Russia Today donosi, że zwolennicy Hillary Clinton naciskają i starają się przekonać elektorów, by na ostatniej prostej się opamiętali i poparli ją zamiast Trumpa.
Donald Trump będzie następnym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Tak piszą media na całym świecie, tak pisał Bezprawnik. I prawdopodobnie tak będzie, natomiast nie można całkowicie wykluczyć scenariusza, w którym prezydentem USA zostaje jednak Hillary Clinton, ponieważ wybory w Ameryce wcale się jeszcze nie skończyły.
Donald Trump nieoczekiwanie wygrał i choć dostał mniej głosów w skali kraju, to rozgrywał swoją kampanię prezydencką sprytniej, lepiej policzył okręgi i w rezultacie uzyskał dość sporą przewagę głosów elektorskich. Niestety, elektorzy to nie jest tylko slogan, który odpowiada pewnym wartościom poparcia, te zaś następnie dzieli się, dodaje i wychodzi kto będzie prezydentem. Nie, to konkretni ludzie. A jak wiadomo ludzie potrafią być zawodni.
Czytaj też: Czy w Stanach Zjednoczonych istnieje limit kadencji prezydenta?
Już w czasie kampanii jeden z elektorów przypisanych do Demokratów zapowiadał, że on i tak zagłosuje na Trumpa, nie bacząc na konsekwencje. Tym razem jednak role się odwróciły i to zwolennicy Hillary Clinton próbują namówić republikańskich elektorów, by poparli ją w głosowaniu. Oczywiście oficjalnie kandydatka Demokratów przyznała się do porażki, choć nie jest przecież wykluczone, że jej sztab nadal angażuje się w tego typu inicjatywy. Nadzieja umiera ostatnia…
Jednak Hillary Clinton?
Sytuacja, w której zwolennicy Hillary Clinton namówiliby większość elektorów do głosownia właśnie na nią, byłaby wydarzeniem historycznym z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych. Szczególnie, że różnica głosów elektorskich na rzecz Donalda Trumpa była dość duża. Ale wystarczy zaobserwować, co dzieje się w państwie amerykańskim na przestrzeni ostatnich dni. Media są przerażone, a wyborcy Hillary dają w mediach społecznościowych popis lewicowej tolerancji nawołując nawet do zamachu na prezydenta-elekta. Na ulice miast wychodzą strajkujący. Sprawie sekretarz Clinton niewątpliwie sprzyja też fakt, iż w skali kraju uzyskała więcej głosów od mieszkańców Ameryki, a krytyków systemu elektorskiego – szczególnie wśród przegranych – nie brakuje.
Ale i Donald Trump ma swój lojalny elektorat. Wydaje się więc, że gdyby zwolennikom Clinton udało się wykorzystać sprzyjającą atmosferę ogromnych kontrowersji i obrócić elektorów na swoją stronę, kraj pogrążyłby się w chaosie, zamieszkach, a w najbardziej tragicznym scenariuszu może i nawet wojnie domowej.
Zwolennicy Clinton zbierają się między innymi za pośrednictwem mediów społecznościowych. Już około 3,5 miliona osób podpisało się pod specjalną petycją, w której nakłaniają elektorów do opowiedzenia się po stronie ich kandydatki. Oczywiście nie wszyscy elektorzy muszą się dopasować do takiego rozwiązania, ponieważ prawo stanowe dla konkretnych stanów może penalizować wyłamanie się z dyscypliny. Ale niektórzy mogą wyjść z założenia, że najwyżej ich zbesztają. Czy tak się stanie w rzeczywistości? Taki scenariusz wydaje się skrajnie nieprawdopodobny, ale nadal możliwy.
Przede wszystkim Amerykanie, którzy głosowali na Trumpa, powinni przez najbliższy miesiąc uważnie przyglądać się wydarzeniom w ich kraju. Wybór elektorski, rzecz święta. Spuszczeni z oka mogą wybrać na prezydenta jednak Hillary Clinton i naród niczego nie będzie mógł z tym zrobić.