Dla wszystkich fanów kawy z mlekiem sojowym – i mleka sojowego w ogóle – mamy bardzo złą wiadomość. Mleka sojowego już nie będzie. Przynajmniej pod taką nazwą.
Niemieckie Stowarzyszenie na rzecz Bezpieczeństwa Gospodarczego zajmujące się między innymi prawami konsumentów pozwało firmę TofuTown, która produkty wytwarzane z soi czy tofu określa mianem masła, czy mleka. Zdaniem Stowarzyszenia jest to niedopuszczalne i wprowadza dezorientację wśród konsumentów. Firma TofuTown uważa jednak, że nazwy produktów takie jak „mleko sojowe” wystarczająco wyraźnie wskazują na roślinny charakter przetworów. Nie można więc mówić o wprowadzaniu klientów w błąd.
Niemiecki sąd skierował tę sprawę do Trybunału Sprawiedliwości. Ten zaś orzekł, że produkty pochodzenia roślinnego nie będą mogły być sprzedawane w Unii Europejskiej pod nazwami zarezerwowanymi dotychczas dla nabiału. Koniec z mlekiem sojowym, masłem z tofu, serem wegańskim czy śmietanką ryżową. Zgodnie z prawem UE tego typu nazwy powinny być zarezerwowane jedynie dla produktów pochodzenia zwierzęcego. Dodanie do nazwy słów wskazujących na roślinne pochodzenie, jak to było w przypadku TofuTown, jest niedopuszczalne i nie może być traktowane jako metoda na obejście tego zakazu.
Od tej zasady możliwe będą jednak wyjątki. Fani masła orzechowego mogą być spokojni, nadal będą kupowali masło orzechowe, a nie na przykład orzechową masę. Podobnie mleczko kokosowe i mleko migdałowe będą mogły być sprzedawane pod obecnymi nazwami.
Desperacka próbą ograniczenia możliwości marketingowych produktów pochodzenia roślinnego
Dominika Piasecka, rzecznik The Vegan Society stwierdziła, że:
„Trybunał mówi o dezorientacji wśród konsumentów, ale bądźmy szczerzy, czy naprawdę ktokolwiek, kupując karton mleka sojowego, sądzi, że kupuje mleko pochodzenia zwierzęcego?”
Zdaniem Piaseckiej orzeczenie Trybunału jest wynikiem obaw przemysłu nabiałowego związanych z rosnącym zagrożeniem ze strony produktów wegańskich.
„Widać, że firmy produkujące nabiał czują się zagrożone. Produkty pochodzenia roślinnego są coraz popularniejsze wśród konsumentów. Ta sprawa jest za to jedynie desperacką próbą ograniczenia możliwości marketingowych produktów pochodzenia roślinnego”.
Faktycznie wegańskie produkty muszą korzystać z siatki pojęciowej wypracowanej dla nabiału. W sklepie dostaniemy na przykład „produkt wegański à la ser” zarówno w plastrach, jak i tarty. Jak jednak inaczej nazwać produkt, który ten ser w wegańskiej diecie ma zastąpić, i który, z wyglądu przynajmniej, do złudzenia ser przypomina. Można się kłócić, że jak mleko to tylko od krowy, a jak ser to tylko kozi, ale nie wydaje mi się, żeby zmiana nazwy miała jakkolwiek wpłynąć na sytuację produktów pochodzenia roślinnego na rynku. Każdy, kto będzie chciał kupić mleko sojowe, kupi je niezależnie od tego, czy będzie nazywało się „mleko” czy „napój”. Tak samo, nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek, ktokolwiek, chcąc kupić zwykłą śmietankę, pomylił się i kupił śmietankę ryżową. Chociażby dlatego, że taka śmietanka jest zazwyczaj dużo droższa.