Media na całym świecie donoszą o tym, że zgwałcona w dzieciństwie siedemnastolatka z Holandii poddała się eutanazji. W praktyce sytuacja wyglądała zupełnie inaczej: dziewczyna przestała przyjmować pokarmy podczas hospitalizacji, a lekarze zgodzili się z jej wolą i nie ratowali jej na siłę.
Nie chodzi o roztrząsanie słuszności eutanazji, choć według badań Newsweeka, o których pisaliśmy, 45% Polaków popiera prawo do niej. Siedemnastolatka, która rzekomo poddała się eutanazji, nazywała się Noa Pothoven. Zmagała się z depresją i anoreksją po tym, jak została zgwałcona. Podjęła trudną decyzję, prosząc bliskich, by nie odwodzili jej od tego. Nie wiemy, czy udałoby się ją wyleczyć. Z traumą walczyła przez trzy lata. Ale wnioskując po komentarzach niektórych samozwańczych znawców w Internecie – to przecież nic. Przecież z tego można wyjść.
Ale ta siedemnastolatka nie poddała się eutanazji
Jak napisała na swoim Instagramie Noa (gdzie miała około sześciu i pół tysiąca followersów):
Jakiś czas temu przestałam jeść i pić i po wielu rozmowach i opiniach postanowiono, że zostanę puszczona wolno. Już po wszystkim. Nie żyję tak naprawdę od dawna, przeżyłam, ale nawet to nie jest do końca prawdą. (tłum. własne)
Noa wydała kilka lat temu książkę o swojej walce – „Winnen of leren” („Wygrać lub się nauczyć”). Tam wyjaśniła sytuację – w wieku czternastu lat została zgwałcona przez dwóch mężczyzn.
Odmówiono jej jednak terapii elektrowstrząsowej, która jest stosowana przy lekoopornych depresjach. Dziewczyna zgłosiła się do kliniki End of life, gdzie bez informowania krewnych spytała, czy się kwalifikuje do eutanazji. Odmówiono jej ze względu na wiek. Przekonywano ją też, że należy zaczekać do pełnego ukształtowania się mózgu i do pełnej dojrzałości emocjonalnej.
Rzecz w tym, że media rozpowszechniają jedynie informację o samej eutanazji. Dziennikarka Naomi O’Leary na swoim Twitterze opisała sytuację zgoła inaczej.
Eutanazja w Holandii
W Holandii obowiązują przepisy, zezwalające na eutanazję w konkretnych przypadkach. Do tego potrzebne będą dwa słowa, definiujące warunki eutanazji: ondraaglijk (nieznośny) i uitzichtloos (bez perspektyw na poprawę). Takie musi być właśnie cierpienie pacjenta, chcącego poddać się eutanazji. Lekarz musi mieć absolutną pewność, że decyzja ta jest całkowicie dobrowolna i nie jest impulsywna. Musi też przekazać pacjentowi, czy są – a jeśli są, to jakie – perspektywy na jego wyleczenie. Wspólnie mają dojść do wniosku, że nie ma innych rozwiązań. Eutanazja w Holandii nie przebiega więc wyłącznie na żądanie pacjenta, ludzie nie odchodzą z tego świata, bo mają taki kaprys.
Ale to nie koniec. Lekarz musi skonsultować sytuację z innym lekarzem, którzy przebada pacjenta i na piśmie złoży oświadczenie na temat jego sytuacji. Pacjent musi być też pełnoletni, a jeśli nie jest, musi mieć zgodę rodzica. Takiej zgody nie dostała siedemnastolatka, więc formalnie nie poddała się eutanazji.
Depresja jest chorobą jak każda inna. Znalezienie odpowiedniej strategii leczenia może zająć czas. Lekarze jednak podjęli decyzję o nieratowaniu dziewczyny na siłę – czyli najwyraźniej zrozumieli jej tragiczne położenie. I nie można tu mówić o żadnym tchórzostwie – wobec niewyobrażalnego cierpienia wszyscy będziemy słabi i bezradni. A zbrodnia taka jak gwałt może całkowicie pozbawić młodego człowieka poczucia jakiejkolwiek kontroli nad własnym życiem.