Rząd już szuka nowego winnego sytuacji na rynku nieruchomości. I wyraźnie sonduje, jaki podatek zaakceptowaliby Polacy

Nieruchomości Państwo Podatki Dołącz do dyskusji
Rząd już szuka nowego winnego sytuacji na rynku nieruchomości. I wyraźnie sonduje, jaki podatek zaakceptowaliby Polacy

Premier Mateusz Morawiecki zapewnił, że żaden podatek od pustych mieszkań nam nie grozi. Oczywiście rządzący szukają rozwiązania „problemu” bogatych funduszy wykupujących mieszkania setkami, ale za wcześnie na jakiekolwiek szczegóły. To bardzo przypomina reakcje rządzących na pogłoski o wprowadzeniu podatku katastralnego.

Podatek od pustych mieszkań to po prostu kolejna iteracja współczesnego podatku domiarowego

Nie będzie nowego podatku od pustostanów. Premier Mateusz Morawiecki na wtorkowej konferencji prasowej oficjalnie zdementował pogłoski krążące w ostatnich dniach. Przypomnijmy: Polacy mieliby płacić daninę od trzeciego posiadanego lokalu mieszkalnego, który pozostaje niewykorzystany. Tym samym interesy osób posiadających drugie mieszkanie nie byłby naruszone a wizerunek rządu nadszarpnięty.

Innymi słowy: podatek od pustych mieszkań to tani populizm, który uderzyłby w naprawdę wąską grupę osób i podmiotów. Ot, władza żerowałaby na pragnieniu dużej części społeczeństwa, by rządzący w jakiś radykalny sposób „dowalili spekulantom”. Najlepiej współczesnym odpowiednikiem „domiaru” z czasów Polski Ludowej. Dlatego bardzo dobrze, że premier pospieszył z dementi.

Całe zamieszanie łudząco jednak przypomina wszystkie poprzednie podchody w kwestii rozwiązania problemu z niedoborem mieszkań za pomocą instrumentów podatkowych. Chodzi przede wszystkim o wszystkie informacje medialne o wprowadzeniu podatku katastralnego, które później rządzący bohatersko dementowali.

Politycy Zjednoczonej Prawicy zdają sobie sprawę z tego, że klasyczny podatek katastralny to popełnienie politycznego samobójstwa. Istotę problemu z tą daniną znakomicie podsumował Jarosław Kaczyński, co przy każdej kolejnej okazji staram się przypominać. Prezes Prawa i Sprawiedliwości zapewniał, że jego partia nigdy jej nie wprowadzi.

To jest instytucja co prawda znana w różnych krajach, ale taka, która w polskich warunkach doprowadziłaby do wywłaszczenia z wszelkiego rodzaju własności ogromnej części Polaków

Tylko jak pogodzić instynkt samozachowawczy obywateli z ich żądzą krwi „spekulantów” i „zachodnich funduszy inwestycyjnych”? Stąd mniej powszechne i bardziej ograniczone podmiotowo wynalazki. Podatek katastralny, ale tylko od określonej wartości. Jeśli nie od wartości, to może po prostu od któregoś mieszkania. Jeśli nie katastralny, to może chociaż podatek od pustych mieszkań?

Wszystkie te medialne doniesienia o pracach prowadzonych nad podatkami, których rząd absolutnie nie ma zamiaru wprowadzać, nasuwają dość oczywiste skojarzenie. To wygląda tak, jakby władza, za pośrednictwem kontrolowanych przecieków, starała się ustalić, jak daleko może się posunąć. Najwyraźniej na razie za każdym razem dostaje od tegoż społeczeństwa po łapach. I bardzo dobrze.

Zachodnie fundusze inwestycyjne mają tak naprawdę marginalny wpływ na rynek nieruchomości w Polsce

Skonstruowanie sprawiedliwego podatku katastralnego nie jest właściwie czymś trudnym. Taka danina może być czymś całkiem rozsądnym i w miarę nieszkodliwym – na papierze. Problemy zaczynają się dopiero w momencie, gdy przychodzi do przełożenia teoretycznego rozwiązania prawnego na potrzeby polskiej rzeczywistości. Dlatego stawiam tezę, że podatku katastralnego w Polsce nie będzie nigdy. Co jednak szalenie istotne: mądry podatek katastralny to nie to samo, co domiarowa pałka podatkowa.

Podatek od pustych mieszkań stanowi w zasadzie kolejną iterację tego samego marzenia o współczesnym podatku domiarowym. Warto przy tym zastanowić się, czy takie rozwiązanie rzeczywiście służyłoby czemukolwiek? Poza udobruchaniem społeczeństwa wkurzonego na sytuację na rynkach mieszkaniowych.

Głównym kozłem ofiarnym są dzisiaj zagraniczne fundusze wykupujące mieszkania na potęgę. Wspomina o nich nawet premier Morawiecki.

Jak bogata firma z zachodu, bo to zwykle są firmy z zachodu, kupują kilkaset mieszkań i przetrzymują te mieszkania. Ceny rosną, nikt się do nich nie wprowadza. Czy to jest sytuacja normalna?

Postarajmy się odpowiedzieć na pytanie postawione przez szefa rządu. Pod koniec zeszłego roku w rękach funduszy inwestycyjnych było około 7 tysięcy mieszkań. Portal Prawo.pl szacował swego czasu, że w 2028 r. w rękach funduszy inwestycyjnych będzie ich ok. 90-100 tys. Jest tylko jedno „ale”: w 2021 r. w Polsce oddano do użytku 234 718 mieszkań. Nieruchomości tego typu w całym kraju są miliony. Oczywistym jest, że wpływ zagranicznych funduszy na rynek mieszkaniowy w Polsce wciąż pozostaje bardzo niewielki.

Za pomocą nowych podatków nie uzdrowi się polskiego rynku nieruchomości

Mało tego, sama sytuacja na rynku nieruchomości jest dość specyficzna. Otóż same fundusze są zainteresowane przede wszystkim mieszkaniami w największych polskich miastach. Podobnie jak Polacy z mniejszych miejscowości, którzy w metropoliach upatrują szansy na lepsze zarobki i wyższy poziom życia. Ewentualnie: po prostu tam studiują. Nie wspominając nawet o mieszkańcach tych miast, którzy też gdzieś mieszkać muszą.

W tym momencie nie sposób także nie uwzględnić kwestii uchodźców z Ukrainy, którzy też potrzebują dachu nad głową. Niektórzy z nich starają się znaleźć jakiś lokal na wynajem. Na to wszystko nakłada się kryzys związany z podnoszeniem stóp procentowych, który sprawił, że część drobnych inwestorów nie jest w stanie spłacać rat kredytów hipotecznych. O takich przypadkach było głośno już w styczniu tego roku. Teraz, w maju, sytuacja robi się coraz bardziej dramatyczna. Zwłaszcza biorąc poprawkę na galopującą inflację.

Prawdziwą naiwnością byłoby sądzić, że podatek od pustych mieszkań, czy inna wersja współczesnego domiaru, jest w stanie rozwiązać systemowy problem z niedoborem mieszkań na rynku nieruchomości i ich wysokimi cenami. Obecnie rynek kształtuje skomplikowany układ różnorodnych czynników. Nawet samo „budowanie więcej” niekoniecznie jest rozwiązaniem idealnym. Trzeba bowiem budować nowe mieszkania akurat tam, gdzie ludzie rzeczywiście chcą mieszkać.

Dlatego najlepsze co rząd w tej sytuacji może robić, to nie robić nic – przynajmniej w kwestii nakładania nowych danin. Podatkowy populizm nikomu w niczym nie pomoże. Co najwyżej zaszkodzi ewentualnym przyszłym podatnikom.