz. Uczniom nie wolno wnosić telefonów komórkowych na teren szkoły, nie wolno im też z nich korzystać. Część z nich stosuje nawet różnego rodzaju depozyty, w których młodzież może zostawić posiadane przez siebie urządzenia. Nawet taki malkontent jak ja musi przyznać, że to dość uczciwe postawienie sprawy. Może się jednak zdarzyć, że młody człowiek zignoruje zakaz. Taka już w końcu ich natura. Co w takiej sytuacji? Zabranie uczniowi smartfona to paradoksalnie najgorszy z możliwych pomysłów.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 19,91%
Zabranie uczniowi smartfona bez wyraźnej zgody jego rodziców jest po prostu niezgodne z prawem
Nie chodzi mi oczywiście o to, że próba egzekwowania wewnątrzszkolnych przepisów miałaby być w jakiś sposób niewychowawcza. Problem polega na tym, że na przeszkodzie stoi prawo powszechnie obowiązujące. Nie istnieje bowiem żaden przepis, który pozwalałby nauczycielowi na zabranie uczniowi smartfona. Skoro takowego nie ma, to powinniśmy zastosować te przepisy, które dotyczą przypadki zaboru mienia o potencjalnie znacznej wartości. W najlepszym przypadku będziemy mieli do czynienia ze złamaniem art. 119 kodeksu wykroczeń, a więc po prostu z kradzieżą.
Czy może być gorzej? Jak najbardziej. Smartfony to potencjalnie drogie urządzenia. Istnieje niezerowa szansa, że telefon w posiadaniu ucznia jest wart więcej niż 800 zł. Jeżeli nauczyciel dokonuje "konfiskaty" takiego sprzętu, to popełnia przestępstwo z art. 278 kodeksu karnego.
Nie należy z góry zakładać, że rodzic stanie w takiej sytuacji po stronie nauczyciela. Dostatecznie zirytowany jak najbardziej mógłby zdecydować się na wejście na drogę prawną. Dobra wiadomość jest taka, że będziemy mieli najprawdopodobniej do czynienia z przypadkiem mniejszej wagi.
Co w takiej sytuacji należałoby zrobić z niewłaściwie zachowującym się uczniem? Odpowiedź jest prosta. Należałoby natychmiast wyegzekwować wewnątrzszkolne regulacje, stosując wewnątrzszkolne sankcje. Mam na myśli nakaz schowania telefonu albo zaniesienia go do depozytu pod groźbą na przykład wystawienia uwagi. Jeśli koniecznie chcemy zarekwirować telefon, to musimy uzyskać zgodę rodziców ucznia. Łamanie przez niego zasad nie usprawiedliwia łamania przepisów prawa.