Samorządowcy z wybrzeża apelują do rządu o pomoc dla północy Polski. Podobną, jaką zapowiedziano dla około 200 gmin z południa kraju. Na razie jednak nie ma o tym mowy, bo rząd zasłania się argumentem o wyjątkowo udanym sezonie letnim. Problem w tym, że już od kilku lat w wielu miejscach nad Bałtykiem sezon trwa cały rok. I nad morzem również firmy padają jak muchy.
Pomoc dla północy Polski
O pomoc do rządu zwrócili się samorządowcy z zawiązanej niedawno Koalicji Nadmorskiej. Są tam między innymi przedstawiciele władz Kołobrzegu, Sopotu, Darłowa, Krynicy Morskiej czy Pucka. I właśnie burmistrz Pucka Hanna Pruchniewska zwróciła uwagę na absurdy tarczy regionalnej, która ma dofinansować gminy z południa.
Okazuje się bowiem, że rządowy plan zakłada podzielenie około miliarda złotych również między te gminy, w których turystyki nie ma wcale. „Przeanalizowałam ten dokument i znalazłam takie miejsca, gdzie nie ma ani jednej restauracji, ani jednego hotelu i ani jednego wyciągu narciarskiego”, podkreśla burmistrz Pucka. Mimo wszystko pieniądze mają tam trafić. I nie zapowiada się, by podobny los spotkał gminy nadmorskie.
Bo wicepremier i minister rozwoju Jarosław Gowin, który był gościem Wirtualnej Polski, uważa że pomoc północnej części Polski się nie należy.
Co do turystyki nadmorskiej – mamy dokładne dane. To był rekordowy rok z punktu widzenia tej branży w Polsce. Z prostego powodu: po prostu Polacy mniej wyjeżdżali za granicę. Inna jest sytuacja gmin nadmorskich, a inna gmin górskich, gdzie ogromna większość rocznego dochodu przypada na miesiące zimowe.
Czy tak faktycznie jest? W mojej opinii nie do końca.
Co z pomocą dla gmin nadmorskich? (pytanie @MaciejBk1).
Jarosław Gowin: – To był rekordowy rok z punktu widzenia dochodów tej branży [turystycznej], bo Polacy mniej wyjeżdżali za granicę@Tlit_Wp https://t.co/72uhZBDuw2
— Michał Wróblewski (@wroblewski_m) January 22, 2021
Morze cierpi tak, jak cierpią góry
Zacznijmy od najprostszego argumentu. Skoro wicepremier Gowin mówi, że lato 2020 było rekordowe dla gmin nadmorskich, to dlaczego nie mówi że było równie udane dla gmin górskich? Przecież tłumy były i nad Bałtykiem, i w Tatrach. W obu przypadkach ludzie bardzo chętnie wybierali domki letniskowe i pensjonaty, a nieco mniej chętnie gromadzili się w dużych hotelach (z powodu obaw związanych z pandemią, pomimo tego że w wakacje w Polsce miała ona coś w rodzaju „przerwy”).
To po pierwsze. Po drugie – wcale nie jest tak, że poza wakacjami Polacy jeżdżą tylko i wyłącznie w góry. Tak być może było w latach 90-tych, kiedy nadbałtycka infrastruktura dopiero co budowała się na nowo. Dziś setki obiektów są gotowe na to, by przyjmować gości przez cały rok. W dużej części są to hotele, które – jak wspomniałem – wcale nie miały tak rewelacyjnego sezonu, jak twierdzi szef resortu rozwoju. Tej jesieni i zimy, gdy powinny w nich odbywać się niezliczone konferencje czy imprezy firmowe, są one zamknięte na klucz, bo przecież obowiązuje zakaz nocowania w hotelach.
A to właśnie tacy przedsiębiorcy są solą nadmorskich samorządów. Mam przykład z własnego podwórka – od czasu powstania w mojej rodzinnej Ustce znanego na całą Polskę hotelu Grand Lubicz miasto zaczęło przeżywać prawdziwy rozkwit w turystyce pozasezonowej. Podobne obiekty zaczęły działać w wielu innych gminach. Poza wakacjami nocują w nich zarówno miłośnicy ciszy i spokoju, jak i chociażby fani morsowania. A raczej nocowali, bo dziś nadmorskie kurorty są puste.
Sprawiedliwość jest w cenie
Prezydent Sopotu Jacek Karnowski przypomina rządowi: „My też w nadmorskich gminach mówimy po polsku. Może nasi mieszkańcy nie zawsze głosują tak jak chcecie, ale wciąż są Polakami i potrzebują pomocy”. Pojawiają się bowiem teorie mówiące o tym, że aktualna władza o wiele bardziej ceni sobie przychylne jej południe od niepokornej północy. Ale już pomijając politykę: na razie ci przedsiębiorcy znad morza, którzy myślą o otwarciu, słyszą od ministerstwa rozwoju tylko to, że grozi im odbieranie pieniędzy z tarczy. A może lepiej, gdyby nad Bałtykiem dało się usłyszeć coś innego? Na przykład prostą zapowiedź: „Zrobimy co w naszej mocy”. Na razie jednak nawet to nie może przejść rządowym urzędnikom przez usta.