Szerokim echem odbił się nasz wczorajszy tekst o tym, jak Czytelnik Bezprawnika dostał nowy egzemplarz Tesli na lawecie, uszkodzony, a przy próbie reklamacji zaczęto mu wygrażać dożywotnim banem. Uspokajamy przy tym, że historia jest wiarygodna, Czytelnik wraz z mailem do redakcji od razu dostarczył numery zamówień i swoją korespondencję, potwierdzającą opisaną przez niego historię. Co gorsza, jak się okazuje, to nawet nie była pierwsza z jeżących włosy na głowie opowieści na temat przygód z ząbkowskim salonem Tesli.
W sierpniu 2023 roku pan Piotr zdecydował się na zakup Tesli Model 3 Long Range z unikatowym napędem na tylne koła. Egzemplarz ten, choć niefigurujący w oficjalnym katalogu, znalazł się na „stocku” Tesli, co skłoniło Piotra do skorzystania z oferty. Niemal natychmiast po zakupie rozpoczęła się seria powiadomień o gotowości samochodu do odbioru, co jednak okazało się nie do końca prawdziwe. Dopiero po ponad dwóch tygodniach gry w kotka i myszkę, pan Piotr otrzymał właściwe powiadomienie i udał się do salonu Tesli w Ząbkach, aby odebrać swoje auto.
Towarzyszył mu w tym dniu Krzysztof Grabek, dziennikarz „Auto Świata”, który miał okazję obserwować cały proceder odbioru samochodu, a następnie opisał go w swoim artykule. Scena, jaka rozegrała się w salonie, była iście kafkowska. Początkowe zadowolenie z możliwości odbioru auta zamieniło się w frustrację, gdy okazało się, że samochód nie jest jeszcze przygotowany do wydania. Mimo iż pan Piotr dotarł do salonu o 16:00, a umówiona godzina odbioru miała miejsce o 17:00, dopiero o 19:30 zaintrygowany serwisant dowiedział się o oczekującym na swoje auto kliencie. Sytuację pogorszył fakt, że personel był nieprzygotowany, a niektórzy z pracowników okazywali wręcz grubiańskie zachowanie.
Dalszy proces odbioru Tesli przebiegał tylko gorzej
Pan Piotr był zdecydowany odebrać auto tego samego dnia, niezależnie od komplikacji. Wyposażony w aplikację z listą kontrolną stworzoną przez fanów Tesli, rozpoczął kontrolę jakości samochodu. Początkowy entuzjazm związany z brakiem uchybień w konstrukcji auta został ostudzony, gdy na lakierze zauważono niezwykłe, jasne plamy, których pracownik salonu nie potrafił wytłumaczyć inaczej, niż gołębimi odchodami z chińskiego portu, skąd samochód przypłynął.
Niezrozumienie i irytacja osiągnęły zenit, gdy pan Piotr poprosił o możliwość zbadania lakieru w lepszym oświetleniu (Tesle były wydawane na skąpo oświetlonym parkingu), na co otrzymał odpowiedź, że nie ma takiej możliwości, ale może skorzystać z latarki w swoim telefonie. Ponadto pracownik zasugerował, że może przyjechać następnego dnia o godzinie 10:00, gdy będzie naturalne światło, jednocześnie grożąc wezwaniem policji w przypadku, gdyby natychmiast nie opuścił placówki, która miała zostać zamknięta.
Mimo wszystkich przeciwności, pan Piotr zdołał odebrać auto, choć z pewnością nie było to doświadczenie, które by sobie wymarzył. Skandaliczne zachowanie personelu oraz nieprofesjonalne podejście do klienta, który wydał ponad 200 tys. zł, stanowiło główny punkt tej opowieści. Chociaż Tesla to dziś popularna marka samochodów, a klienci zdają się być gotowi przejść przez wiele, aby stać się jej właścicielami, takie doświadczenia mogą negatywnie wpłynąć na wizerunek marki oraz powinny wzbudzić zainteresowanie organów zajmujących się ochroną prawa konsumenta. W końcu, każdy klient oczekuje profesjonalizmu i szacunku, zwłaszcza gdy za produktem idą tak znaczne wydatki.