Kampania wyborcza powoli się rozkręca. Niestety, było do przewidzenia, że ton nadawać będzie jej licytacja na rozmaite obietnice. Opozycji, ściślej mówiąc, Platformie Obywatelskiej, zarzucano brak jakiegokolwiek programu. Partia ta w końcu przedstawiła swoje propozycje dla Polski. Tak zwana „szóstka Schetyny” zakłada między innymi wzrost pensji. Kto się będzie musiał na nie złożyć?
Na piątki Kaczyńskiego i Morawieckiego – Szóstka Schetyny
Wybory parlamentarne 2019 już na jesieni, prawdopodobnie jeszcze w październiku. Trwają rozmowy okołokoalicyjne na opozycji, rządzące Prawo i Sprawiedliwość prezentuje „jedynki” na swoich listach wyborczych. Tymczasem Platforma Obywatelska zaprezentowała niedawno swój plan na kampanię wyborczą, oraz najważniejsze propozycje skierowane do Polaków. „Szóstka Schetyny” nie zawiera propozycji rewolucyjnych, na pewno nie zrywa z narzuconą przez rządzących licytacją na obietnice. Nie oznacza to bynajmniej, że są to propozycje z natury złe. Być może z jednym wyjątkiem. Warto także docenić prosty trick z przebiciem piątki Kaczyńskiego i piątki Morawieckiego liczbą postulatów.
Jak się łatwo domyślić, pierwsze miejsce na liście zajmuje odczynienie zmian poczynionych przez Prawo i Sprawiedliwość przez ostatnie cztery lata. Ot, w ramach odnowy demokracji. Elementem tego punktu jest także obligatoryjne referendum przy zdobyciu miliona podpisów. Znakomity sposób chociażby na niekończącą się aborcyjną wojnę, nieprawdaż? Platforma proponuje wyborcom także skrócenie kolejek do lekarzy ustawą, związki partnerskie, program dla seniorów, podwyżki dla nauczycieli oraz poluzowanie nadzoru państwa nad oświatą, a także podjęcie działań zmierzających do wyeliminowania zanieczyszczeń powietrza. Ostatnim jest postulat zwiększenia pensji Polaków.
Podwyżki dla nauczycieli, pieniądze dla emerytów, związki partnerskie, likwidacja kolejek do lekarza ustawą, czyste powietrze
Lider PO zauważył jedną z istotnych bolączek społeczeństwa – niskie pensje. Co gorsza, rozbudowane programy socjalne wprowadzone przez PiS w wielu przypadkach mają zniechęcać do aktywności zawodowej. Trzeba przyznać, że program Rodzina 500 Plus zmniejszył presję na to, by obydwoje rodziców pracowało. Pozostawanie w domu z dziećmi na masową wręcz skalę nie obyło się bez skutków dla gospodarki, której ciągle brakuje rąk do pracy. I to nie tylko programistów, inżynierów czy wysokiej klasy specjalistów. Z drugiej strony, nie ma się co dziwić: przy wciąż rosnącej, niestety razem z cenami chociażby żywności, płacy minimalnej świadczenia socjalne mogą niekiedy stanowić kuszącą alternatywę. Rodzice dwójki dzieci uzyskają mniej z 500 Plus, niż w przypadku etatu za pensję minimalną. Zyskają jednak coś równie cennego niż pieniądze: czas, który można poświęcić dzieciom czy domowi.
Rozwiązanie prezentowane przez Grzegorza Schetynę jest wręcz dziecinnie proste: wystarczy podnieść pensje. Tylko w jaki sposób? Dochód osób zarabiających dzisiaj płacę minimalną ma wzrosnąć o 600 zł., netto. W grę wchodzi specjalna premia za aktywność i za pracę dla osób zarabiających mniej, niż 4,5 tysiąca zł. brutto. Warto zauważyć jednak, że niekoniecznie oznacza to „600 Plus” w wersji Platformy. Znamienne są słowa lidera tej partii o niedokładania pracującym dodatkowych ciężarów przez państwo, oraz zrównaniu wypłaty osób zarabiających pensję minimalną z tym, „co widzą na pasku”.
Szóstka Schetyny to także obietnica wyższych zarobków dla Polaków – tylko czyim kosztem?
Jak Schetyna chce to konkretnie rozwiązać, tego nie powiedział. W takim wypadku nie pozostaje nic innego, jak trochę pogdybać. Na pewno zrównanie pensji brutto z pensją netto wymagałoby w przypadku płacy minimalnej jakiejś formy ulgi podatkowej. Być może chodzi o swego rodzaju rozszerzenie zerowego PIT dla młodych o wszystkich pracowników? W grę wchodzi także przerzucenie w całości składek opłacanych przez pracownika na pracodawcę? Być może ciężary te wzięłoby na siebie państwo? Słowa o „specjalnej premii” dla pracujących trudno jednak zinterpretować na razie inaczej, niż jako zapowiedź wprowadzenia jakiegoś państwowego dodatku do pensji poniżej średniej. Nie wiadomo jednak, w jakiej wysokości.
Trzeba w tym momencie zadać pytanie o to, kto za to wszystko zapłaci? Pieniądze dodawane przez państwo do pensji obywatele będą musieli sfinansować sobie sami – płacąc podatki. Tak samo hipotetyczne rozszerzenie zwolnień podatkowych, bądź nawet manipulowanie kwotą wolną od podatku, będzie oznaczać mniej pieniędzy w budżecie. Akurat to rozwiązanie ma swoje zalety – pod warunkiem ograniczenia także innych wydatków państwa. Ewentualne zmniejszenie składek ZUS tak po prostu, choć niekoniecznie będące złym rozwiązaniem, miałoby swoje konsekwencje. Chociażby dla wysokości przyszłych emerytur dzisiejszych pracowników.
Z drugiej strony, PO nie bez powodu znowu sugeruje nieśmiało, że Polacy jednak powinni rozważyć rezygnację ze wczesnego przechodzenia na emeryturę. Zwiększanie obciążeń po stronie pracodawcy, jak się łatwo domyślić, to w dzisiejszych realiach duży błąd. Szóstka Schetyny ma pozwolić Polakom na korzystanie w pełni z owoców dobrej koniunktury gospodarczej. Warto by zadbać, by ta przedwcześnie się nie skończyła.
Czy nie lepiej byłoby uzyskać wyższe pensje poprzez zastąpienie nimi projektów w rodzaju 500 Plus?
Nie da się przy tym nie zauważyć, że bez wskazania konkretnych założeń projektu, w tym jego źródeł finansowania, pomysł administracyjnego wzrostu pensji brzmi trochę jak przysłowiowe gruszki na wierzbie. Jedno jest pewne: niezależnie od obranej metody, powiększanie pensji ustawą będzie kosztowane dla państwa. Szóstka Schetyny nie zawiera przy tym zapowiedzi rozmontowania programów socjalnych wprowadzonych przez Prawo i Sprawiedliwość. Brakuje nawet typowego dla opozycji przebąkiwania, że może jednak warto by zabrać 500 Plus najbogatszym, lub osobom świadomie nieaktywnym zawodowo. Jest to, oczywiście, zrozumiałe – z przyczyn politycznych. Opozycja przecież chce wygrać nadchodzące wybory. Nie chce też grać tak, jak zagra jej pisowska narracja medialna.
Tym niemniej nie tyle wycofanie się z rekordowego socjalu, co przekierowanie go z „dawania wszystkim rozmnażającym się” na wspieranie pracujących mogłoby stanowić istotną zmianę na plus. Rozwiązanie takie mogłoby niejako pozwolić zjeść ciastko i dalej je mieć: kosztowne i niedziałające zgodnie z założeniami programy socjalne odeszłyby w niebyt, większość beneficjentów nie straciłaby dodatkowych środków – pamiętajmy że 500 Plus na pierwsze dziecko dopiero raczkuje. Do tego gospodarka mogłaby w ten sposób uzyskać zastrzyk energii. I to mniej destruktywnej, niż sztuczne napędzenie konsumpcji – a także inflacji i wzrostu cen. Pytanie tylko, czy Szóstka Schetyny skrywa za sobą dostatecznie dużo odwagi, by zerwać z populizmem, póki jeszcze nie jest za późno?