Zakaz wyprzedzania ciężarówek zmienił niewiele, tylko kierowcy są bardziej zestresowani

Codzienne Moto Dołącz do dyskusji
Zakaz wyprzedzania ciężarówek zmienił niewiele, tylko kierowcy są bardziej zestresowani

1 lipca 2023 roku weszły w życie nowe przepisy, które wprowadziły zakaz wyprzedzania dla samochodów ciężarowych na autostradach i drogach ekspresowych. Przepis miał zwiększyć bezpieczeństwo na drogach, w praktyce zwiększył jedynie wpływy do budżetu państwa (z mandatów), a to i tak nieznacznie.

Kierowcy samochodów ciężarowych muszą pamiętać o wielu dodatkowych ograniczeniach, które nie dotyczą osobówek. Przepisy te mają na celu zagwarantowanie kierowcom TIR-ów komfortowych warunków pracy oraz poprawić bezpieczeństwo ruchu drogowego. Jak to jednak często bywa – przepisy sobie a faktyczne zachowania sobie. Przepisy są tylko na papierze, raz na jakiś czas być może ktoś dostanie mandat, a kierowcy i tak przede wszystkim starają się zachować swoją pracę i terminowość dostaw.

Wyścigi słoni trwają mimo dotkliwych kar

Nierespektowanie zakazu wyprzedzania ciężarówek może niesubordynowanego kierowcę TIR-a drogo kosztować. Mandat to nawet 1000 złotych, kierowca otrzyma również 6-8 punktów karnych. Najbardziej odstraszają kierowców ciężarówek właśnie punkty karne – utrata prawa jazdy to nie tylko automatyczna brak możliwość kontynuowania pracy, ale również olbrzymie koszty, jeżeli chciałoby się uprawnienia odzyskać (procedura wyrobienia uprawnień w kategorii C jest nie tylko czasochłonna, ale również kosztowna, w dodatku restrykcji jest coraz więcej). Kierowcy jednak i tak wyprzedzają, ponieważ dzięki aplikacjom takim jak Yanosik, czy nawet Google Maps istnieje możliwość monitorowania, czy na naszej trasie znajduje się policja (tak, Yanosik radzi sobie doskonale, informuje nawet o okolicach, w jakich krążą nieoznakowani i jest naprawdę skuteczny).

Łamanie przepisów na drodze to standard

Ciężko jednak potępiać kierowców ciężarówek za łamanie absurdalnego przepisu, jakim jest zakaz wyprzedzania. Dlaczego absurdalnego? Bo po pierwsze wyprzedzanie ciężarówek być może jest czasochłonne i irytuje innych uczestników ruchu drogowego, ale czasem przebiega nawet sprawniej niż manewry wyprzedzania niedzielnych kierowców, którzy jadąc znacznie wolniej, niż dopuszczają znaki i typ drogi twierdzą, że poprawiają bezpieczeństwo, oraz zawodowych kierowców nie-ciężarówek, jadących na tempomatach. Po drugie ustawa dopuszcza możliwość, żeby ciężarówka wyprzedzała „legalnie”. Jednak pojazd przed nią musiałby się poruszać „z prędkością znacznie mniejszą od dopuszczalnej”. Czyli z jaką? Prędkość znacznie niższa to kilka, czy kilkadziesiąt kilometrów na godzinę? Prędkość o 19 km/h niższa od dopuszczalnej nie będzie uznawana za „znacznie niższą”, a 20 km/h już tak? Takie określenie prędkości pozostawia spore pole do interpretacji i wprowadza zamęt. Z resztą, na trasie liczące kilkaset kilometrów nawet prędkość 5 km/h robi olbrzymią różnicę.

Kierowcy łamią inne ograniczenia, dlaczego mieliby się stosować do tego?

Życie kierowcy ciężarówki nie jest łatwe. Z boku wydaje się, że praca jest dobrze płatna i to rekompensuje wszystkie trudy. Niekoniecznie. Wszystko zależy od firmy dostawczej, w której dany kierowca pracuje. To właśnie firmy są odpowiedzialne za problemy na drogach, a nie sami kierowcy. Przekraczanie dopuszczalnego czasu jazdy. Oszukiwanie względem maksymalnego czasu pracy. Pauzy, które w praktyce nie są pauzami – to niestety w polskiej branży dostaw norma. Kierowca dostaje zadanie – masz być na czas, inaczej będzie problem, nie będzie premii (tak, kierowcy też są zatrudniani za najniższą krajową i reszta pod stołem). Tak, to kierowca decyduje, kierowca nie powinien się na to godzić. Jednak często ulega presji finansowej i się godzi. Tak więc w czasie przysługującej mu przerwy dalej pracuje, a na autostradzie wyprzedza inne ciężarówki, które jadą wolniej. Bo inaczej nie zdąży (no chyba, że droga jest trzypasmowa, wtedy może skorzystać z pasa środkowego, ale bądźmy szczerzy – takich jest niewiele).

W końcu dochodzimy do jeszcze jednej ważnej kwestii. Nawet kilka kilometrów na godzinę przy długiej strasie może sprawić, że kierowca nie wróci do domu, będzie musiał pauzować kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów od domu, jeść zimne parówki z zapasów, które mu jeszcze zostały i spać w zimnej (lub – co gorsza – przegrzanej) kabinie. Raczej średnia perspektywa, zwłaszcza gdy po kilku dniach, czy nawet tygodniach trasy w domu czeka stęskniona żona i dzieci. Dlatego kierowca często skłonny jest zaryzykować i jednak wyprzedzić innego „zawalidrogę”.

Przy zakazie wyprzedzania nie do końca jest bezpieczniej

Ostatnim argumentem, przemawiającym za tym, że zakaz wyprzedzania ciężarówek jest absurdalny, jest fakt, że teraz częściej możemy spotkać prawdziwy szpaler TIR-ów, które jadą jeden za drugim, bo nie mogą się nawzajem wyprzedzić. Kilka, czy kilkanaście samochodów ciężarowych, jeden za drugim, naprawdę mogą stworzyć problem. Wyprzedzanie ich przez osobówki (zwłaszcza te, które jadą powoli z różnych względów) również trwa wieki, a przez takie zgrupowanie ciężarówek łatwo na przykład przegapić nasz zjazd, czy zwyczajnie nie docenić skali problemu i doprowadzić do sytuacji, kiedy zjechanie z drogi w odpowiednim miejscu jest albo niemożliwe, albo wiąże się z bardzo niebezpiecznym manewrem. Z resztą, jeżeli zjedziemy za całą grupą ciężarówek i tuż po zjeździe z autostrady trafimy na rondo z większym ruchem… będziemy przeklinać bardziej, niż podziwiając pojedyncze wyścigi słoni na autostradzie.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – również nie lubię, gdy na drodze coś mnie blokuje. Też zawsze marudziłam, jak TIR-y wyprzedzały się przez kilometry. Jednak obecnie i tak do wyścigów słoni dochodzi (policji nie może być wszędzie), a trafiając na zgrupowanie TIR-ów, zwyczajnie odczuwam niepokój. Co więcej, z rozmów z kierowcami ciężarówek wiem, jak trudny to zawód i jakie problemy sprawiają im kolejne ograniczenia. To nie kierowców trzeba ograniczać, a zmienić polskie podejście do pracy i pracowników, a także do rozbieżności w kwocie faktycznego wynagrodzenia, a tej wpisanej w umowie (co już jest rozważaniem utopijnym, obejmującym podatki).