Netto chciało mieć swój „ultradyskont”. Zakończyło się porażką

Biznes Zagranica Zakupy Dołącz do dyskusji
Netto chciało mieć swój „ultradyskont”. Zakończyło się porażką

W połowie zeszłego roku wydawało się, że Europę czeka gigantyczny kryzys gospodarczy spowodowany cenami energii. Każdy przygotowywał się na trudne czasy, na przykład ruszył superdyskont Netto. Teraz okazuje się, że projekt już jest zamykany. Marka nie miała nawet szans na wejście do Polski.

Jesienią 2022 r. Netto, a właściwie to stojąca za siecią firma Sailing Group, ogłosiła start projektu Basalt. Miało powstać na początek – w ramach pilotażu – 10 placówek w Danii, czyli rodzinnym kraju firmy.

Pomysł na Basalt był prosty – to miał być superdyskont Netto, przywodzący na myśl np. sklepy Mere. Czyli dostępne były produkty prosto z palet, nie było też chłodziarek – a zatem nie sprzedawano np. nabiału. Jednym słowem – wszystko służyło tylko temu, by było jak najtaniej.

Teraz Duńczycy z Sailing Group ogłaszają, że projekt będzie wygaszany. Szybko – rzadko kiedy w branży handlowej „killuje” się projekt, który nie ma nawet jeszcze roku. Koncept nie dotarł nawet do Polski, choć wiadomo, że Duńczycy od Netto mocno stawiają na nasz rynek.

Superdyskont Netto zupełnie nie wypalił

Czyli mamy kompletną porażkę, choć oczywiście Sailing Group zapewnia, że widzi to zupełnie inaczej.

„Jesteśmy dumni z tego, jak w rekordowym czasie prowadziliśmy koncept, który zaoferował klientom znacznie tańszy koszyk zakupowy niż gdziekolwiek indziej na rynku” – stwierdził Anders Hagh, który obejmuje właśnie stery w firmie.

Ale czemu klientów to nie przekonało? Firma podaje w oświadczeniu, że „w ostatnich miesiącach koszty energii wróciły do bardziej normalnych stawek, mamy także przed sobą perspektywę niższej inflacji”.

Jednym słowem – format Basalt był przygotowywany na bardzo trudne czasy. A te po prostu nie naszły. Ze względu m.in. na dość ciepłą zimę Putinowi nie udał się energetyczny szantaż, a europejska gospodarka przeszła zimę zaskakująco dobrze. Teraz ekonomiści spodziewają się, że tempo inflacji będzie spadać. Ciągle będzie bardzo drogo, ale perspektywa cenowego Armagedonu raczej się nie spełni. A skoro nie trzeba będzie aż tak zaciskać pasa, to klienci jednak nie chcą kupować najtańszych towarów prosto z palet. Preferują „zwykłe” dyskonty, które przecież też z założenia nie mają wygórowanych cen. Zresztą w ogóle w Europie koncept „hard dyskontów” się nie przyjął. Ale kto wie, może gdy za parę lat przyjdzie kolejny kryzys, klienci będą łaskawsi wobec turbodyskontów.