Mam bardzo duży problem z aplikacją mObywatel. Nie mamy w Polsce e-państwa, tylko rozbicie e-dzielnicowe

Państwo Technologie Dołącz do dyskusji
Mam bardzo duży problem z aplikacją mObywatel. Nie mamy w Polsce e-państwa, tylko rozbicie e-dzielnicowe

Nasze państwo od kilkunastu lat dość trafnie interpretuje, że nowe technologie to przyszłość. Niby wniosek oczywisty, ale warto nadmienić, że nie wszystkie rozwinięte państwa są tak hop do przodu. 

Tyle tylko, że diagnoza problemu to jedno, a jego rozwiązanie to drugie. I na tym polu nasz kraj solidnie od lat przegrywa, systemy oferowane Polakom przez państwo długo były zramolałe i archaiczne. Panuje w nich gigantyczny chaos organizacyjny, a do obsługi niektórych trzeba było do niedawna szukać wersji Internet Explorera projektowanych pod Windows 95 (jeśli przesadzam, to co najwyżej dlatego, że projektowano je pod Windows 98).

Napisałem kiedyś o tym większy felieton, że polskie e-państwo to porażka i może warto otworzyć się na zewnętrznych dostarczycieli aplikacji. Użytkownik sam mógłby zdecydować czy woli sobie obsługiwać państwo przez program napisany przez Comarch, mBank czy – pofantazjujmy – Adobe.

Uważam, że ten napisany w 2019 roku tekst nadal pozostaje aktualny. Jeśli coś się od tamtego czasu zmienia, to trochę się pudruje istniejące usługi i dodaje nowe. Owszem, konto pacjenta wygląda lepiej. Owszem, trochę zmienił się sposób kontaktu z urzędem skarbowym, ale dalej przekopujemy się równocześnie przez archaiczny eKRS w poszukiwaniu ksiąg wieczystych czy składając sprawozdania finansowe, dalej do zapłaty podatków od nieruchomości trzeba się rejestrować po stronkach projektowanych w warszawskim ratuszu, ZUS ma swoje e-państwo w e-państwie i tak dalej, i tak dalej.

Musicie wiedzieć, że mObywatel to nie tylko aplikacja, ale też całkiem fajny serwis internetowy mObywatel.gov.pl. Tylko że jest też ePUAP, a oba serwisy moim zdaniem pokrywają się tematycznie. Czy naprawdę nie da się tego zebrać w jakimś jednym, czytelnym, intuicyjnym nawigacyjnie miejscu? Powinniśmy zrobić pracownikom Ministerstwa Cyfryzacji, takim szeregowym, nie tym co projektują system, quiz wiedzy. W której usłudze załatwiliby dany problem: separację, podatek od spadku, zmianę miejsca zameldowania, sprawdzenie ile kosztują NFZ, zwrot nadpłaty składki ZUS, uzyskania prawa ochronnego na znak towarowy i jeszcze kilka innych. Proponuję też ekstremalną wersję tego teleturnieju. Urzędnicy muszą wymienić wszystkie usługi cyfrowe, w których dana funkcja się znajduje.

Rozumiem jeszcze sens istnienia takiego chociażby mZUS. Wprawdzie trochę irytujące jest to, że muszę mieć osobne loginy, hasła itd. to PUE ZUS, ale jest to jednak dość mocno odrębna od trzonu administracji państwowej usługa. Może nawet upychanie na siłę ZUS do mObywatela nie jest pożądane, bo wpływałoby na wydajność aplikacji. Ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że usługi naszego e-państwa zaczynają same ze sobą konkurować na zagospodarowywanie tych samych obszarów. Ja mam 35 lat i interesuję się technologiami. I się trochę gubię. Jak ma się w tym połapać nietechnologiczna 60-latka?

mObywatel powraca w nowej wersji

mObywatel 2.0 to flagowy projekt ministra Janusza Cieszyńskiego, który swego czasu zasłynął kupieniem w ministerstwie zdrowia respiratorów od handlarza bronią (respiratory chyba ostatecznie nigdy do nas nie dotarły, ale mogliby chociaż podesłać jakieś karabiny dla Ukraińców…). Teraz młody polityk chce udowodnić, że choć nieco przerażająco-zabawne wpadki w warunkach dużego stresu i globalnego chaosu się zdarzają, to mimo wszystko jest sprawnym managerem. I już od jakiegoś czasu naprawia i rozwija polską cyfryzację.

Cieszyński walczy o swój wizerunek i polityczną karierę. Robi to dobrze, a na pewno zdecydowanie lepiej od np. Łukasza Mejzy. Jako minister cyfryzacji narzuca nowe standardy komunikacji z obywatelami, sprawne, nowoczesne, postulowane przez niego zmiany są szeroko omawiane, nagrywa na bieżąco live’y. Jednym z jego flagowych projektów jest nowa aplikacja mObywatel, która – co wynika ze zmian nie tylko technicznych, ale i prawnych – ma stać się już pełnoprawną wersją dowodu osobistego, a także doczekała się kilku dodatkowych usprawnień.

Podobnie jak swego czasu Anna Streżyńska, tak moim zdaniem również Janusz Cieszyński zasługuje na kredyt zaufania. Moim zdaniem chcą dobrze, robią dobre rzeczy, natomiast skala zjawiska, z którym muszą się mierzyć jest chyba lekko przytłaczająca i być może małe Ministerstwo Cyfryzacji może być zbyt cienkim graczem, by to e-państwo sensownie nam poukładać. To trochę tak jakby w mBanku wszyscy mieli w nosie ich system obsługi elektronicznej i mobilną aplikację. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, jedynie wepchnięto by z 30 osób do piwnicy (IT Department) i powiedziano im „no kombinujcie, kombinujcie”.

Ja przyznam szczerze, że mam z mObywatelem potężny problem

Sam mObywatel tak naprawdę od lat był mi wciskany jako „elektroniczny portfel”, a od jakiegoś czasu wręcz jako rozwiązanie wszelkich problemów z państwem. Tyle tylko, że ta aplikacja wcale nie była jakoś bardzo bardzo użyteczna. Owszem, ktoś tam realizował recepty, ktoś tam pokazał certyfikat szczepień na lotnisku. Na siłę dodawano jakieś funkcje, ale… Jeśli mam być szczery, z mObywatela zdarzyło mi się korzystać raz do roku. Osoby z mojego toczenia nie korzystają z niego w ogóle. Wiem, że mObywatel ma dobre statystyki, gdy rządowi oficjele chwalą się liczbą pobrań czy instalacji, ale na ulicy nie widać, by z tego narzędzia się korzystało. Także dlatego, że nie było przesadnie wygodne.

Pamiętajmy też, że mało kto honorował te dokumenty. O ile odkąd mam Apple Pay, nie przypominam sobie bym wyciągnął kartę bankomatową z portfela, tak odkąd mam mObywatela, zawsze i tak wyciągam dowód osobisty z portfela. A przecież mam elektroniczny dowód osobisty i jest jeszcze eDO App. Po co? Pewnie ma jakieś funkcje, których nie ma mObywatel 2.0, ale czy naprawdę trzeba w tym celu utrzymywać szereg różnych usług i aplikacji?

Kampania informacyjna prowadzona przez ministerstwo cyfryzacji sugerowała, że mObywatel zstąpi i odnowi oblicze ziemi. E-ziemi. Otóż ja tego nie czuję. Pomijam już oczywiście fakt, że w chwili obecnej mam jego brutalnie ogołoconą aplikację, bo coś tam się przeciążyło na premierę (zdarza się, wiele premier jest obarczonych takim ryzykiem, nie chcę się tu pastwić nad państwem). Ale ja tam wcale nie widzę brutalnej zmiany mojej cyfrowej rzeczywistości. Zapomnienie fizycznego portfela może faktycznie będzie mniej dotkliwe, ale tak na dobrą sprawę takie rzeczy można było rozwiązać legislacyjnie bez wielkiej i hucznej premiery nowej wersji aplikacji. mObywatel 2.0 pozwala na więcej, ale tylko w formie serwisu internetowego. Tymczasem komputery są dziś martwe. Wiecie, że tylko 15 proc. czytelników Bezprawnika przegląda nas na komputerach? Wiele osób nawet nie ma już komputera. No i do tej pory mieliśmy ePUAP, a teraz mamy ePUAP i mObywatela. A podobno less is more.

Na ten moment mObywatel 2.0 z nowości to dla mnie przede wszystkim ikonka. Tak, uważam, że ikona (w odróżnieniu od poprzedniczki) jest piękna. Totalny paździerz zastąpiło teraz estetycznie wyeksponowane godło mojej ojczyzny i podoba mi się to na tyle, że może nawet program zagości na głównym pulpicie telefonu. Tylko, że to trochę mało. A mam wrażenie, że z całym mObywatelem 2.0 jest niestety podobnie – ważna zmiana legislacyjna, kosmetyczne zmiany funkcjonalne, najciekawsze funkcje ukryte w wersji dla komputerów, a całe polskie e-państwo to nadal jedno wielkie rozbicie e-dzielnicowe na dziesiątki nierzadko dublujących się usług.