Na wstępie chcę uspokoić wszystkich, którzy obawiają się, że gdzieś istnieje jakaś straszliwa komisja, która rozpatruje każde słowo i wsadza do więzień tych, którzy się potkną. To znaczy: istnieje Rada Języka Polskiego, to prawda. Do więzień nie wsadza, tylko ciężko wzdycha, kiedy ktoś w debacie publicznej błąd popełnia (a robi to każdy, nawet ktoś z dyplomem magistra lub tytułem doktora - zdarza się także mnie, czego nasi mili czytelnicy nigdy nie omieszkają mi wypomnieć). Zakres uprawnień Rady wyszczególnia Ustawa o języku polskim. W skrócie, jest to opiniotwórczy organ, który debatuje nad zmianami w języku, odpowiada na zapytania, opiniuje imiona - nawet te najgłupsze. Przesyła również - nie rzadziej niż raz na dwa lata - do Sejmu Sprawozdanie o ochronie języka polskiego (to zawsze jest bardzo komiczny dokument, dowodzi między innymi, że strony konsulatów i ambasad często nie mają kompletnych informacji w języku polskim).
Rada Języka Polskiego rozpatruje również zapytania, odpowiada na palące kwestie i... tak, pewnego dnia może uznać, że słowo "weszłem" może być swobodnie używane bez syków i parsknięć.
Rada Języka Polskiego
Istnieje takie pojęcie jak "uzus językowy". W dużym skrócie jest to pewien zwyczaj, którego nabywamy w języku. Jeśli nagle połowa Polaków zacznie nagminnie używać słów typu "weszłem", zacznie się pojawiać ono w mediach, ludzie uparcie będą je stosowali - Rada Języka Polskiego uzna wtedy (pewnie z bólem serca), że słowo to wchodzi to normy i jest poprawne. To oznacza, że nauczyciel na lekcji nie będzie już mógł podkreślić błędu, urzędnik nie powinien na nas spojrzeć spode łba, a pan polityk będzie mógł z mównicy powiedzieć, że "weszłem do Sejmu po to, by poprawiać byt Polaków". Tak może być.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Ciekawa jest też sytuacja ze słowem "wziąść". Profesor Jerzy Bralczyk (wiceprzewodniczący Rady) wziął posłankę Krystynę Pawłowicz w obronę, kiedy użyła tej formy. Twierdził on, że tak pisali Sienkiewicz i Mickiewicz - i chociaż nie jest to zgodne z obecnie przyjętymi zasadami, to nie trzeba być przesadnie okrutnym.
Nauczyciele powtarzali nam też często, że jeśli popełnimy błąd językowy w piśmie do urzędu, to nie zostanie ono przyjęte, albo zostaniemy potraktowani niepoważnie. Jakkolwiek pochwalam zachętę do korzystania z poprawnej polszczyzny, tak mam złe wieści. Urząd musi przyjąć każde pismo, nawet takie, które roi się od potwornych lapsusów. I jeszcze musi na nie odpowiedzieć!
Uzus wszystko przełknie
Czy istnienie uzusu oznacza, że możemy korzystać z takich form jakich chcemy? To zagadnienie jest o tyle interesujące, że jeden z bardzo znanych polskich polityków, Janusz Korwin-Mikke, uparcie odmawia zastosowania się do reformy pisowni z roku 1936 i w najlepsze pisze "puhar". Chociaż Rada Języka Polskiego by się z nim nie zgodziła, to zdaniem profesora Marcina Zielińskiego, ona jedynie opiniuje - a piszący mogą się dostosować lub nie. Innego zdania był członek RJP, Jerzy Podracki, w którego opinii:
Mamy prawo ustalać przepisy tylko w jednym, choć bardzo ważnym zakresie. Chodzi o przepisy ortograficzne oraz interpunkcyjne. W tym zakresie uchwały Rady Języka Polskiego są wiążące dla wszystkich piszących.
Ale jak mówię: do więzienia nikt za to nikogo nie zamknie. Tyle tylko, że język, jako twór ciągle się zmieniający, w pewnym momencie może zaakceptować formy, które dzisiaj nas mierzą. Lecz jak to czasami mówią studenci filologii polskiej, uzus wszystko przełknie. Nawet "puhar" i "wziąść", jeśli będzie taka potrzeba.
Pewnego pięknego dnia możemy więc znaleźć w piśmie urzędowym zapis o tym, że można "wziąść" za coś odpowiedzialność. Wystarczy ludzkie działanie i jedna, magiczna uchwała Rady Języka Polskiego... lub nagła reforma tego, co znaliśmy do tej pory.