Wicepremier i minister aktywów państwowych stwierdził: „Zaczynamy rozmowę o tym, czy pracodawcy mogą włączyć się w politykę prorodzinną rządu”. Jacek Sasin z pewnością nie miał nic złego na myśli. Wręcz przeciwnie. Tym niemniej słowa te zabrzmiały groźnie, jeśli weźmie się pod uwagę to jak wygląda polityka prorodzinna rządu.
Jacek Sasin najprawdopodobniej miał na myśli jak najbardziej niewinne wspieranie pracowników mających dzieci
Czy pracodawcy powinni włączyć się w politykę prorodzinną rządu? Wicepremier Jacek Sasin stwierdził w trakcie debaty „Pracodawca Pro Familia”, że właśnie rozpoczynają rozmowę na ten temat. Szerszy kontekst wypowiedzi ministra aktywów państwowych sugeruje, że nie miał na myśli niczego złego. Zwrócił uwagę na nacisk rządu Zjednoczonej Prawicy na rodzinę, przekonywał o szczególnej roli rodziny w społeczeństwie, oraz o korzyściach dla biznesu z ułatwiania pracownikom godzenia obowiązków zawodowych z rodzinnymi.
Równocześnie Jacek Sasin wskazał, że to spółki Skarbu Państwa stoją niejako w awangardzie troski o rodzinę pracownika. W najlepszym wypadku mamy więc do czynienia z całkiem pozytywnymi postulatami. W najgorszym ze zwyczajową „prorodzinną” narracją obozu rządzącego, z jaką spotykamy się przy właściwie niemal każdej okazji.
Jest jednak w tej jednej niewinnej wypowiedzi coś niepokojącego. Wszystko przez to, w jaki sposób obecnie wygląda polityka prorodzinna naszego rządu. Podzielić ją można na trzy umowne aspekty. Pytanie brzmi, w którym z nich pracodawcy mogą włączyć się w politykę prorodzinną?
Pierwszym z takich aspektów jest wspomniane już ułatwianie Polakom godzenia życia rodzinnego z obowiązkami zawodowymi. Z punktu widzenia rządu to przede wszystkim takie kształtowanie prawa, by maksymalnie iść na rękę rodzicom. Przykładem mogą być chociażby wszystkie urlopy związane z wychowywaniem dziecka. To także projektowanie zmian w przepisach prawa pracy w sposób uwzględniający potrzeby osób z dziećmi. Obecnie szczególne znaczenie w tym aspekcie wydają się mieć projektowane przepisy dotyczące pracy zdalnej.
Pozytywne zmiany wynikające z polityki prorodzinnej to także inwestycje w infrastrukturę – chociażby w nowe żłobki i przedszkola. Jacek Sasin pochwalił się chociażby przyzakładowym przedszkolem uruchomionym przez PGNiG. Być może więc chodzi o zachęcanie pracodawców do podobnych kroków? W każdym razie, naprawdę trudno byłoby się przyczepić do chęci ułatwienia życia pracownikom wychowującym dzieci w porozumieniu z pracodawcami.
Pracodawcy mogą włączyć się w politykę prorodzinną rządu za pomocą swoich portfeli
Polityka prorodzinna naszego rządu to jednak także działania motywowane czysto ideologicznie, kierowane ostentacyjną religijnością samych rządzących. To na przykład zmiany w prawie rodzinnym mającym sprawić, że rozwody będą droższe i ciągnęły się dłużej. To także likwidacja finansowania zabiegów in vitro na szczeblu państwowym, oraz wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji ze wszystkimi jego skutkami. W tym także tym, że Polki zaczynają bać się mieć dzieci.
Na szczęście, w tym przypadku pracodawcy – nawet gdyby chcieli, albo zostali przymuszeni – nie bardzo mają możliwości włączyć się w tego typu działania. Jest jednak także trzeci aspekt: rekordowy polski socjal. Mowa o wszelkiej maści świadczeniach, którymi rząd chętnie obsypuje rodziny z dziećmi. Takimi, jak chociażby 500 Plus, 12 tys. zł na drugie dziecko, czy nawet skierowanie bonu turystycznego wyłącznie do rodziców, z pominięciem całej reszty. Tego typu świadczeń jest tak dużo, że można śmiało się zastanawiać, czy rządzący pamiętają w ogóle o prawach bezdzietnych.
Nie da się przy tym ukryć, że pieniądze na finansowanie tych programów nie wezmą się znikąd. Pracodawcy mogą włączyć się w politykę prorodzinną rządu za pomocą swoich portfeli. Dotychczasowa praktyka pokazuje, że bardzo łatwo dorzucić kolejny ciężar „zamożnym” w taki sposób, by formalnie rzecz ujmując nie dodawać żadnego podatku. Na przykład w formie obowiązkowej składki na kolejny nowy fundusz celowy. Rządzący mogą także po prostu narzucić pracodawcom jakieś dodatkowe obowiązki. Na przykład zakład pracy zatrudniający określoną liczbę pracowników musiałby zorganizować przyzakładowe przedszkole.
Nie wystarczy obsypywać pieniędzmi młodych rodziców, by powstrzymać demograficzną katastrofę
To właśnie perspektywa takiego posunięcia sprawia, że niewinne słowa Jacka Sasina stają się z miejsca złowróżbne. Możliwości rozwijania polityki prorodzinnej naszego rządu za pomocą cudzych pieniędzy są w końcu dość liczne. Zwłaszcza, że rządzący do tej pory wykazywali się wyjątkową kreatywnością w tego typu przypadkach.
Wsparcie osób niepełnosprawnych miał zapewnić Fundusz Solidarnościowy zasilany przez tzw. „daninę solidarnościową„, w praktyce tak jakby trzeci próg w podatku dochodowym od osób fizycznych. Potem okazało się, że te pieniądze będą jednak finansować trzynastą i czternastą emeryturę.
Pokusa będzie tym silniejsza, im bardziej socjalnemu elektoratowi rządzących daje się we znaki skutki pandemii i szalejąca drożyzna. Warto pamiętać, że to od utrzymania poparcia tej części społeczeństwa zależy polityczne być albo nie być Zjednoczonej Prawicy. Nie od dziś wiadomo, że ta część społeczeństwa, która nie głosuje na PiS dla rządu liczy się raczej nieszczególnie.
Problem także w tym, że polityka prorodzinna naszego rządu jest dzisiaj absolutnie nic nie warta. Nieważne ile pieniędzy w nią wpompujemy, to i tak jej sens podkopuje jej ideologiczny aspekt, oraz kapitulacja w sprawie epidemii koronawirusa. W 2020 r. odnotowaliśmy w Polsce najwięcej zgonów od II Wojny Światowej. W tym lepiej raczej nie będzie. Katastrofa demograficzna w Polsce najpewniej będzie trwać dalej. Tym samym pieniądze wykładane na rozmaite, często nawet sensowne, programy zostaną po prostu zmarnowane.