Od 1 stycznia 2021 r. pojawił się nowy obowiązek dla przedsiębiorców w postaci zgłaszania umów o dzieło. Obowiązek obejmuje większość zawieranych umów. Okazuje się jednak, że rejestr (choć nie tylko on) może mieć jeszcze jedną konsekwencję. Jest nią samoistna likwidacja umów o dzieło.
Samoistna likwidacja umów o dzieło. Szara strefa może się powiększać
Rejestr umów o dzieło funkcjonuje od 1 stycznia 2021 r. – czyli stosunkowo niedługo. Już teraz można jednak obserwować pewne niepokojące tendencje. Na przykład w pierwszych ośmiu dniach stycznia zgłoszono zaledwie 1,6 tys. umów – czyli ok. 15 proc. umów zawieranych w analogicznym okresie przed w tamtym roku. W całym styczniu zarejestrowano z kolei 30 tys. umów, czyli ok. 70 proc. umów zawartych w styczniu 2020 r.
Mocna tendencja spadkowa może mieć kilka przyczyn. Po pierwsze – na pewno trzeba pamiętać, że wciąż trwa pandemia koronawirusa, co prawdopodobnie przekłada się na to, że poszukiwanych jest mniej wykonawców (zwłaszcza z branży artystycznej). Z drugiej jednak strony należy się zastanowić, czy tak mocny spadek może być faktycznie wywołany jedynie pandemią. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że chodzi o coś jeszcze – czyli o rozrost szarej strefy, umów nigdzie nie rejestrowanych i technicznie nawet nie zawieranych. Zamawiający wprawdzie płaci wykonawcy (np. do ręki, z ominięciem konta bankowego), ale tym sposobem obowiązek zgłaszania umów o dzieło do ZUS go omija. Jest to oczywiście praktyka niezgodna z prawem, ale można podejrzewać, że tak się właśnie dzieje. Jeśli tak – może to oznaczać, że przedsiębiorcy coraz mniej chętnie będą zawierać umowy o dzieło, szukając innych sposobów.
Czy w takim razie grozi nam samoistna likwidacja umów o dzieło? Raczej nie w ciągu najbliższych miesięcy – ale należy przecież pamiętać, że rząd planuje też ozusowanie wszystkich umów cywilnoprawnych. Na pierwszy ogień mają pójść wprawdzie umowy zlecenia (ozusowanie wszystkich umów zlecenia), ale rządzący już wcześniej wspominali o konieczności uregulowania tej kwestii także jeśli chodzi o umowy o dzieło. W takim wypadku opłacalność zawierania takich umów drastycznie by spadła. Problem znacząco się wtedy nasili, skoro już teraz liczba zawieranych umów znacząco spadła. Przedsiębiorców po prostu przestanie interesować zawieranie umów tego rodzaju i będą po to rozwiązanie sięgać w ostateczności.
To zła wiadomość dla wszystkich, dla których umowy o dzieło są znaczącym źródłem dochodu
Samoistna likwidacja umów o dzieło, do której może dojść na skutek rządowych regulacji, najbardziej zaboli jednak nie przedsiębiorców, a samych wykonawców. I to szczególnie, jeśli umowy o dzieło pozwalają im uzyskać znaczący dochód w trakcie miesiąca. Tak pracuje branża artystyczna czy wielu freelancerów, którzy mogliby stracić źródło dochodów. Część z nich nie zostanie zatrudniona w dotychczasowej branży, bo niektórych pracodawców nie będzie na to stać. Należy też pamiętać, że dla wielu Polaków umowy o dzieło pozwalają na dodatkowy zarobek w trakcie miesiąca. Marginalizacja umów pozbawiłaby ich dotychczasowej możliwości dorabiania – także np. przez osoby starsze.
Zniknięcie umów o dzieło z rynku pracy może mieć też kolejne konsekwencje. Przedsiębiorcy mogą preferować zatrudnianie osób, które będą posiadać umiejętności z różnych dziedzin – tak, by nie musieć angażować dodatkowo wykonawcy z zewnątrz.
Możliwe zresztą, że samoistna likwidacja umów o dzieło – a przynajmniej mocne ograniczenie ich popularności – to cel obecnie rządzących. Przedstawiciele obozu rządzącego nie ukrywali nigdy swojej niechęci w stosunku do umów cywilnoprawnych i ich funkcjonowania w obecnym systemie. I chociaż faktycznie należałoby pomyśleć nad reformą w tym zakresie, to pozostaje pytanie, czy zniechęcanie Polaków do zawierania tych umów to faktycznie najlepsza droga.