Według polityka, to GTA odpowiada za kradzieże samochodów. Chicagowski przedstawiciel Izby Reprezentantów stanu Illinois twierdzi, że fala przestępstw wynika z gier komputerowych. Rozwiązanie? Częściowa delegalizacja brutalnych gier.
Delegalizacja brutalnych gier
Jak opisuje portal „dobreprogramy.pl”, powołując się na IGN, w amerykańskim stanie Illinois (źródłowy portal błędnie sugeruje, że chodzi o „federalną” Izbę Reprezentantów) rozważana jest częściowa delegalizacja brutalnych gier wideo. W Chicago ma miejsce fala kradzieży samochodów, co nie uszło uwadze przedstawicieli lokalnych polityków
Tak też Marcus Evans Jr. z (Demokraci) zaproponował projekt ustawy (sygn. HB3551), którego przedmiotem jest kilka zmian w obowiązującym prawie stanowym. Chodzi o zmianę definicji brutalnej gry komputerowej, która miałaby odnosić już nie do możliwych działań samego gracza, ale nawet zachowań w zakresie przemocy fizycznej i psychicznej dokonywanych przez wirtualne postacie (również poboczne).
Chodzi też o bezwzględne zakazanie sprzedaży brutalnych gier osobom poniżej 18 roku życia. Jak cytuje źródłowy serwis, organ zajmujący się klasyfikacją gier w zakresie minimalnego wieku gracza (ESA) krytykuje pomysł wskazując, że nie ma żadnych dowodów, które wskazywałyby na korelację między skłonnościami do przemocy a graniem w brutalne gry wideo.
ESA także oświadczyła, że w walce z przestępczością należy przeprowadzić szeroko zakrojone badania, które pozwolą jednoznacznie określić odpowiednie faktyczne czynniki kryminogenne, a samo przypisywanie winy grom opiera się o nieprawidłowe i niezgodne z rzeczywistością przekonania.
Czy gry faktycznie odpowiadają za przemoc?
Doszukiwanie się zagrożeń w grach komputerowych jest przejawem wyjątkowej ignorancji. Najczęściej dokonują tego osoby, które z grami nie mają zbyt wiele wspólnego i jednocześnie w ogóle nie pojmują idei wirtualnej rozrywki. Dziwnym trafem to właśnie wobec gier prowadzona jest nagonka, pomijając w ogóle inne formy przekazu, jak filmy, seriale czy książki.
Sama problematyka odnosząca się do brutalnych gier komputerowych jest dosyć nośna medialnie. Wystarczy wpisać w Google „zabił przez gry”, by zobaczyć dziesiątki artykułów, w których czasem usilnie próbuje się uznać wirtualną rozrywkę jako czynnik kryminogenny. Łatwiej przecież zrzucić winę na twórców popularnego produktu, aniżeli doszukiwać się źródeł przestępczości w czynnikach społecznych czy ekonomicznych.
Nie krytykuję oczywiście konieczności rozsądnej weryfikacji treści występujących w grach komputerowych, jak i samej klasyfikacji odnoszącej się do wieku. Jest ona niezbędna, a treści prezentowane w rozrywkowych środkach przekazu – także serialach, filmach i książkach – powinny być dostosowane do wieku odbiorcy.
Wydaje się jednak, że nadzorowanie odpowiedniego rozwoju dziecka należy do jego opiekunów, a nie ustawodawcy. Zaostrzenie już restrykcyjnego prawa w tym zakresie (w Chicago sprzedaż dziecku gry dla dorosłych jest w pewnych wypadkach czynem karalnym) wpisuje się w bardzo szkodliwy trend.