Rząd chce ograniczyć umowy o pracę na czas określony. Ma to dotyczyć osób do 40 roku życia

Praca Rodzina Dołącz do dyskusji (50)
Rząd chce ograniczyć umowy o pracę na czas określony. Ma to dotyczyć osób do 40 roku życia

Rząd szykuje ograniczenie umów o pracę na czas określony. Ma to być rozwiązanie towarzyszące Polskiemu Ładowi. Ostatecznego projektu jeszcze nie ma, ale pomysł wpisano do polskiej strategii demograficznej. Ma to służyć jednocześnie uelastycznieniu pracy, jak i jej większej stabilizacji. O co dokładnie chodzi?

Ograniczenie umów o pracę na czas określony

Przypomnijmy: dzisiaj limit umów na czas określony jest jednolity. Można je zawierać albo do długości 33 miesięcy, albo w postaci trzech następujących po sobie umów. Jeżeli ten limit zostanie przekroczony, umowa o pracę natychmiast zmienia się w umowę na czas nieokreślony. Do tego dochodzą jeszcze ewentualne wcześniejsze trzy miesiące umowy o pracę na okres próbny. Zdaniem rządzących zbyt częste wykorzystywanie przez pracodawców tego maksymalnego limitu nie wpływa dobrze na poczucie stabilności u młodych Polaków. Co może być jednym z czynników powodujących opóźnianie decyzji o założeniu rodziny. Stąd pomysł na nowe rozwiązanie.

Jak podaje Polska Agencja Prasowa, cytując wiceminister rodziny Barbarę Sochę, chodzi o ograniczenie umów o pracę na czas określony dla osób do 40 roku życia. Obowiązywałby dla nich zupełnie nowy limit. Składałby się on znów z dwóch kryteriów. Albo:

  • łączny czas trwania umów nieprzekraczający 15 miesięcy, albo
  • maksymalnie dwie umowy o pracę na czas określony

Wiceminister Socha zwraca uwagę, że dziś długo na czas określony pracują głównie kobiety. A to może mieć wpływ na ich późniejsze macierzyństwo. Szybsza umowa o pracę na czas nieokreślony dawałaby poczucie stabilnego zatrudnienia, łączącego się z dodatkowymi gwarancjami.

Walka o przełamanie problemów demograficznych

Jak wszyscy już doskonale wiemy, 500 plus nie działa tak, jak zakładał to rząd. Program jest oczywiście bardzo pomocny dla młodych rodziców, szczególnie tych z uboższych rodzin. Ale jednocześnie nie spowodował wzrostu dzietności. Bo w Polsce tendencja jest odwrotna, z racji tego że czynnik finansowy nie jest tym głównym wpływającym na decyzje o założeniu rodziny. Mamy przecież jeszcze całą serię innych: niemal całkowity zakaz aborcji (co powoduje obawy u rodziców w przypadku możliwej ciężkiej choroby u dziecka), problem z dostępnością miejsc w żłobkach i przedszkolach (nie mówiąc już o dalszych stopniach edukacji, gdzie dzielić i rządzić zaczyna ze swoimi chorymi wizjami Przemysław Czarnek) czy po prostu zmiany stylu życia, takie jak coraz późniejsze decyzje o macierzyństwie.

Dlatego rządzący stają na głowie, by wymyślać kolejne prorodzinne rozwiązania. Potykają się w tym często o własne nogi, proponując w Polskim Ładzie zerowy PIT dla dużych rodzin, jednocześnie zapowiadając że zniknie ulga dla samotnie wychowujących dzieci. Tak jakby naiwnie myśleli, że każde małżeństwo kończy się urodzeniem czwórki maluchów, a nigdy nie kończy się rozwodem. Są jednak też propozycje po prostu dobre, takie jak szykowane gwarancje elastycznej pracy dla kobiet w ciąży czy ochrona obojga rodziców przed zwolnieniem. Tylko czy to wystarczy, by przekonać Polaków do potomstwa?