Lotnisko najprawdopodobniej zgubiło kota i potraktowało jego właścicielkę w najlepszym razie niegrzecznie. Dopiero kiedy internauci zaczęli wypisywać na ich fanpage, poszukiwania ruszyły pełną parą.
Lotniskom i liniom lotniczym można często wiele zarzucić. Przez błędy obsługi ludziom czasem giną bagaże albo inne ważne rzeczy. Jednej dziewczynie zgubiono – najzwyczajniej w świecie – kota. Zwierzę było w transporterku, zabezpieczone. Wiele razy już podróżowało w ten sposób, a Norwegian Airlines nie zgłaszało żadnych uwag, kiedy kobieta wystartowała z Oslo. Jednak na lotnisku Chopina okazało się, że zwierzę zniknęło. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, bo na pewno nie obsługa lotniska. Właścicielka zwierzęcia dostała jedynie pusty transporterek, z wyłamaną kratką. Możemy mieć tylko nadzieję, że ktoś znajdzie pupila i odda go właścicielce: w przypadku porzuconego psa prawo bywa restrykcyjne i dotyczy także kotów.
Kobieta zażądała wyjaśnień. W niezbyt uprzejmy sposób poinformowano ją, że to nie ich problem ani sprawa. Ale w internecie zawrzało po poście dziewczyny, więc Welcome Airport Services kotka szuka bez ustanku. Co prawda próbują się bronić tym, że właścicielka najpewniej nie zabezpieczyła prawidłowo klatki, ale tutaj mamy do czynienia ze słowem przeciwko słowu.
Zgubienie zwierzęcia w samolocie
Welcome Airport Services – jak twierdzi – dokłada wszelkich starań, żeby zwierzę się znalazło, ale jak na razie, ni widu, ni słychu. Właścicielka zwierzęcia organizuje już akcję poszukiwawczą. Nie wiadomo jednak, czy kot nie zgubił się już w samym Oslo, być może jakiś nieuważny norweski pracownik przypadkiem wyłamał kratkę. Ale nawet gdyby tak było, chciałabym wierzyć, że kobietę by poinformowano w jakiś sposób. Wszystko jednak wskazuje na to, że wina leży po stronie Welcome Airport Services. Próbują się oni w różny sposób bronić na swoim fanpage, ale z marnym skutkiem. Zbyt dużo ludzi ma do nich w tym momencie pretensje.
Przewóz zwierząt zawsze jest trudną rzeczą. Część linii lotniczych bardzo się krzywi na sam pomysł transportowania zwierzęcia gdziekolwiek. Była nawet głośna sytuacja, w której przewoźnik odmówił pewnej dziewczynie zabrania chomika, więc ta utopiła go w toalecie. Jak sama twierdziła, nie miała co z nim zrobić, bo chciała ruszyć w dalszą podróż. Na szczęście tu mamy do czynienia z o wiele bardziej odpowiedzialnym i troskliwym właścicielem. W dodatku takim, który nie odpuści za żadne skarby i nie spisze kota na straty.
Kto jest winny?
Autorka posta i właścicielka zwierzęcia informuje na Facebooku, że z nagrań wynika, jakoby jeden z pracowników zgubił klatkę po drodze (lub ją zignorował w jakiś sposób). Co prawda mogłaby próbować domagać się odszkodowania, ale z tym jest zwykle więcej zachodu, niż to faktycznie warte (a i zwykle dotyczy ono rzeczy materialnych, bo jak wycenić kota?). Pozostaje jej jedynie czekać i szukać biednego zwierzęcia, które – miejmy nadzieję – jest gdzieś w okolicy. Zachęcamy do wzięcia udziału w akcji pomocowej.