Sąd Najwyższy nie mógł orzec inaczej. Prezydent Duda nie miał prawa ułaskawić Mariusza Kamińskiego

Gorące tematy Państwo Prawo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (148)
Sąd Najwyższy nie mógł orzec inaczej. Prezydent Duda nie miał prawa ułaskawić Mariusza Kamińskiego

Sprawa ułaskawienia Mariusza Kamińskiego przez prezydenta Andrzeja Dudę właśnie znalazła swój finał w Sądzie Najwyższym. Ten stwierdził, że prawo łaski można zastosować tylko i wyłącznie wobec osób prawomocnie skazanych. Każde inne rozstrzygnięcie byłoby wręcz gwałtem na logice.

Prawo łaski to uprawnienie głowy państwa wprost wywodzące się z jeszcze z czasów monarchii. Nie ma chyba państwa, którego przywódca nie mógłby skorzystać z tego uprawnienia. Jest to prerogatywa symboliczna, która ewidentnie kojarzy się z najwyższym wymiarem sprawowania władzy. Władca bowiem w swojej łaskawości mógł okazać wspaniałomyślność i darować przewiny swoim poddanym. Kiedyś zależało to w dużej mierze od kaprysu. Dziś prawo łaski to uregulowana instytucja prawa, która nie jest niczym nieograniczona.

Prawo łaski jest ograniczone już w samej konstytucji

Podstawę tej prerogatywy prezydenta znajdziemy w artykule 139 konstytucji, który stanowi

Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu.

Prezydent może ułaskawić każdą osobę z wyjątkiem tej, która została skazana przez Trybunał Stanu. Ten bowiem orzeka o odpowiedzialności najwyższych organów władzy państwowej. Ułaskawianie tak skazanych osób byłoby jawną kpiną z demokratycznego państwa prawa, jakim jest Polska.

Jawną kpiną z logiki jest natomiast ułaskawianie osoby, która w świetle prawa jest (jeszcze) niewinna

Absolutnie podstawową zasadą prawa w każdym państwie, które aspiruje do miana określania się demokratycznym państwem prawa, jest zasada domniemania niewinności. Ta zasada wywodzi się jeszcze z prawa rzymskiego, a kilka tysięcy lat jej funkcjonowania musi chyba coś znaczyć. W jej myśl każdą osobę należy uważać za niewinną każdego zarzucanego jej czynu, dopóki wina ta nie zostanie udowodniona i stwierdzona prawomocnym wyrokiem. To nie jest tylko widzimisię panów w białych togach, lecz wynika wprost z konstytucji.

art. 42 ust. 3 Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu.

Tu zasada jest prosta i można ją wytłumaczyć w coachingowym stylu. Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą

Dalsze rozważania są proste niczym konstrukcja cepa. Mariusz Kamiński został uznany za winnego i sąd wymierzył mu karę 3 lat pozbawienia wolności i 10 lat zakazu wykonywania funkcji publicznych. Wyrok wydał sąd pierwszej instancji, wobec czego był on nieprawomocny. Nieprawomocny, czyli taki, od którego przysługuje apelacja do sądu wyższej instancji. Dopiero orzeczenie tego sądu pozwala wyrok określić mianem prawomocnego. To oznacza, że z tym momentem można kogoś nazwać przestępcą, oskarżonego o kradzież złodziejem, a oskarżonego o zabójstwo – mordercą. Dziennikarze mogą być tym zdziwieni, bowiem w mniemaniu większości z nich wyroki można wydawać już z chwilą zatrzymania podejrzanego. Tak samo zdziwieni mogą być sędziowie trybunałów ludowych, którzy orzekają w komentarzach pod dowolnym artykułem. Taką mamy niestety kulturę okołoprawną.

Zabawny fakt. Tak wyglądało prawo łaski w projekcie konstytucji autorstwa PiS:

Teraz wytłumaczcie mi, jak można darować winy niewinnemu? Skoro jest niewinny, to co można mu darować? To przecież tak jakby lekarz wyleczył zdrowego, jak leczenie kiły rtęcią czy amputowanie drugiej, tej zdrowej nogi. Prezydent usiłował ułaskawić Mariusza Kamińskiego. Nie wiedział tylko, że to było usiłowanie nieudolne, czyli takie, które od samego początku nie może doprowadzić do dokonania, lecz sprawca o tym nie wie.