Smartfony mogą być niebawem nawet o kilkaset złotych droższe. Resortowi kultury marzy się bowiem nowy podatek – opłata reprograficzna. Pomysł od razu spotkał się z wielką krytyką w sieci. Jednak część artystów jest za.
Po sieci jakiś czas temu krąży mem z premierem Mateuszem Morawieckim. „Polacy uwielbiają niskie podatki. Dlatego wprowadzamy mnóstwo nowych, niskich podatków” – brzmiał żart.
No, nie do końca był to żart, bo faktycznie ciągle trwają prace nad nowymi mikropodatkami. Na przykład podatek od smartfonów i tabletów. Niektórzy szacują, że jeśli pomysł resortu kultury wejdzie w życie, to ceny urządzeń mogą podskoczyć nawet o kilkaset złotych.
Nietrudno zgadnąć, czemu rząd myśli o nowych podatkach. Sytuacja budżetowa nie jest najlepsza, a przecież PiS nie może łatwo zrezygnować z programów społecznych jak na przykład 500 plus. Tymczasem wstępne szacunki mówią, że nowa danina może przynieść budżetowi ok. 300 mln zł rocznie.
Podatek na smartfona sfinansuje emeryturę dla artysty?
Okazuje się jednak, że są też pomysły, by podatek na smartfona finansował również fundusz ubezpieczeń dla artystów. Twórcy ze stowarzyszenia „Razem dla kultury” już poparli ten pomysł.
Wypowiedział się na ten temat również znany pisarz, Zygmunt Miłoszewski. „Dzisiaj wygląda to tak, że większość polskich artystów nie jest objętych żadnym ubezpieczeniem społecznym” – mówił.
Autor zauważył też, że w Polsce już istnieje opłata reprograficzna – problem w tym, że lista objętych nią produktów od dawna nie była aktualizowana. Są na niej więc na przykład kasety VHS czy płyty CD i DVD. Jak wiadomo, niewiele osób z nich już korzysta.
Idea, która stoi za opłatą, jest prosta. Na kasety czy płyty przegrywano często dzieła artystów – a ci na tym nie zarabiali. Więc opłata miała im zrekompensować te straty.
Dzisiaj mało kto nielegalnie kopiuje muzykę czy filmy na kasety czy płyty. Raczej na tablety czy smartfony. Więc trzeba zrobić opłaty za smartfony i tablety. Logiczne?
Na pierwszy rzut oka może i tak. Jednak trudno nie zauważyć, że popularność nielegalnego korzystania z kultury się zmniejsza z roku na rok. Zamiast ściągać nielegalnie muzykę, coraz częściej wolimy abonament w Spotify czy Tidalu. Zamiast nielegalnych filmów czy seriali wolimy Netflixa czy HBO GO. A z tego wszystkiego korzystamy przecież na nowoczesnych urządzeniach.
Czy mimo tego powinniśmy się zrzucać na artystyczne emerytury? Nie ma łatwej odpowiedzi. Niektórzy autorzy Bezprawnika z pewnością powiedzieliby Miłoszewskiemu, że może po prostu założyć działalność gospodarczą – i będzie miał emeryturę jak każdy przedsiębiorca.
Ale pisarz ma na to odpowiedź – sztuka to nie biznes. „Działalność gospodarcza jest nakierowana na zysk, a działalność artystyczna na dzieło. W większości przypadków nie da się jej ująć w biznesplan”, mówi autor.