Po przeszło 10 latach przypomniałem sobie o dawno nieużywanym koncie w mBank. Gdy w końcu odzyskałem do niego pełny dostęp, okazało się, że mam na minusie prawie dwieście złotych. To oczywiście nic strasznego, ale dziwi mnie, że informacja o tym nie trafiła do BIK.
Weekend upłynął mi pod znakiem realizacji jednego z moich postanowień noworocznych. Zamiast porywać się z marszu na maratony, postanowiłem wziąć do serca rady specjalistów od rozwoju osobistego i zacząć od małych kroków. Dlatego pierwszym celem było uporządkowanie szuflady z dokumentami, którą trzeba było już upychać nogami. Stare świadectwa, rachunki i pisma urzędowe to tylko niektóre ze skarbów, które udało mi się znaleźć.
Mina mi zrzedła w momencie, kiedy między jedną umową a jakimś starym pitem znalazłem umowę o prowadzenie rachunku bankowego w mBank. Kojarzycie z pewnością te wszystkie filmowe sceny, w których bohater dotknięty amnezją nagle doznaje olśnienia? Muszę przyznać, że serce zabiło mi nieco mocniej. Konto otworzyłem, będąc jeszcze na studiach i nawet nie pamiętam, po co mi ono w ogóle było. W zasadzie odkąd ukończyłem 18 lat, jestem klientem innego banku i nigdy nie odczuwałem potrzeby zmiany. Musiało mnie natchnąć po jakimś wykładzie z prawa bankowego. Na studiach ludzie robią dużo głupich rzeczy. Nie pozostawało zatem nic innego, jak spróbować się na nie zalogować, żeby przekonać się, czy w ogóle jest jeszcze aktywne.
Oczywiście pierwsze próby okazały się fiaskiem. Trudno, żebym pamiętał hasło do konta, które porzuciłem przeszło 10 lat temu. Żeby odzyskać hasło, musiałem skontaktować się z obsługą klienta. Sam proces nie był przesadnie skomplikowany ani długi. Po kilkudziesięciu minutach mogłem ponownie się zalogować na zakurzone konto, na którym, jak się za chwilę okazało, saldo wynosiło minus 200 zł.
Zakurzone konto w mBank, a na nim minus 200 zł
Sama kwota nie była dla mnie zaskoczeniem. Prowadzenie konta wiązało się z drobnymi opłatami. Całe szczęście w moim wypadku była to niewielka kwota każdego miesiąca, związana z używaniem karty płatniczej. Gdy ta wydana przy otwieraniu straciła ważność, szczęśliwie dla mnie bank nie wysłał nowej automatycznie, co zatrzymało naliczanie dalszych opłat. Zdziwiło mnie jednak to, że przez te wszystkie lata bank ani razu nie przypomniał mi o ujemnym saldzie na rachunku. Nie otrzymałem żadnego pisma, smsa czy nawet maila. W grę nie wchodzą też nieaktualne dane kontaktowe, bo, jak sprawdziłem, nic się w tej kwestii nie zmieniło. Pretensji oczywiście nie mam, w końcu sam powinienem dbać o swoje sprawy. Narzekać na ten szczęśliwy dla mnie w końcu bieg wydarzeń również nie zamierzam.
Zastanawiające jest dla mnie również to, że informacja o debecie nie została przekazana do BIK. Od dawna mam wykupione Alerty BIK, a od czasu kiedy zacząłem planować kupno mieszkania, dbam o to, aby mój scoring punktowy był dopieszczony jak to tylko możliwe. Nie tak dawno wykupiłem nawet raport na temat swojej historii kredytowej. Oczywiście chciałem także sprawdzić, czy ktoś nie wyłudził kredytu na moje dane. W raporcie znalazłem takie szczegółowe informacje jak ujemne saldo w wysokości kilku złotych na moim głównym koncie w okolicach 2009 roku. Najwidoczniej podczas studiów któregoś miesiąca zostało mi za dużo dni pod koniec pieniędzy. Widoczne też było dwudniowe opóźnienie w spłacie jednej raty któregoś z moich zakupów ratalnych. Na temat ujemnego salda w dużym banku kompletna cisza.
Postanowiłem nie kusić dalej losu i jak najszybciej pozbyłem się tego balastu, ciesząc się w duchu, że o tym zadłużeniu nie dowiedziałem się w inny sposób.