Wygląda na to, że na otwarcie siłowni poczekamy jeszcze długo. Rząd wciąż utrzymuje, że wrócą one do pracy jako jedne z ostatnich miejsc. Dziś dowiedzieliśmy się dlaczego tak myśli. Otóż główny doradca premiera do spraw Covid-19 nie rozumie „co się wszyscy do tych siłowni przyczepili”. I zaleca… kupić sobie hantle i ćwiczyć w domu. Branżo fitness, czy ty to słyszysz?
Otwarcie siłowni a słowa prof. Horbana
Profesor Horban złotoustym mówcą jest. Wszyscy to wiemy doskonale od paru miesięcy, odkąd zaczął on pełnić funkcję głównego doradcy premiera do spraw walki z pandemią. Andrzej Horban na przykład w listopadzie cieszył się, że wykonujemy stosunkowo mało testów. Bo gdybyśmy robili ich więcej to dowiedzielibyśmy się, że zakażonych mamy codziennie nie 25 tysięcy osób, a nawet… 125 tysięcy. A ta wiedza, zdaniem profesora, była nam zbędna.
Dziś natomiast Andrzej Horban został zapytany w RMF FM o zamknięte siłownie. Oto jego odpowiedź:
Nie wiem co się wszyscy do tych siłowni biednych przyczepili. Jeżeli ktoś uprawia sport, równie dobrze może uprawiać go na świeżym powietrzu albo kupić sobie hantle za parę groszy i poćwiczyć. To jest tylko problem pieniędzy, które tracą siłownie. Ale jest program pomocy dla nich olbrzymi, wszyscy się na to składamy.
Wypowiedź ta jest tak zdumiewająca, że na jej omówienie potrzebuję kilku akapitów.
Hantle i problem z głowy
Przypomnijmy – jeszcze w listopadzie i grudniu otwarte siłownie były zjawiskiem właściwie powszechnym. Wszystko za sprawą luki w przepisach pozwalającej na prowadzenie zajęć sportowych według grafiku. W klubach fitness nie było przez to tłumów, ale mogły działać w miarę normalnie i uzbierać pieniądze na przetrwanie. Co ważne, owe „zajęcia sportowe” w żadnym stopniu nie przyczyniły się do wzrostu liczby zakażeń (bo ta liczba od grudnia systematycznie spada). Rząd jednak postanowił po świętach wprowadzić nas w stan kwarantanny narodowej i siłownie zamknął na klucz.
Akurat zbiegło się to z nadejściem śniegu i ostrych mrozów. Polacy, gdyby kierowali się poradami profesora Horbana, mieliby do wyboru: bieganie po lodzie, wywracanie się w zaspach albo zamarzanie przy kilkunastu stopniach na minusie. Aha, mieli jeszcze jeden wybór – kupienie „za grosze” hantli i ćwiczenie w domu. Ja rozumiem, że pan profesor jest zajęty i nie wpada do sklepów sportowych, ale chciałbym przypomnieć że półki ze sprzętem do ćwiczeń są puste mniej więcej od października.
W wypowiedzi doradcy premiera jest jednak coś znacznie bardziej krzywdzącego. Chodzi o mówienie o rzekomym „olbrzymim programie pomocy” dla zamkniętych siłowni i klubów fitness. Chodzi o ten program, który – przy zerowych dochodach – gwarantuje zwolnienie z ZUS i pojedynczą mikrodotację? Czy o tarczę finansową PRF 2.0, która pojawiła się dopiero w połowie stycznia, czyli w czasie gdy część przedsiębiorców z branży fitness zdążyła już zamknąć interesy na dobre?
Komunikacja na amatorskim poziomie
Ja rozumiem, że główny doradca premiera do spraw Covid-19 nie musi być fantastycznym mówcą. Ale jeśli pełni takie, a nie inne stanowisko, to powinien wiedzieć że w jego słowa wsłuchuje się cała Polska. Niestety profesor Horban wydaje się mieć pewne deficyty empatii i bardzo często o ludziach będących na skraju bankructwa wypowiada się w sposób po prostu krzywdzący. Nie mówiąc już o tym, że branża fitness naprawdę jak mało która dbała o reżim sanitarny w czasie, gdy wróciła do pracy po lockdownie. A mimo tego wciąż traktowana jest jak czarna owca w polskiej przedsiębiorczej rodzinie. Trudno się dziwić, że coraz więcej właścicieli takich obiektów decyduje się na otwarcie pomimo obostrzeń. Problem w tym, że taka decyzja może w przyszłości oznaczać odbieranie pieniędzy z tarczy. A to grozi już katastrofą.