Całoroczny rejs razem z kieszonkowym? Brzmi jak praca marzeń! Problem w tym, że za owe kieszonkowe dużo kupić się nie da, a pracy jest bardzo dużo. Czy marzenia są warte harówki?
Internauci podzielili się w ocenie rodziny, która postanowiła wystosować bardzo nietypową ofertę zatrudnienia. W owej ofercie znaleźć można szereg takich obowiązków jak opieka nad dwójką małych (5 i 3,5 roku) dzieci (plus podstawowa ich edukacja), gotowanie, sprzątanie, proste naprawy, zaopatrzenie. Pensja takiej opiekunki wynosić ma 150 euro (ponad 600 zł) miesięcznie, ale ma ona możliwość przez rok (!) zwiedzać świat z całą rodziną. Faktycznie, obok takiej oferty nie sposób przejść obojętnie i to niezależnie od tego, czy chce się ją skrytykować, czy pochwalić. Przyjrzyjmy się jednak całej sprawie.
To jedna z tych sytuacji, w których mówię: „no nie wiem, stary”.
Opiekunka na rejs
Wymagania stawiane przed opiekunką to znajomość języka angielskiego (jeśli jednak zna inne, to bardzo dobrze), umiejętność żeglowania nie jest wymagana, ale mile widziana. Nie są to wygórowna żądania, spełni je całkiem sporo osób. To, co budzi jednak znaczące wątpliwości, to owe kieszonkowe, dosyć nędznie wyglądające.
Wszelkie wydatki związane z podróżą zostają pokryte. Jak rozumiem, wchodzi w to wyżywienie, środki czystości i tym podobne, niezbędne rzeczy. Opłacają również ubezpieczenie zdrowotne takiej opiekunki. Właściwie nie ponosi ona żadnych kosztów, a oprócz tego dostaje to niewielkie kieszonkowe. I to właśnie jego wysokości czepiają się internauci.
Jak wiecie, nie jestem entuzjastką wyzyskiwania kobiet, które zajmują się dziećmi – opiekunki na OLX mają szczególnie przekichane – ale w tym wypadku sprawa nie jest taka jasna. Oczywiście – rzeczona „bona” (tak to się kiedyś nazywało) pracuje praktycznie 24/7, aczkolwiek podopieczni są już na tyle duzi, że dadzą jej pospać. Słowem: kobieta patrycypuje de facto w wycieczce, dzieli się obowiązkami z resztą, nie ponosi kosztów i musi podjąć opiekę nad dziećmi.
Wakacje za pracę? To już było
Oferta, którą kieruje owa wycieczkowa para, w dużej mierze przypomina to, co proponuje się au pair, czyli opiekunkom wyjeżdżającym do innych krajów w celu opieki nad dziećmi. W zamian za naukę języka, wikt i opierunek, młoda dziewczyna musi zająć się dzieckiem. Dostaje też drobne kieszonkowe, które różnią się kwotą w zależności od kraju, do którego wyjeżdża (zarobki wahają się w przedziale od Norwegii – 2500 zł po Niemcy – 1100 zł). Tu jest pies pogrzebany, bo au pair pracuje najwyżej 30 godzin w tygodniu (resztę przeznacza na naukę), ale opiekunka do dzieci na jachcie bierze z kolei udział w wyprawie życia. Umówmy się: kto nie chciałby wziąć udziału w rejsie w okolicach Karaibów, Bahamów i Ameryki Południowej?
Spójrzmy na to jednak z innej strony: przyjmijmy, że wynajmujemy opiekunkę i musimy jej zapłacić najniższą krajową. Do tego trzeba się zająć edukacją dziecka, toteż stawka rośnie, bo trzeba zapłacić jak nauczycielowi wychowania wczesnoszkolnego (przyjmijmy, dla porządku, że stażyście). Pracy jest więcej, niż tylko osiem godzin, toteż rośnie kwota za nadgodziny. Jeśli by to tak wszystko zsumować, okazałoby się, że 150 euro to wcale nie jest dużo. Zwłaszcza, że wzmiankowane au pair dostają znacznie więcej za znacznie mniej.
Nie takie jasne
Wszystko tak naprawdę zależy od osoby, która zechce załapać się na taką przygodę. Jeśli komuś nie przeszkadzają przedstawione warunki, będzie się bawił fantastycznie i wyniesie sporo bezcennego doświadczenia. Sceptycy mogą z kolei pokręcić głowami i zapytać, czy taka opiekunka zobaczy coś poza dwójką biegających po plaży dzieci. Przy optymistycznym założeniu rodzice będą się z opiekunką dzielić obowiązkami i wszyscy będą zadowoleni. Przy założeniu pesymistycznym… cóż, eee, będzie pani miała do portfolio.
Pełne ogłoszenie można zobaczyć tutaj. Komentarze pozostawiam waszej ocenie.