W niedzielę odbędą się w Polsce wybory samorządowe, które tak naprawdę składają się z kilku osobnych głosowań. Udział w nich stanowi nasze obywatelskie prawo, a nie obowiązek. Podobnie jak w przypadku poprzednich wyborów, także tym razem odbiór wszystkich kart do głosowania nie jest obowiązkowy.
Po raz kolejny przypominamy: w Polsce obowiązek wyborczy nie istnieje w sensie prawnym
O godzinie 7:00 w niedzielę rozpocznie się głosowanie w wyborach samorządowych. Podobnie jak w przypadku zeszłorocznych wyborów parlamentarnych, tak naprawdę mamy do czynienia z kilkoma różnymi głosowaniami. Wybieramy nie tylko wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, ale także skład organów kolegialnych samorządu. Mowa o radach gmin, radach powiatu oraz sejmikach województw. W przypadku Warszawy należałoby jeszcze doliczyć rady dzielnic.
Zdecydowana większość z nas zdecyduje się na odbiór wszystkich kart do głosowania. Skorzystanie w pełni z naszego czynnego prawa wyborczego jest w końcu całkiem oczywistym wyborem. Zdarzyć się jednak może, że z jakiegoś powodu dana osoba wolałaby postąpić inaczej.
Być może zależy jej wyłącznie na sprawach lokalnych i nie zaprząta sobie głowy wyborami do sejmików województw, które stanowią w pewnym sensie emanację polityki ogólnopolskiej. Może też być zupełnie na odwrót. Są w końcu miejsca, w których zgłosił się tylko jeden kandydat na wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. W takiej sytuacji nawet przytłaczająca większość mieszkańców zagłosuje przeciwko takiej kandydaturze, to przepisy kodeksu wyborczego zostawia obsadzenie stanowiska w rękach nowej rady gminy.
Łatwo sobie wyobrazić całkiem sporo takich powodów do niestandardowego wyborczego zachowania. Tylko czy mamy w ogóle jakiś wybór poza oddaniem głosu nieważnego? Okazuje się, że odbiór wszystkich kart do głosowania w wyborach samorządowych jest całkowicie nieobowiązkowy. Sytuacja pod względem prawnym nie różni się niczym od ostatniego referendum. Komisja wyborcza jest związana życzeniem wyborcy. Wystarczy powiedzieć na przykład „bez rady powiatu” i tej karty nie otrzymamy.
Nie może być inaczej. Czynne prawo wyborcze, jak sama nazwa wskazuje, stanowi uprawnienie, z którego możemy skorzystać, ale nie jesteśmy do tego w żadnym wypadku zmuszeni. O „obowiązku wyborczym” możemy mówić co najwyżej w kategoriach moralnych, jeśli w ogóle. Warto także zwrócić uwagę na poświęcenie poszczególnym głosowaniom odbywającym się równocześnie osobnych rozdziałów w kodeksie wyborczym.
Jeżeli już zdecydujesz się na odbiór wszystkich kart do głosowania, to nie tracisz możliwość zmiany zdania
Ewentualne wątpliwości w tej kwestii postanowiła rozwiać Magdalena Pietrzak, szefowa Krajowego Biura Wyborczego. W trakcie konferencji prasowej Państwowej Komisji Wyborczej jasno potwierdziła:
Jeżeli wyborca nie będzie chciał brać udziału w którymś z głosowań, jak wiemy mamy cztery głosowania, musi to zgłosić komisji i wtedy weźmie tylko te karty do głosowania w wyborach, w których chce wziąć udział.
Dokładnie takie samo stanowisko przyjął rzecznik PKW Marcin Chmielnicki, który równocześnie zwrócił uwagę na utrudnianie w ten sposób pracy komisji. Dotyczy to zwłaszcza tych sytuacji, w których wyborca w trakcie głosowania zmieniłby zdanie i postanowił jednak odebrać „brakujące” karty wyborcze.
Może później przyjść i oświadczyć, że jednak chce zagłosować. Wówczas w spisie wyborców powinno nastąpić skreślenie tej karty. Czynność tę potwierdza przewodniczący lub zastępca obwodowej komisji wyborczej i tworzy z niej notatkę. Za każdym razem czynność ta jest powtarzana aż do czasu wykorzystania wszystkich kart przez wyborcę.
Jeśli zdecydowaliśmy się na odbiór wszystkich kart do głosowania, to już nie będziemy mogli ich zwrócić komisji wyborczej. Jej członkowie kategorycznie odmówią przyjęcia z powrotem dowolnej już wydanej karty. W takiej sytuacji wyborcy pozostaje zagłosowanie albo wspomniane już oddanie głosu nieważnego. Niszczenie albo porzucanie kart do głosowania nie wydaje się najlepszym pomysłem. Według dość popularnej interpretacji takie zachowania mogą stanowić przestępstwo z art. 248 §3 kodeksu karnego, za które w skrajnych przypadkach grożą nawet nawet 3 lata pozbawienia wolności.