W drugiej połowie roku czeka nas gwałtowny wzrost zakażeń, druga, jesienna fala koronawirusa – trąbili eksperci przez całe wakacje. Rząd jakoś nie chciał ich słuchać. Zajmował się przez ten czas innymi sprawami: wyborami Sasina, miejscem Ziobry w rządzie, „piątką dla zwierząt”, czy, ponad wszystko, walką z LGBT.
Pierwsza fala koronawirusa zaskoczyła wszystkich. Mało kto przewidywał, że tajemniczy wirus z Wuhan będzie siał takie spustoszenie. Reakcje rządów były więc początkowo bardzo różne – i często chaotyczne. Jedne od razu decydowały się na pełny lockdown, inne długo utrzymywały życie w swoich krajach w normalnym trybie.
Ten chaos w marcu jednak można było zrozumieć. Trudniej jednak to pojąć z perspektywy października. Latem wirus był „w odwrocie”, co zresztą polski rząd uznał za swój wielki sukces. A premier Morawiecki ogłosił, że wojnę z koronawirusem po prostu wygraliśmy.
Eksperci pukali się w głowę. Przekonywali, że odwrót wirusa latem jest tylko czasowy. A każdy niemal każdy wirus „wraca” jesienią. Czemu? Po pierwsze, spada wtedy odporność organizmu. Po drugie, rzadziej w domach wietrzymy i odkręcamy kaloryfery – a wtedy wirus ma lepsze warunki do rozwoju. Po trzecie – po prostu gdy jest zimniej, częściej gromadzimy się w grupach.
Jednym słowem – jesienna fala koronawirusa wydawała się nieunikniona jeszcze wiosną. Co zrobił rząd, by nas do niej przygotować?
Jesienna fala koronawirusa. Rząd wolał walczyć z LGBT
Można mieć wrażenie, że po wprowadzeniu tarcz i po obluzowaniu wiosennych ograniczeń, rząd Morawieckiego stwierdził, że nie ma dalej sensu zajmować się koronawirusem.
Na warsztat weszły więc inne sprawy – na początku „wybory Sasina” za 70 mln zł. Potem mieliśmy sagę o koalicjantach. Najpierw PiS walczył na śmierć i życie z partią Gowina, potem jakoś się z nią pogodził. Potem walczył na śmierć i życie z partią Ziobry i jakoś się pogodził. W tle była „piątka dla zwierząt” i rekonstrukcja rządu, która pochłaniała większość energii naszej klasy politycznej.
Nie można oczywiście nie wspomnieć o kwestii LGBT, która rozgrzewała przez cały sezon rządzących, media oraz Kościół.
W przerwach pomiędzy walką z LGBT i walką pomiędzy sobą, politycy Zjednoczonej Prawicy przygotowywali się do tzw. JOP – Jesiennej Ofensywy Programowej. W jej ramach mają się dalej rozprawiać z sądami, samorządami i, ponad wszystko, z niezależnymi mediami.
Po co to wszystko przypominamy? Cóż, dzięki temu łatwiej zrozumieć, że rząd zupełnie nie miał czasu na przygotowanie się na drugą falę koronawirusa.
Nie ma więc żadnej strategii – najpierw rząd bez mrugnięcia okiem wysyła dzieci do szkół, by chwilę później robić z całej Polski „żółtą strefę”. A my ciągle nie wiemy, jak rząd zamierza działać w najbliższych miesiącach. Może wykorzystany będzie jeden z czterech scenariuszy nowych obostrzeń w Polsce, o których mówią eksperci? A może będzie raczej ciągłe dryfowanie?
Jeśli brak strategii, to trudno mówić o taktyce. Nieprzygotowane do drugiej fali mamy szpitale, DPS-y, szkoły… Lekarze i pielęgniarki są wykończeni, nauczyciele boją się chodzić do szkół. Dodzwonienie się do Sanepidu z kolei dziś graniczy z cudem.
A przypadków mamy już więcej niż Niemcy czy Włosi. U nich początek epidemii wyglądał nieporównywalnie gorzej niż w Polsce. Ale tamtejsi politycy przynajmniej odrobili jakieś lekcje. U nas byli głównie zainteresowani propagandą sukcesu. Jesienna fala koronawirusa niestety mówi teraz: „sprawdzam”.