Złośliwi twierdzą, że u polskiego przedsiębiorcy dorobić się można co najwyżej wrzodów żołądka. Rynek pracownika owszem – istnieje. Jednak poza branżą IT ciężko doszukać się jego przejawów. Rzeczywistość większości pracowników wciąż jest uzależniona od widzimisię pana i władcy, czyli pracodawcy.
Rynek pracy w Polsce ma mocno schizofreniczny charakter. Z jednej strony mamy branżę IT i pokrewne, gdzie motywem do zmiany może być to, że inna firma oferuje lepsze benefity pracownicze. Z drugiej strony mamy zatrudnienie na umowę zlecenie i ogólny wyzysk połączony z jawnym obchodzeniem kodeksu pracy. Dodajmy do tego jeszcze to, że młodzi pracownicy to często leniwi pracownicy i mieszanka wybuchowa gotowa. Rafał Woś z tygodnika Polityka opisał kilka historii na temat tego, jak w praktyce wygląda rynek pracownika w Polsce.
Międzynarodowa korporacja zwalnia pracownika po tym, jak ten zauważył, że firma tuszuje informacje o wypadkach przy pracy, przyzwala się na wulgarne traktowanie pracowników i nie pozwala na tworzenie związków zawodowych. Sąd pracy w dwóch instancjach przyznał mu rację, jednak firma wciąż nie daje za wygraną. Skutecznie również utrudnia mężczyźnie znalezienie nowej pracy. W końcu kto zatrudni donosiciela? W kolejnej historii dyrektorka w firmie z branży spożywczej tak opisuje panujące tam realia:
Rynek pracownika w Polsce?
W firmie większość zatrudnionych to obywatele Ukrainy. Część z nich pracuje bez umów i odpowiednich dokumentów do pracy z żywnością. Pracują po kilkanaście godzin na dobę 6–7 dni w tygodniu. Umowy naszpikowane są karami od 50 do 500 zł. Pracownikom, którzy mają wypłatę w gotówce, bardzo ciężko jest ją odebrać, gdyż biuro jest czynne do 18, a oni kończą swoją pracę po 22. Moja umowa niestety tylko w teorii dawała mi swobodę działania. W praktyce byłam kontrolowana na każdym kroku i kilkadziesiąt razy dziennie musiałam raportować, co robię.
Moją ulubioną historią jest natomiast ta, jak w lokalnej instytucji kulturalnej do zatrudnienia było konieczne startowanie w przetargu o kontrakt na swoje stanowisko. Przetargi otwierają pole do ogromnych nadużyć, o czym piszemy i na Bezprawniku. Nie inaczej było i w tym przypadku. Gdy pracownicy tej instytucji chcieli formułować jakieś postulaty wobec dyrekcji, mieli spotkać się z groźbą skierowania sprawy do prokuratury. W końcu zmowa przetargowa jest przestępstwem, za które grozi kara nawet 3 lat pozbawienia wolności.
Powodów takiego stanu rzeczy jest mnóstwo, a obecna sytuacja na rynku pracy to wypadkowa wielu czynników. Można przerzucać się przykładami na to jak bezczelni studenci to w przyszłości roszczeniowi pracownicy. Z drugiej strony pracodawcy mają swoje za uszami, z mentalnością pana i władcy czy ojca wszystkich swoich pracowników na czele. Tymczasem to państwo stworzyło takie regulacje, że i jednym i drugim bardziej opłaca się oszukiwać i obchodzić prawo, niż po prostu wykonywać swoje obowiązki.